W 2005 roku głosowałam na Platformę Obywatelską. W 2007 – na Partię Kobiet. W 2011 i 2015 – na Nową Prawicę. A za rok...?
Za rok nie wiem, co będzie, nie mam pojęcia, na kogo głosować i zastanawiam się, czy nie odpuścić sobie wyborów. W przeciwieństwie do rozmaitych ciołków nie zamierzam głosować na tzw. mniejsze zło. To żałosne i głupie. Albo wybiera się zgodnie z własnym sumieniem i rozumem, albo... nie. A ja bym chciała znaleźć taką partię, choćby i najmniejszą, nie mającą szans na wejście do sejmu, na którą mogłabym uczciwie oddać głos. Bo tylko wtedy mogłabym patrzeć w lustro bez wstydu.
Jaka miałaby być ta partia?
Przede wszystkim – w miarę wiarygodna. Bez historii pełnej przekrętów czy niedotrzymanych obietnic. Złożona z ludzi, których dłoń uścisnęłoby się mocniej i serdeczniej niż wynika to ze zwyczaju.
Proekologiczna, nastawiona na ochronę środowiska, odnawialne źródła energii, poprawę bytu zwierząt. Bo państwa powstają i przemijają, a przyroda trwa; niestety, szkody jej wyrządzone nie dają się łatwo naprawić.
Liberalna obyczajowo, gotowa oddać głos obywatelom w takich sprawach jak prawo antyaborcyjne, związki partnerskie, religia w szkołach (w skrócie: nie liżąca dupy Kościołowi).
Stawiająca zdrowy rozsądek ekonomistów i ekspertów ponad bogoojczyźniane sentymenty; prowadząca twardą politykę zagraniczną, ale bez podpierania się narodową dumą.
Pewnie zebrałoby się jeszcze trochę życzeń, ale to podstawy.
Niestety, na chwilę obecną takiej partii nie ma. A mnie się już przejadło głosowanie na Nową Prawicę, której jedynym atutem w moich oczach był ich sprzeciw wobec szalonego rozdawnictwa.
A może wy byście mi kogoś polecili? :)