Komancze w powszechnej świadomości Polaków nie istnieją. Owszem, są tacy, którzy pamiętają ich z „Winnetou” Karola Maya jako złych ludzi, mniejsze grono kojarzy z amerykańskimi równinami i zdobywaniem „Dzikiego Zachodu”, a już całkiem niewielu wie, że obok Indian Navaho właśnie Komancze byli sławnymi szyfrantami w armii amerykańskiej w trakcie obu wojen – czyli posługiwali się swoim językiem w przekazywaniu komunikatów o wykrytych siłach wroga.
Popularna narracja o Komanczach ma charakter bajkowo-historyczny, a mało kto wie, że to społeczności indiańskie żyjące po dziś dzień w różnych częściach Stanów Zjednoczonych, kultywujące swe tradycje i swą kulturę.
Piszę o tym, bo w Polsce w tym roku ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne książka o Komanczach –„Imperium Księżyca w Pełni. Wzlot i upadek Komanczów” S.C. Gwynne’a. Fascynująca książka o fascynującym narodzie. Na marginesie: świadomie używam określenia „naród” z szacunku dla Komanczów, nie chcąc wdawać się w tej chwili w antropologiczne dysputy o istocie „narodu”, „plemienia” itp.
Nie jest to pierwsza książka w języku polskim traktująca o Komanczach (przedtem były to pozycje wydawane przez wielkopolskie Wydawnictwo Tipi: „Komancze. Władcy Południowych Równin” Aleksandra Sudaka oraz przetłumaczona na polski biografia Quanaha Parkera, jednego z najbardziej znanych komanckich wodzów, autorstwa Williama T. Hagana), ale jest niezwykle ważna, zważywszy na ogrom podanych weń faktów.
„Imperium” to książka wydana przez Czarne w ramach niezwykle cennej Serii Amerykańskiej ilustrującej różne aspekty amerykańskiej historii i kultury. W tej serii wyszły inne fascynujące pozycje, by wymienić choćby „Detroit. Sekcja zwłok Ameryki” czy „Śladami Steinbecka”. Jednak „Imperium” jest pierwszą pozycja traktującą o Tubylczych Amerykanach.
Myślę, że to książka na tyle przełomowa, że dzięki niej Polacy, obok „popularnych” Apaczów, Siuksów, Irokezów, mają szansę na poznanie kolejnej ważnej społeczności indiańskiej Ameryki. Komancze w zdecydowany sposób wywarli wpływ na historię Południowego Zachodu, na historię pogranicza amerykańsko-meksykańskiego, Teksasu i Oklahomy. W chwili największej chwały terytorium Komanczów obejmowało część Teksasu, Oklahomy, Utah, Nowego Meksyku, Kolorado, Kansas i Arizony.
I właśnie o tej wielkości jest „Imperium”. Historia Komanczów na kartach książki S.C. Gwynne’a jest prezentowana z wielkim rozmachem. Wielość dat, faktów prezentowanych przez autora, cytatów z ówczesnych gazet i dokumentów rządowych powoduje, że książka ma wymiar opracowania historycznego, a towarzyszące temu informacje o życiu różnych odłamów Komanczów nadaje jej walor opracowania antropologicznego. Książka nie jest jednak ani jednym, ani drugim.
To raczej skrupulatnie opracowanie, które ma wymiar bardzo ciekawego reportażu historycznego. Autor podaje nie tylko fakty historyczne, ale także w barwny sposób prezentuje szczegóły poszczególnych wydarzeń, odwołując się na pamiętnikach żołnierzy, ich listach, raportach oraz wspomnianych wypisach z ówczesnych gazet.
To, co jest niezwykłym walorem książki – cytaty z opracowań epoki – jest również jest jej mankamentem: opowieść o Komanczach jest pisana z „białej perspektywy”. To opowieść oficerów, farmerów i żołnierzy, komisarzy ds. Indian, urzędników. Wspomnień samych Indian jest w niej mniej i to powoduje, że książka Gwynne’a ma lekki przechył na rzecz perspektywy białych kolonizatorów.
Gwynne podziwia Komanczów, ale mam wrażenie, że jednocześnie uważa ich za gorszych od cywilizowanych społeczności, a w wielu miejscach nie jest obiektywny. Gwynne epatuje szczegółami dotyczącymi komanckich ataków na farmy, szczegółowo opisuje akty indiańskiego okrucieństwa, ale jednocześnie w wielu miejscach okrucieństwo białych opisuje ogólnie, jako „zwykłe” ataki. W pewnym momencie pisze wręcz – przy opisie jednej z masakr indiańskiej wioski – „nie ma sensu opisywać szczegółowo tego, co się działo”.
Takie casusy powodują, że książka Gwynne’a została przez Komanczów przyjęta z mieszanymi odczuciami, a niekiedy sporą wrogością. Mam przyjemność korespondowania z Komanczami, również w ramach facebookowej grupy Członków i Przyjaciół Narodu Komanczów. Wielu z nich przestrzegało mnie jeszcze przed przeczytaniem „Imperium”, bym uważał i nie brał wszystkiego, co jest napisane w książce bez krytycznej refleksji i pewnego dystansu.
Rzeczywiście taki sposób opisania Komanczów nieco drażni – z jednej strony z uznaniem dla ich waleczności i wielkości, ale jednocześnie jako okrutnych, dzikich i zacofanych. Zatem negatywne odczucia samych Komanczów nie dziwią.
Taka narracja o Komanczach może budzić emocje i w Polsce – indianiści przyjęli książkę z pewnymi wątpliwościami właśnie dotyczącymi przedstawionym w niej obrazem Komanczów w książce, ale też indianiści na tę książkę czekali dość długo i mimo wszystko przyjęli ją z wielkim zainteresowaniem.
Polskie wydanie „Imperium Księżyca w Pełni” ma znakomite tłumaczenie i redakcję naukową autorstwa Bartosza Hlebowicza. Ten znany polski antropolog kultury, autor opracowań, książek i tłumaczeń literatury indiańskiej i traktującej o Indianach, świetnie się zmierzył ze skomplikowaną materią prezentacji indiańskich realiów w historii Południowego Zachodu. W swoim wstępie dokładnie wyjaśnił indiańską historię, kultury i sprawy społeczne. Wyjaśnił czytelnikowi realia mentalności plemion indiańskich Ameryki Północnej. Myślę, że bez tego wstępu dla wielu polskich czytelników opowieść o historii Komanczów byłaby niezrozumiała.
Pisze Hlebowicz: „Komancze Gwynne’a to przede wszystkim skuteczni i okrutni wojownicy, mściciele i oprawcy. Autor na szczęście próbuje choć częściowo wyjaśnić ich okrucieństwo: skutecznie hamowało postęp osadnictwa Amerykanów, a w niektórych okresach wręcz je cofało, przedłużając tym samym swobodne życie Indian na Wielkich Równinach”.
Choć są w Polsce wydawane książki o Indianach – przez specjalistyczne Wydawnictwo Tipi – to „Imperium Księżyca w Pełni” jest pierwszą po latach pozycją wydaną w obiegu „wydawnictw popularnych”. Choć literatury indiańskiej – o Indianach i pisanej przez Indian – trochę w Polsce jest, ale nie waham się porównać tej książki do wydanej w 1981 r. przez Iskry głośnej historii podboju Ameryki, widzianej oczyma Indian, pt. „Pochowaj me serce w Wounded Knee” Dee Browna oraz do równie głośnej pozycji „Czarny Łoś. Opowieść indiańskiego szamana” wydanej przez Zysk i S-ka w 1994 r. Tyle lat polscy czytelnicy, historycy, miłośnicy tematu musieli czekać na kolejną książkę tak obszernie traktującą o sprawach Indian i prezentujących ciekawy historycznie okres XVIII i XIX wieku.
Olbrzymie zainteresowanie – „Imperium” w ciągu roku została ogłoszona „książką miesiąca” i pretenduje do miana „książki roku” Czarnego – wywołuje u wielu indianistów, i nie tylko, nadzieje na kolejne „indiańskie pozycje” Czarnego. W maju 2015 r. podczas II Festiwalu Kultur Indiańskich Made in Native America w Poznaniu odbyła się ciekawa debata „Co to jest literatura indiańska?”. W jej trakcie okazało się jak wiele ciekawych książek pisanych o Indianach lub przez samych Indian jest do przetłumaczenia na polski. Zatem, drogie Czarne, co będzie następne?
S.C. Gwynne
Imperium Księżyca w Pełni. Wzlot i upadek Komanczów
Czarne 2015
Inne tematy w dziale Kultura