Czy porzucenie Kościoła musi oznaczać porzucenie Boga? Czy odejście od zorganizowanej religii musi się wiązać z odejściem od sfery sacrum? Zastanówmy się nad tym.
Czy porzucenie Kościoła musi oznaczać porzucenie Boga? Czy odejście od zorganizowanej religii musi się wiązać z odejściem od sfery sacrum? Zastanówmy się nad tym. Dla mnie oczywistością jest wiara w Stwórcę, którego co prawda nie znam i nie rozumiem, lecz którego jakoś sobie wyobrażam, który jest dobrocią, miłością, opiekuńczością, a jednocześnie sprawiedliwym sędzią, wymierzającym kary za grzechy. Tylko co jest grzechem? Jeśli odsuniemy się od hipotez, jakie wysuwa ku nam dana religia, to odsuniemy się też od nauki o samym grzechu. Skąd więc mamy wiedzieć, czego oczekuje od nas Bóg?
Ludzie odwracają się od Kościoła. Mają dość nakazów i zakazów, pouczeń ze strony księży, moralności wyniesionej z tradycji tej instytucji. Czy może to dziwić? A może jest to najbardziej naturalny z kursów, jakie mogła przyjąć współczesność?
Nie mogę też nie pomyśleć o tych wszystkich znajomych, którzy choć wychowani w religijnych rodzinach, gdzie – wydawać by się mogło – żarliwie praktykowano wiarę, dzisiaj są ludźmi oddalonymi od Kościoła, niewierzącymi, a nawet odczuwającymi swoiste obrzydzenie do wszystkiego, co z religią się kojarzy. Wszystko przez to, jak mówią, że zmuszano ich do wypełniania określonych rytuałów i dziwacznego stylu życia, nie pokazując przy tym w ogóle Boga i Jego działania. Z rodzinnej pobożności wynieśli zranione uczucia, zły wizerunek Boga i patologiczny obraz religii oraz człowieka. Podobnie – w mojej ocenie – wygląda problem odwracania się od wiary wielu ludzi młodych, którzy decydują się zerwać więzi łączące ich z Kościołem. Odchodzą, ponieważ nikt im nie pokazał Boga. Były wymagania, nakazy, zakazy, brak poszanowania wolności. Zabrakło najważniejszego – Boga.
Dziwaczny i niepotrzebny celibat, skandale pedofilskie, tzw. lawendowa mafia, bogactwo i blichtr, szemrane interesy, preferencyjność w kupowaniu ziemi, zamykanie się w „oblężonej twierdzy” – to wszystko sprawia, że ludzie odsuwają się od Kościoła, a sam Kościół traci kontakt ze światem. Czy ratunkiem jest kapłaństwo kobiet? Zniesienie przymusowej bezżenności duchownych? Powrót do małych wspólnot, które zastąpią potężny korporacyjny twór? Nie wiadomo. Coś się chyba jednak musi zmienić. Ważne, by nie niszczyć delikatnych zalążków wiary, która kiełkuje w młodych, naiwnych jeszcze umysłach. Ocalmy Boga.
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo