Szkoła kształtowana przez kolejnych ministrów edukacji zmienia się w zależności od tego, jaką opcję światopoglądową każdy z nich reprezentuje. Jakie są tego owoce? Czy parę lat przedmiotu HiT w jakikolwiek sposób uwrażliwiło młodych na potencjalne problemy ojczyzny? Raczej większość z nich szykuje już plecami ewakuacyjne na wypadek konfliktu zbrojnego. Eksperymentowanie na (cudzych) dzieciach, choć powszechnie akceptowane (oczywiście tylko wtedy, kiedy MY to robimy, prawda? ;)), okazuje się przynosić często odmienne rezultaty od oczekiwanych.
A może by tak w PEWNYCH kwestiach pozostawić uczniom wybór?
1) Albo tzw. edukacja zdrowotna w wydaniu pani Nowackiej, albo tzw. wdrożenie do życia w rodzinie w wersji katolickiej?
2) Religia i/lub etyka i/lub religioznawstwo i/lub filozofia?
W obydwu przypadkach trzeba by coś wybrać.
Oczywiście próby „wychowania” starszej młodzieży przez – niekoniecznie szanowanych – nauczycieli zwykle kończą się fiaskiem, jeżeli nie ma „wsparcia” w rodzinie. A także – o czym chyba zazwyczaj zapominamy – w całej kulturze. Nie ma dzisiaj dobrego „klimatu” dla osób wierzących (chrześcijan), muszą się oni zmagać z wszechobecnym rozprzężeniem obyczajów. Przekonanie, że szkoła skoryguje rzekomo błędny światopogląd części młodzieży jest równie naiwne, co wiara w uczciwość każdego polityka. Czyżbyśmy nie pamiętali własnych lat cielęcych, kiedy „ciało gogiczne” nie było przez nas bynajmniej traktowane ze zbyt dużą estymą? ;)
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo