Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
367
BLOG

Muniek + T.Love = "Muniek"

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 3

Gwiazdy polskiego rocka sypnęły ostatnio swoimi wspomnieniami. Krzysztof Grabowski z Dezertera napisał swoje, Krzysztof Grabaż Grabowski swoje, a teraz do tego – znacznie liczniejszego grona wspominkarzy – dołączył Zygmunt Staszczyk z T.Love.

 
Jego „Muniek” to zapis rozmowy z Grzegorzem Brzozowiczem o życiu, o młodości, o muzyce, o miłości, koleżeństwie. O wszystkim co ukształtowało jego męską i muzyczną postawę. W tej opowieści Muniek szczerze mówi o swoim życiu, o swych błędach młodości (a któż ich nie miał?!), o swych wzlotach i upadkach, o budowaniu zespołu i dochodzeniu do jego wielkości.
 
W tej opowieści życie prywatne splata się ściśle z zawodowym – bo jakżesz by inaczej nazwać muzykowanie w wydaniu takiej formacji, jak T.Love? Muniek w zabawny sposób opowiada o swoich „pierwszych Jarocinach”, o kłopotach, z jakimi borykał się zespół w pierwszych latach swego istnienia – warto dodać, że nie bez własnej winy.
 
Przebogate życie towarzysko-imprezowe było przyczynkiem do wielu kłopotów wczesnego T.Love, ale też miało swe odbicie na życiu prywatnym. Muniek opowiada o tym szczerze, bez żadnego udawania. Jednak jego obecnie doświadczenie życiowe pozwala jasno ocenić: to było złe, a tamto niezbyt roztropne.
 
Ale Muniek to przede wszystkim T.Love, a T.Love to muzyka. Muniek kwalifikuje swoje muzykowanie jako rock’n’roll, co jest pewną ciekawostką, gdyż wielu mu podobnych wiekiem i temperamentem mówi o swoich punkrockowych korzeniach. Co prawda, wspomina w pewnym momencie o „punkowym pniu”, ale konsekwentnie odwołuje się do rock’n’rollowego stylu. Odpowiada tym wszystkim, którzy zarzucili zespołowi T.Love zbytnią komercjalizację: … od samego początku nie graliśmy muzyki skazanej na jedno getto. Nie lubię fanów, którzy tworzą sekty … […] Mnie cieszy, że na nasze koncerty przychodzą blondyny, studentki, jakieś brzydule w okularach, ale i typ bizneswoman…
 
Muniek nie tłumaczy znaczeń swych piosenek, jak zrobił to np. Grabaż w „Gościu”, natomiast dosyć często wskazuje ścieżki, jakimi do niektórych piosenek dochodził, jak je tworzył, co było inspiracją. Przekomicznie wyglądają narodziny piosenki Warszawa – pracował wówczas jako „pomagier kucharza”, a potem jako kelner: piosenka powstawała między salą restauracyjną a … toaletą. W innym miejscu przypomina, jak np. „odnalazł się” utwór Outsider:
Parę lat temu dzwoni do mnie Krzysztof „Grabaż” Grabowski z zespołu Pidżama Porno i pyta o pozwolenie nagrania starej piosenki T.Love
- Spoko.
- „Autsajder”, takie reggae, które graliście na festiwalu nowej fali w Toruniu, jako widz nagrałem wasz koncert na magnetofon.
Kompletnie zapomniałem o tym kawałku. I dzięki Grabażowi nie tylko jego zespół go przypomniał, ale i utwór wrócił do koncertowego repertuaru T.Love.
 
Jeśli ktoś myśli, że życie estraadowca jest tylko i wyłącznie piękne i wspaniałe, to czytając Staszczykowe wspomnienia srodze się rozczaruje – to oczywiście powód to stwierdzenia, że przyjemnie jest być znaną osobą. Próżność kocha szczególnie artystów, ale też okoliczność do przeżywania wielu smutnych i przygnębiających momentów. Muniek szczerze pisze o swoich depresjach, które na swej drodze przeżywał.
 
W „Muńku” zaskakująco dużo jest polityki – główny bohater chętnie o mówi o postawach ideowych, wyraża opinie na temat polityków i polityki. Muniek przyznaje, że w pewnym momencie, lubiąc wypowiadać się na te tematy, był często zapraszany do wielu debat telewizyjnych i radiowych, proszony o nagranie wypowiedzi na bieżące tematy – to jednak zaczęło być upierdliwe i niebezpieczne: zaczął bardziej być odbierany jako „muzyczny polityk”, a nie muzyk. Zabawne w tym wszystkim jest to, że każda z opcji próbowała „przerobić” go na swoją stronę. Muniek bardzo zgrabnie z tej próby szufladkowania wybrnął: Cieszyłem się, jak małolat, że wygrała PO. Upiliśmy się, zjedliśmy wielką kaczkę. Taka była radocha, jakby komuna przegrała te wybory. Teraz, gdy patrzę na dokonania PO, na którą głosowałem to … […] Ta sama nieudolność. Może tylko PO ma lepsze opakowanie.
 
Język Muńka jest specyficzny i tę specyfikę można tu uchwycić. Jeśli ktoś dobrze pamięta tembr jego głosu, to czytając „Muńka” ma się wrażenie, że ma do czynienia z audiobookiem. Chwała za to Grzegorzowi Brzozowiczowi.
 
Opowieść Muńka to opowieść o T.Love, o polskim świecie muzycznym, o różnych miejscach, w których żył, pracował i przebywał. To także opinie o niektórych kapelach (prosto mówi, co mu się podoba, a co nie w polskiej muzyce). Przy okazji dowiedziałem się też, że jestem sekciarzem: wiem, że T.Love nie ma tak sekciarskich fanów, jak zespoły metalowe czy Kult i Grabaż…
 
„Muńka” nie ma sensu porównywać do opowieści Grabowskiego z Dezertera, ani do monumentalnego grabażowego „Gościa” – to coś zupełnie innego. Na prawie 300 stronach czytamy (bądź słuchamy – to a’propos „audiobooka”) tego, czym T.Love i sam Muniek byli dotąd, ale też dowiadujemy się, co nas czeka w najbliższym czasie.
 
„Muniek” to kolejna cegiełka do modnego obecnie zainteresowania korzeniami polskiego punka i rock’n’rolla. Warto po nią sięgnąć i poznać taki punkt widzenia.
 
 
 
 
Grzegorz Brzozowicz, Zygmunt Muniek Staszczyk
MUNIEK
wydawnictwo czerwone i czarne
seria: powiększenia
Warszawa 2011
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura