Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
146
BLOG

Nie ma wolności bez czytania

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 1

Nie ma wolności bez „Solidarności”, nie ma Mączkowskiego bez czytania. Odkąd pamiętam „od zawsze” żyłem wśród książek.

Wynalezienie druku i stworzenie książek to chyba najlepszy wymysł cywilizacji. Od broni ludzie giną, samochody trują, polityka ogłupia, a przez książki co najwyżej można sobie oczy popsuć.

Tym bardziej teraz, gdy ludziska na e-booki się przenoszą. Miłośnicy elektronicznego czytania zarzekają się jednak, że czytanie książek w czytnikach i na tabletach niczego złego im z oczami nie robią, a przy okazji tysiące książek ze sobą mogą nosić. W dobroć dla oczu nawet jestem w stanie uwierzyć, ale sensu noszenia kilkuset książek razem ze sobą – nawet jeśli to elektronika – nikt mi nigdy dotąd nie wyjaśnił.

Ja tam nic do e-bookowców nie mam, jednak złośliwości, jakie czynią „tradycyjnym” czytelnikom, nie rozumiem. Że niby są bardziej eko niż ci, co papier czytają, bo giną lasy (a co z papierem z recyklingu?), że właśnie niby lepsi są, bo więcej książek ze sobą noszą, a „tradycyjni” jedynie kilka (a ile jesteś człowieku w stanie przeczytać w podróży?), że miejsca w domu nie zajmują na półkach (a co, książki na półce nieładnie wyglądają?), że to i tamto… Powtarzam, nic do nich nie mam, cieszę się, że czytają i przez to zwiększają odsetek tych, którzy czytają cokolwiek. Proszę ich jedynie o to, by nie wywyższali się głupawymi reklamami w rodzaju historii obrazkowej o wyższości czytacza e-booka kontra głupek ciągnący wózek książek na wakacje, jaką serwowali jeszcze niedawno wytwórcy i sprzedawcy e-booków.

Tak, złapałem się na tym, że „czytanie czegokolwiek” jest lepsze od nie czytania w ogóle. I nie o statystyki mi chodzi, ale o zwykłą poczciwą mądrość, że czytający mają lepiej – są szczęśliwsi o tyle, o ile nie istnieje dla takich pojęcie „nudy”. Poza tym, po latach głoszenia innego poglądu, przyznaję rację Stefanowi Chwinowi, który na pytanie czy dzieli literaturę na dobrą i złą, odpowiedział, że „wszystko, co napiszemy, zostanie kiedyś wykpione i zapomniane”. Inaczej mówiąc, tę samą książkę w pewnej epoce uznawano za głupkowatą, by kilkaset lat później uznać ją za arcydzieło. I odwrotnie. Z roku na rok pokorniejąc, nie ośmieliłbym się – jak w latach bezkompromisowej młodości – nazywać czegoś literaturą, bądź odmawiając czemuś takiego miana.

Wiadomo, z książkami jest jak z ludźmi, są przyjemne i głupawe. Jedyna rada, unikać jednych i drugich – durnych książek i durnych ludzi.

Czy książki uzależniają? Jak najbardziej, ale w nadmiarze są mniej szkodliwe niż papierosy i alkohol. Papierosy popalam, alkoholu w pewnych sytuacjach nie odmawiam, ale gdybym miał wybrać z tych trzech używek coś jedynego – na pewno byłyby to książki. Choć na szczęście nie muszę. Wszak czytanie w piwnym ogródku z papierosem w ustach też należy do przyjemnych.

Tak, czytanie przy piwie jest przyjemne. Kiedyś oczekując w kawiarence na spotkanie, dowiedziałem się przez telefon, że rozmówca się spóźni o przeszło pół godziny. Wiedząc, że spotkania nie odwołam, a nie chcąc się nudzić, poszedłem do pobliskiej księgarni i kupiłem książkę, którą natychmiast zacząłem czytać. O spotkaniu zapomniałem i jak kolega przybył po 45 minutach, nie byłem z tego tytułu specjalnie zadowolony.

Najtrudniej mi odpowiadać na pytania o nawyki czytelnicze: gdzie, kiedy i jak się czyta najlepiej. Słynni pisarze opowiadają, jak budzą się o 5. rano i czytają do 8., następnie ponownie zasypiają i po śniadaniu przystępują do pracy nad swoimi książkami. Ani ze mnie słynny pisarz, ani nawet znany e czytacz. Tryb mojej pracy nie pozwala mi na spanie na 10. (niestety), więc czytam popołudniami, wieczorami i nocami. Wszędzie gdzie się da. W kolejce po chleb, w przerwach między spotkaniami, przed snem w łóżku, w kibelku (no co, aby to ja jedyny?!). Oduczyłem się w wannie.

Nie wiem na ile prawdziwe są twierdzenia, że internet oducza czytania tekstów długich i stwarza kłopoty z takich zrozumieniem, ale rzeczywiście, jest coś w tym, że zamiast miejsca bardziej wybieram okoliczności. Znacznie lepiej wychodzi czytanie w skupieniu, gdy nie gra telewizor, nie gra żadna muzyka, wokoło jest cisza. Choć z drugiej strony nie cierpię chwil spędzanych bezczynnie – więc (prawie) zawsze mam przy sobie książkę. Jeśli czekam na spotkanie z Kimś-Bardzo-Ważnym, to wiem, że nigdy nie rozpocznie się ono punktualnie. Wtedy czytam. Pięć minut, piętnaście, ale nie cierpię z powodu opóźnień. Nawet z korkami samochodowymi nauczyłem się żyć. Długa kolejka na czerwonym świetle? Żaden problem, chwytam za książkę. Czy kiedyś obtrąbiono mnie za to, że nie ruszyłem na zielonym świetle? Tak, dwa razy.

Zdarza mi się czasami, że bezmyślnie biegam wzrokiem po literach, że „łykam” fragmenty tekstu, lub opuszczam kilka akapitów. Czasami męczę kilka stron przez kilkanaście minut walcząc ze skupieniem. Czasami okładam książkę konstatując, że nie pamiętam niczego z kilkunastu stron. I nie wiem, czy to efekt nadmiernego korzystania z komputera i internetu, czy zwykłe ludzkie przemęczenie, a może i strach?

Mam niekiedy wrażenie, że nie zdążę przeczytać wszystkiego, co bym chciał. Takie wrażenie napawa mnie strachem. Jasne, warto skupić się na literaturze jednego rodzaju, że tak nieprecyzyjnie się wyrażę. Problem w tym, że jeszcze nie dokonałem takiego życiowego wyboru. Cały czas na równi traktuję amerykańską literaturę podróżniczą i antropologiczną, ciekawą beletrystykę, pozycje o ochronie środowiska oraz książki historyczne. Kupuję i czytam to, co mnie po prostu interesuje.

W książkach szukam dosłownie wszystkiego. Wiadomości o świecie, informacji o ludziach, inspiracji w pracy, pomysłów do działania, mądrych myśli i wspaniałych słów. Szukam także, że odwołam się ponownie do Stefana Chwina, „… bodźca, poruszenia, chwili, kiedy zacznie we mnie iskrzyć”.

Czy to oznacza, że sam piszę książkę? Słyszę niekiedy, że skoro ten i tamta napisali, to tym bardziej powinienem i ja. Nie ukrywam, że czasami mnie takie myśli nachodzą, ale odfruwają na widok pogniecionych książek rzuconych do wielkich pudeł pozycji przecenionych. Oczywiście i tam znajdują się ciekawe tytuły, ale widok – przyznacie to państwo – jakiś taki przykry. Choć żadna decyzja w tej mierze jeszcze nie zapadłą, to czekam na ten moment, kiedy będę miał do powiedzenia coś ciekawego, ponad to, o czym od czasu do czasu piszę w tym miejscu.

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura