Jest pewne miasto w Polsce. W tym mieście pewien hotel. A w hotelu tym…
Ekskluzywne hotele zawsze budziły we mnie pewne wątpliwości: że za drogie, bezsensownie drogie; że ilość gadżetów, niekiedy zbędnych gadżetów, jest pretekstem dla bezsensownych cen itd. Rozumiem, że jest kategoria klientów, którzy lubią spać w hotelach z pokojami wykładanymi miękkimi dywanami, w których można oglądać filmy na ekskluzywnych telewizorach albo czytać w świetle ekskluzywnych lamp. Albo jadać na ekskluzywnej porcelanie. Dla takich ludzi są właśnie takie hotele.
Ja do takich nie należę i w zawsze w takich miejscach czuję się nieco przytłoczony. Gorzej, gdy poczucie przytłoczenia zostaje wyparte poczuciem żenady i gniewu. Oto zdarzyło mi się, podczas jednej z konferencji, mieszkać w hotelu, w którym wszystko było dopieszczone do ostatniego szczegółu. Na hotel przerobiono unikatowe historyczne budownictwo przemysłowe. Porażał bogactwem designerskich gadżetów – stolików, lamp, łóżek, dekoracji ściennych.
Garnitur, torbę i inne rzeczy trzymałem w szafie z podświetlonym wnętrzem. Sikałem w oszklonej toalecie, w sąsiedztwie równie oszklonego prysznica – teoretycznie więc mógłbym obserwować współtowarzysza / współtowarzyszkę w trakcie kąpieli, a oni mnie oddającego się innym czynnościom toaletowym.
W łazience wyłożonej ekskluzywną porcelaną ścienną chodziłem po podgrzewanej podłodze, a z ekskluzywnego telewizora wiszącego w pokoju nawet w toalecie dobiegał mnie wdzięczny głos ministra Nowaka.
Do pokojów można było spokojnie dotrzeć drogami w podświetlanymi podłogami. Między piętrami jeździło się cicho mknącymi windami, a w ekskluzywnej restauracji jadaliśmy na talerzach Villeroy & Bosch.
Przy tych wszystkich „wypasionych” opcjach cena jest odpowiednio wysoka. OK., są klienci potrzebujący takich hoteli, więc godzą się na wysokie ceny. Jednak kompletnie zadziwiła mnie – i przyznaję, że zezłościła – niewinna w sumie sprawa dostępu do Internetu – narzędzia w pewnym momencie bardziej potrzebnego niż najgorętsza nawet podłoga w łazience.
Pierwsza wprawiając w szok informacja to … odpłatność za dostęp do sieci. 10 zł za godzinę, 40 zł za dobę. Co ciekawe, nie można – i to drugi szok – włączyć odpłatności za neta do rachunku za pokój. Trzecia szokująca informacja – wywołująca już irytację – nie można poprosić o kod dostępu do sieci przez telefon, a trzeba zjechać do recepcji i osobiście go dostać do ręki. Nie, nie zapisują kody na papierowej okładce do klucza elektronicznego – drukują kartkę w formacie A4, na której są 4 krótkie (słownie: cztery) informacje: numer pokoju, cena, kod dostępu i hasło. Następnie biegiem należy udać się do pokoju, by godzina nie umknęła…
Z rozrzewnieniem wspomniałem, że poczciwy hotel Gromada w Warszawie koło lotniska gwarantujący noclegi w przyzwoitych warunkach, przepyszne śniadania, oferuje dodatkowo dostęp do Internetu w cenie pokoju, a hasło uzyskuje się wykonując telefon z pokoju do recepcji.
Przy cenach sięgających … mmmm … zł za dobę hotel, który tu opisuję, płatność za neta to jakiś koszmarny żart. Nie zrozumiał go nawet spokojny gość ze Szwecji, który wyjeżdżając poczynił stosowne cierpkie uwagi w recepcji. Ten hotel do Andels. A miasto to Łódź.
Inne tematy w dziale Rozmaitości