Na tę książkę uwagę zwróciłem dzięki autorowi. Jan Wróbel to znany publicysta telewizyjny, radiowy i prasowy i nie wiem, czy jest ktoś, kto go nie kojarzy. To konserwujący publicysta (skoro są publicyści lewicujący, to też muszą chyba być publicyści konserwujący, nie?) w prosty sposób tłumaczący zawiłości polityki i konserwatywnego punktu widzenia na nią. Robi to w taki sposób, że nawet najbardziej lewicujący publicysta nie może wobec jego argumentów przejść obojętnie.
Ale nie o Wróblowej publicystyce politycznej chciałbym pisać, a o jego książce „Polak, Rusek i Niemiec”, w której co prawda polityki nie unika, ale jest jedynie żartobliwym dodatkiem do wyjaśnienia pewnych historycznych wydarzeń. Ta książka to historia Polski pisana w konwencji facebookowo-internetowej. Ma nawet odpowiedni podtytuł: Historia Polski 2.0.
Zamierzenie to dość ryzykowne, bo mam wrażenie, że ultrazwolennicy sieci do książek nie zaglądają zbyt często, tłumacząc, że i tak mają wszystko w sieci (nie mylić z prawicowym tygodnikiem!), a czytelnikom książek internet nie zawsze odpowiada. Eksperyment jednak się udał.
Nie pisze Wróbel o całej skomplikowanej historii Polski, ale o wybranych wątkach w formule psucia życia tytułowym sąsiadom. „Polak, Rusek i Niemiec, czyli jak psuliśmy plany naszym sąsiadom” to pełen tytuł tej żartobliwej opowiastki o wydarzeniach z polskiej historii, która pokazują polskie porażki, ale i polskie sukcesy, których nie zawsze potrafimy – to taki paradoks – jako Polacy docenić. Jan Wróbel, mimo że konserwatysta, nie prezentuje konserwatywnego punktu widzenia na polską historię, nie unika przykrych przytyków dla polskich królów i przywódców, o co zapewne „prawdziwi Polacy” będą mieli do niego pretensje.
W prosty sposób niezwykle prosty, przejrzysty tłumaczy przyczyny upadku Rzeczpospolitej, nasze narodowe przywary, które przy rosnących w siłę sąsiadach zaowocowały rozbiorami. Opisuje wydarzenia w Galicji, Wielkopolsce i Księstwie Warszawskim, opisuje powstania i pałacowe intrygi, walkę z zaborcami i pracę organiczników – wszystko w rozdziałach zwanych „psujstwem”. Jan Wróbel prezentuje również wielkie procesy społeczne – zmiany społeczne dziejące się w Europie i brak tych zmian w Polsce, traktowane przez polską szlachtę jako głupotę; są informacje o kształtowaniu się klasy robotniczej, inteligencji i klasy średniej i o różnicach w podejściu różnych polskich środowisk politycznych do każdego z zaborców.
Dosyć oryginalnie wygląda forma prezentacji tych faktów. To dość swobodnie, niekiedy bardzo żartobliwie, prowadzona narracja przeplatana mini-komiksami, rysunkowymi komentarzami oraz „dyskusjami” na wzór Facebooka; są i rozmowy na „czacie”, są wypowiedzi na „profilu Jana Wróbla”, są facebookowe „wypowiedzi” znanych postaci historycznych.
Coś, co na początku drażni, czyli przerost żartu nad treścią z czasem staje się przystępne i niezbędne dla konstrukcji książki. Trafia Wróbel w polską duszę dość celnie i niekiedy boleśnie: „Polskie filmy historyczne wolą bitwę od tzw. pracy organicznej. Mamy zatem wielkie produkcje: Miasto’ 44, 1920, Bitwa Warszawska, Potop i Ogniem i mieczem. Nie mamy megaprodukcji np. Kółko rolnicze. Powrót albo Czytelnia ludowa. No tak, widok bohatera wyjącego: „Śmierć! Śmierć!”, podczas szarzy na wspaniale umocnione pozycje wroga wydaje się bardziej filmowy niż widok rolnika wydzierającego ziemi buraki”.
Jak wspominałem, książka stroni od bieżącej polityki, ale mnóstwo w niej odniesień do polskiej współczesności. Są całkiem współczesne „dialogi na fejsie”, jest ilustracja prezydenta Bronisława Komorowskiego w kontuszu, jest wyobrażenie współczesnej gry komputerowej o Powstaniu Styczniowym. Ktoś, kto nie zna współczesnych kanałów komunikacyjnych i informacyjnych będzie miał kłopot w czytaniu książki, choć autor w wielu miejscach nie ukrywa, że przede wszystkim zwraca się do pokolenia swoich uczniów. Ci natomiast z taką komunikacją problemów pewnie nie mają.
Zabieg to pewnie świadomy, mając na względzie, że zainteresowanie historią i w ogóle książkami w tym pokoleniu nie jest oszałamiający. Choć może się mylę.
Z historią jest różnie – jednym „wchodzi” bardzo łatwo, inni przechodzą z nią gehennę, ale mam wrażenie, że język Jana Wróbla przekona do siebie nawet najbardziej opornych. Aż szkoda, że nie chce mu się napisać w ten sposób całej historii Polski.
Ale też nie powiedział ostatniego słowa – zapowiada nową część „historii Polski 2.0” - pod tytułem „Polak potrafi, Polka też, czyli o tym, ile świat nam zawdzięcza”. No to czekamy …
Inne tematy w dziale Kultura