Mam krytyczny stosunek do wielu elementów zarządzania poznańską kulturą. Widzę wiele niedoróbek i po prostu złych decyzji. Wielokrotnie jako radny miejski prowadziłem gorące spory z prezydentami - śp. Maciejem Frankiewiczem i ostatnio Sławomirem Hincem oraz Wydziałem Kultury z Urzędzie Miasta Poznania.
Jako członek Komisji Kultury i Nauki Rady Miasta Poznania i podkomisji ds. finansowania kultury wiele razy formułowałem wnioski sprzeczne z wizją władz miasta. Ale jednocześnie wiem, że zarządzanie tym obszarem w specyficznym dla kultury mieście jest niezwykle trudne. I potrafię ocenić obiektywne starania niektórych animatorów kultury, decydentów i polityków.
Przy swej krytycznej opinii co do kilku decyzji (a może ich braku) prezydenta Hinca przychodzi mi dzisiaj bronić go przed niesprawiedliwymi zarzutami redaktora Michała Danielewskiego. Redaktorowi „Gazety Wyborczej” nie odmawiam prawa do wyrażania swoich poglądów, wręcz doceniam jego aktywny wkład w inicjowanie i prowadzenie wielu debat o sprawach naszego miasta. Za każdym razem uważnie wczytuję się w to, co ma do powiedzenia. Myślę jednak, że w tekście „Tajemnica kulturalna wiceprezydenta Hinca” (Gazeta Wyborcza Poznań, 22-23 października 2011) poturbował go za nadto.
Poszło o pomysł powołania w Poznaniu Biura Festiwalowego, na wzór Krakowa, którystworzył spójną koncepcję na ideowe połączenie wielu różnych imprez, a sukces medialny i rynkowy nawet najambitniejszych z nich sprawił, że tamtejsze Biuro Festiwalowe stało się pieszczochem mediów i modelem do naśladowania dla reszty kraju - jego skromniejszą kopią jest choćby Toruńska Agenda Kulturalna.
Pomysł powołania takiego Biura w Poznaniu wzbudził zainteresowanie Redaktora Danielewskiego, jak i moje, bo tak i on, jak i ja uważamy, że byłaby to największa zmiana w zarządzaniu kulturą od lat, w grę wchodziłoby dysponowanie milionami złotych (…) i zupełnie nowe podejście do organizowanych w mieście wielkich imprez.
Problem, jak widzę, pojawia się na etapie ujawniania planów organizacji Biura. Redaktor Danielewski uważa bowiem, że strzępki informacji na temat tego projektu docierają do nas jedynie w postaci plotek i kuluarowych opowieści i jego zdaniem jest to skandal. I przesłanka, że tworzenie biura festiwalowego będzie przypominało inne kulturalne działania Hinca, które niemal zawsze przebiegały według scenariusza z piosenki Wojciecha Młynarskiego: "Faceci wokół się snują, co są już tacy, / że czego dotkną, zaraz zepsują. W domu czy w pracy / gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym / Na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek, / bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak streszczę: Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie? Co by tu jeszcze?". Ostra to krytyka. Chyba za ostra i trochę niesprawiedliwa.
Zgadzam się z redaktorem „Gazety Wyborczej”, że koncepcje powołania Biura Festiwalowego w Poznaniu muszą być bardzo spójne i jawne od początku: kwestii do rozwiązania jest mnóstwo i wszystkie powinny podlegać publicznej dyskusji. Czy Biuro ma być zarządzane autorsko przez sprawnego menedżera kultury, czy też ma być jedynie Estradą Poznańską pod zmienioną nazwą, czyli de facto maszynką do rozdzielania pieniędzy? Czy ma mieć pod opieką wszystkie festiwale współfinansowane przez miasto, czy tylko tzw. okręty flagowe? Co dalej z konkursem na dotacje dla organizacji pozarządowych - czy po utworzeniu biura festiwalowego pula pieniędzy przeznaczanych na konkurs pozostanie na podobnym poziomie wielkości jak dotychczas, czy zostanie poważnie zmniejszona? Nie zgadzam się jednak ze stwierdzeniem, że prezydent Hinc swój pomysł, choćby w ogólnym zarysie, powinien przedstawić natychmiast. Nie, nie natychmiast. Do tego potrzeba czasu.
Jak już wspomniałem na początku, zarządzanie kulturą w Poznaniu jest niezwykle trudne. Środowisko „ludzi kultury” jest skłócone i niekiedy zawistne wobec sukcesów innych. Poznańska kultura ma kłopoty z wypromowaniem znaczących zdarzeń i instytucji w Polsce – poza Festiwalem Malta, Starym Browarem jako miejscem kultury, paroma przeglądami teatralnymi. Poznańskie środowiska kulturalne, decydenci i lokalni politycy nie mają pomysłu na wypromowanie większej ilości flagowych (cyklicznych) inicjatyw w mieście. Od dawna uważam, że „końmi pociągowymi” poznańskiej kultury mogłyby zostać muzyka i teatr. Te elementy kulturalnego Poznania są najbardziej widoczne w Polsce. Poznaniowi udał się „Transatlantyk”, ale już zainicjowany w naszym mieście paręnaście lat temu festiwal muzyki filmowej (grany w Arenie) bezpowrotnie wyniósł się z miasta. Mamy zespoły muzyczne – muzyki klasycznej, rozrywkowej i wszystkich chyba nowoczesnych nurtów muzycznych – ale nie mamy sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia.
Poznańskie teatry: Polski, Nowy, Wielki, ale i Biuro Podróży i inne, przeglądy dramaturgii teatralnej i festiwale – wspominana wcześniej Malta – to miejsca i inicjatywy, które zyskują coraz większe uznanie w kraju. Choć z drugiej strony wstydliwym problemem jest problem braku siedziby dla Teatru Muzycznego.
Co z tego, że słyniemy ze znakomitych inicjatyw teatralnych czy muzycznych, skoro poziom emocji środowiska kulturalnego i złych decyzji – zwłaszcza finansowych – tłumi potencjał Poznania? Przez 12 lat tłumaczyłem w Radzie Miasta, że potężny budżet festiwalu maltańskiego – obejmujący już parę milionów rocznie – zajmujący znaczącą część działu budżetowego Poznania, z którego są finansowane pozarządowe przedsięwzięcia kulturalne, powinien już dawno być przeniesiony do głównego budżetu miasta na stałe. Przekazywanie na teatralną Maltę środków z tej samej puli co wydawnictwa płytowe, czy ciekawe inicjatywy domów kultury albo np. KontenerArtu jest, krótko mówiąc, nieporozumieniem.
Wypromowanie głównych walorów kulturowych (muzyki i teatru) byłoby trudne też z innego powodu. Po 12 lat pracy w komisji kultury rady miejskiej mam wrażenie, że przedstawiciele innych nurtów w poznańskiej kulturze mieliby zastrzeżenia i protestowaliby na zasadzie; dlaczego oni, a nie my? Zapomnieliby, że promowanie „okrętów flagowych” w kulturze pomogłoby i im – wszak duże imprezy muzyczne czy teatralne zachęcałyby odwiedzających do skorzystania bogatej oferty mniejszych podmiotów.
Takich nieporozumień i spraw do załatwienia w inny niż obecnie sposób jest znacząco więcej.
W takich warunkach przychodzi nam dyskutować o powołaniu Biura Festiwalowego. Jego powstanie mogłoby sytuację w kulturze uspokoić i rzeczywiście być znaczącym krokiem naprzód. Projekt ten, by był udany, musi być niezwykle dokładnie przemyślany i rozpracowany. Dlatego właśnie uważam, że nie powinien być ujawniany „natychmiast”. Gdyby został ujawniony już teraz, bez odpowiedniego przygotowania, zostałby zaatakowany za miałkość i brak konkretów. Wcale nie uważam za zły pomysł zaprezentowania przez władze miasta koncepcji Biura podczas Kongresu Kultury Poznańskiej. Oznaczałoby to, że Magistrat poważnie podszedł do spraw kultury w naszym mieście i uznał ją za jeden z ważniejszych obszarów swojej aktywności.
Nie znam szczegółów omawianej inicjatywy, ale jestem w stanie sobie wyobrazić taki oto scenariusz: koncepcja powołania Biura Festiwalowego zostaje poddana poufnym konsultacjom i analizom w wąskim gronie, są dopracowywane szczegóły, prezentacja projektu jest przewidziana na koniec roku (może właśnie w trakcie Kongresu). Jeśli rzeczywiście ze skandalem mamy tu do czynienia, to jest nim fakt roznoszenia po opłotkach wieści o jego powstaniu. Skandalicznie zatem zachowują się rozmówcy prezydenta, którzy nie potrafią zachować takich informacji w dyskrecji. Choć może to nie skandal, a zwykła żenada.
Jak już wspominałem, często nie zgadzałem się z prezydentem Hincem, jednak nie będę obarczał go wyłączną winą za niepowodzenia w kulturze. Przegrana w staraniach o uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, czy inne niepowodzenia to wina Urzędu, ale i samych ludzi kultury. To kubeł zimniej wody na rozgorączkowane głowy wszystkich uczestników poznańskiej kultury. Może więc, zamiast przedwczesnej krytyki, warto zmobilizować wszystkie wysiłki do sformułowania nowych pomysłów na zarządzanie kulturą w Poznaniu.
Moje uczestnictwo w kulturze ma ograniczony wymiar i mam tego świadomość. Jednak sprawy nowego zarządzania kulturą bardzo mnie zajmują. I nie zmartwiłbym się, gdyby okazało się, że jeden z ciekawych pomysłów padłby ze strony prezydenta miasta. Bardziej obawiam się niekonsekwencji we wdrażaniu – albo braku kontynuacji. Albo głupawej debaty na forum Rady Miasta Poznania.
Kultura kroczy na szarym końcu spraw poznańskich – wielokrotnie na własne życzenie. Stąd też ważny jest dobry pomysł z szansą na jego wdrożenie. Jeśli prezydent Hinc spieprzy sprawę Biura Festiwalowego, stanę obok redaktora Danielewskiego. Teraz jednak proszę tego drugiego i innych prezydenckich adwersarzy o cierpliwość. Dajmy mu szansę…
Inne tematy w dziale Kultura