Ryszard Legutko został ministrem edukacji. I choć jest nim od niedawna i nie zaprezentował jeszcze swojego programu, można z ogromną pewnością przewidzieć, co nam przyniosą jego rządy w tym resorcie. I wyrazić nadzieję.
W polityce bieżącej jest, co prawda od niedawna – jako wicemarszałek Senatu, jednak jako publicysta, filozof, obserwator i komentator sceny politycznej jest osobowością znaną i uznaną. Cenioną i wywołującą kontrowersje. Wyrazistą i przewidywalną. Uznany konserwatysta i czerwona płachta na lewicowego byka. Można by w ten sposób osobowość profesora Ryszarda Legutki opisywać jeszcze długo.
Jest jednym z niewielu intelektualistów, który ma wierną rzeszę wielbicieli i wrogów. Wszystko dzięki swojej wyrazistości. Osobiście nie znam prof. Legutki, nie ukrywam jednak, że bardzo uważnie wsłuchuję się w to co mówi i pisze. Jestem zafascynowany jego osobowością i poglądami. Po prostu.
Prof. Legutko należy do niewielkiego grona osób, które konsekwentnie konserwatywne poglądy prezentują bez wściekłości, ale bardzo przystępnie i łagodnie. Dzięki jego niezwykłemu poczuciu humoru, prawicowość ma bardzo ludzką twarz. To wielka umiejętność.
W jego osobowości dostrzegam same przeciwieństwa w stosunku do Romana Giertycha.
Ten profesor z UJ i założyciel Ośrodka Myśli Politycznej jest niezwykle konsekwentny. I to pierwsza cecha, która pozwala wyrazić nadzieję na jakościową zmianę pracy resortu oświaty. Posiada wyraźnie określoną opcję ideową, poglądy wyraża nawet wbrew swojemu profesorskiemu i uniwersyteckiemu środowisku. Jako filozof ma konkretne poglądy na sprawę wychowania i edukowania. Należy więc spodziewać się, może skromnego, ale konsekwentnego programu pracy w ministerstwie. Już wielokrotnie pytany po nominacji, deklarował, że rewolucji nie będzie. One nigdy nie są dobre – deklaruje nowy minister. Nie dał się namówić – z czego skorzystaliby zapewne inni politycy – na szybkie obietnice. Przywiązuję zbyt wielką wagę do swoich słów, żeby składać pospieszne i gołosłowne deklaracje – zadeklarował w „Rzeczpospolitej”.
Nie jest „bieżącym” politykiem, więc nie będzie – jak to robił Roman Giertych – angażował spraw resortu w przepychanki polityczne i nie będzie traktował ministerstwa jako elementu walki z liberalizmem lub innych, mniej lub bardziej wymyślnym przeciwnikiem.
Widać, że ma pomysł na edukację. Nie jestem egalitarystą, choć mam głębokie przekonanie, że istnienie dobrych i twórczych elit musi być sprzężone z ogólnie wysokim poziomem edukacji.
Jest konserwatystą, a jednak LPR już zapowiedziała wniosek o jego odwołanie. Dlaczego? Ano dlatego, że zapowiedział wycofanie religii ze świadectw maturalnych. LPR przyrównała wręcz jego pracę z działalnością … SLD! To kolejna cecha Ryszarda Legutki – nigdy nie traktował wiary jako oręża walki i jako szaty do przykrycia pustych prokatolickich sloganów. Nie znajduję w żadnej inicjatywie poselskiej LPR tej kadencji niczego, co obroniłoby łacińską cywilizację. Nawet spór o aborcję był wywołany, mam wrażenie, nie dla osiągnięcia celu, ale tylko dla wywołania awantury.
Sądzę jednak, że prof. Legutko więcej zrobi dla wiary i cywilizacji zachodniej niż krzykacze z LPR, czy może dziś już bardziej z LiSu. Zostawi najciekawszy pomysł wprowadzenia mundurków, ale też wycofa się z próby wprowadzenia zasady czytania fragmentów lektur. I bardzo dobrze! Nie można czytać klasyki we fragmentach – mówi Legutko – Co zostaje po przeczytaniu jednego rozdziału „Pana Wołodyjowskiego”?
Kanon lektur? Sądzę, że należy spodziewać się lekkiej korekty w stronę pozycji z kanonu europejskiej myśli konserwatywnej.
Mam nadzieję, że szybko pogrzebie chorą u zarania amnestię maturalną – to przecież jeden z najbardziej antywychowawczych pomysłów! Minister Legutko już na szczęście zapowiada zwrócenie uwagi na sprawę wychowania. Trzeba przerwać sytuację, gdy w szkole można pozostawać łobuzem właściwie bez żadnych konsekwencji.
Nie będą mieli łatwo jego przeciwnicy. Do ataku już przystąpiła Barbara Środa w „Gazecie Wyborczej” wytykając mu, że lubi Polskę, „partię PiS”, prawicę, Platona, Pana Boga oraz porządek społeczny. Co za rekomendacja! Ta znana feminazistka – cóż za trafne określenie! – nie może przeżyć, że nowy minister nie za bardzo lubi „…tolerancji, […] sadyzmu erotycznego, małych dziewczynek w obcisłych rajtuzach z lycry, kanibalizmu, pornografii…” (cytat za artykułem z 16 sierpnia!).
Profesor Legutko będzie znacznie poważniejszym i trudniejszym przeciwnikiem dla lewicy niż Roman Giertych. Ten ostatni miał skłonność do sztubackich wyskoków i był łatwym celem dla lewackich ataków – warto przypomnieć masowe młodzieżowe pikiety i protesty po objęciu przez niego resortu. Profesor Legutko narzuca przeciwnikom wysoki poziom debaty. Nie będzie miejsca na głupawe slogany i pokrzykiwania, bo tego języka Legutko słusznie nie uznaje i nie będzie się nim przejmował.
Dzięki temu być może opinia publiczna łatwiej zrozumie sens konserwatywnych postulatów. Z taką nadzieją przyjmuję wejście Ryszarda Legutki do ministerstwa edukacji.
Wielka szkoda jedynie – i tu swe pretensje kieruję do premiera Kaczyńskiego – że tak późno wpadł na pomysł tej niezwykłej i cennej nominacji. Walka o polską szkołę z ministrem Legutką od początku rządu PiS byłaby ciekawsza i bardziej owocna.
Inne tematy w dziale Polityka