konglomeratka
konglomeratka
konglomeratka konglomeratka
139
BLOG

Przedział Europa

konglomeratka konglomeratka Rozmaitości Obserwuj notkę 2
Wydarzyło się 5 lat temu w pociągu relacji Zachód - Wschód. Czy ten obraz jest jeszcze aktualny? Czy wspomnienie tamtego dnia jest już tylko wzruszeniem nad starą znalezioną fotografią?

Pociąg z Poznania ruszył o czasie. Klimatyzacja nie działa, a żar leje się z nieba. Jednak po chwili konduktor zamyka w przedziałach wszystkie drzwi i okna a urządzenie chłodzące wreszcie odzyskuje równowagę. Można wreszcie odetchnąć.

Poranna podróż do Poznania na umówione spotkanie minęła mi prawie w milczeniu, nie licząc dwóch lub trzech koniecznych telefonów do wykonania lub odebrania. Wagon bez przedziałów. Każdy osobno choć niby przecież wszyscy razem.

Powrót zapowiada się ciekawiej. Już samo to, że wagon jest z przedziałami jest dla mnie miłą odmianą. W przedziale same kobiety. Awaria trakcji po godzinie jazdy zupełnie niechcący daje okazję do nawiązania kontaktów. Chociaż pewnie nawet i bez niej atmosfera aż prosi się o miłą pogawędkę, inaczej niż wagon typu ‘open space’.

A w pociągu relacji z Zachodu na Wchód…

Pod oknem na przeciwko siebie dwie Rosjanki w okolicach siedemdziesiątki rozmawiają spokojnie pięknym rosyjskim. Tyle lat nie używałam tego języka i aż jestem zaskoczona jak dużo rozumiem. Spokojne tempo rozmowy i niezwykła dykcja pozwalają mi się zorientować, że jedna opowiada drugiej ciekawy sen, jaki miała trzecia znajoma. O tym, jak rozdawała dzieciom pieniądze, które w jakiś niezwykły sposób i w jakiś dużych ilościach trafiały do jej rąk, a ona je oddawała i znów miała pełne garście banknotów i tak w kółko. Co może znaczyć taki sen? Rozważań już nie śledzę, bo wyjęłam komputer i próbuję pracować dopóki wystarczy baterii. Kątem oka zauważyłam, że wyjęły z czarnego etui coś tak fantastycznie archaicznego jak karty do gry i zajęły się rozrywką tylko zdawkowo wymieniając zwyczajowe odzywki karciane.

Za oknami przesuwają się pola, łąki, zagony, pastwiska we wszystkich odcieniach zieleni. Kwitnące maki, czasem chabry urozmaicają pięknie ten płaski krajobraz. Słońce i obłoczki na błękicie jeszcze bardziej osładzają ten i tak już wystarczająco sielski ruchomy obraz.

Komunikat o awarii i chęć dowiedzenia się, co zaszło ujawniają, że obie panie pod oknem mówią płynnie po niemiecku, bo ufnie zwracają się do mnie z pytaniem, co się stało, choć wcześniej chyba nie zdążyłam się ujawnić, że znam niemiecki.

Naprzeciwko mnie - Niemka z Kolonii około sześćdziesiątki. Zaczytana w kieszonkowym wydaniu książki z tytułem wybitym złota czcionką na grzbiecie. Na wieść o awarii i konieczności objazdu, co za pewne wiąże się z wydłużeniem podróży, reaguje nadzwyczaj spokojnie.

- Ach, to nic nie szkodzi. U nasz ostatnio całkowity chaos. Przez akty wandalizmu nic nie jeździ już punktualnie. „Deutsche Ordnung” legło w gruzach. W Berlinie też ledwo zdążyłam się przesiąść, choć teoretycznie miałam ponad godzinę, a w rezultacie wsiadłam w ostatniej minucie przed odjazdem. Ale czy teraz zdążę się przesiąść.? Bo ja do Łodzi.

Czekamy na jakieś informacje stojąc w szczerym polu. Klimatyzacja najwyraźniej działa tylko jak pociąg jest w ruchu. Znów sauna.

Obok Niemki młoda Polish girl z Kalifornii. Na oko jakieś dwadzieścia lat. Blond włosy, wydatne usta, szczupła sylwetka w obowiązkowo podartych dżinsach. Wiadomość o awarii nadana ochrypłym głosem z głośnika przerywa jej oglądanie filmu na IPadzie ze słuchawkami w uszach. Okazuje się, że mówi całkiem nieźle po polsku, choć z silnym amerykańskim akcentem i stara się – jak sama przyznaje – mówić coraz lepiej. Co roku przyjeżdża do Europy coś pozwiedzać oraz do Polski do babci i dalszej rodziny w okolicach Pułtuska.

- Bardzo lubię tu przyjeżdżać! – silna melodia amerykańskiej odmiany angielskiego uwypukla cały entuzjazm tej wypowiedzi. – Polska jest cudowna, ja uwielbiam tu być! Tu jest tak pięknie! Zawsze przyjeżdżam na trzy tygodnie do Europy, w tym roku byłam we… Włochy? … Włoszech?... I tam też była awaria pociągu. Byłam troche w Cinqueterre, a teraz na tydzień do babci. To zawsze jest dla mnie za mało.

Entuzjazm z jakim wyraża się o Polsce udziela się innym pasażerom. Niemiecki, angielski i polski splatają się w entuzjastyczną pieśń o współczesnej Polsce. Że pięknie, że czysto, że spokojnie, że miło, że kulturalnie, że można się porozumieć wszędzie jak nie po angielsku to po ludzku „na migi”, bo ludzie są przyjaźni, że taka wspaniała oferta kulturalna…

Rosjanki-melomanki mieszkają - jak się okazuje - na stałe w Hanoverze, ale przyjeżdżają regularnie do Warszawy, bo tu mogą do woli „poguliat’ po kant’iertach” i gdzie mogą nasłuchać się do woli ukochanego Chopina. Jak nie w Łazienkach, to podczas festiwalu Chopin i jego Europa. Wymieniamy zatem uwagi na temat ostatniego konkursu chopinowskiego sprzed dwóch lat, który zawsze śledzę z zachwytem głównie w telewizji i radiu, one zaś były na wybranych koncertach na miejscu. Bywają regularnie w Filharmonii i Operze Narodowej, bo tu mogą posłuchać m.in. uwielbianej Anny Netrebko.

Niemka okazuje się artystką-graficzką. Śledzi z ciekawością odbywające się u nas festiwale sztuki i wystawy, wysyła prace na konkursy, zdobyła nawet jakieś medale i nagrody, udziela się na sympozjach i konferencjach. Teraz jedzie na triennale grafiki do Łodzi. Jeszcze tam nie była i jest bardzo ciekawa tego miasta. Kojarzy je głównie ze szkołą filmową, z której wywodzi się Polański.

Podróż mija w magicznej atmosferze. Prawdziwa Europa w pigułce. Rozmowy odsunęły na dalszy plan inne rozrywki jak karty, film czy lektura (Rosjanki po grze również pogrążone były przez chwilę w lekturach, ale na Kindlach). Schodzimy na tematy polityczne. Zwłaszcza te dotyczące tego, co się dzieje ostatnio w Niemczech i we Francji.

 Zachód, za którym tak kiedyś tęskniliśmy, który był naszym wzorcem z Sevres teraz jest tu, w Polsce. Przeniósł się bardziej na Wschód. A tam, gdzie był kiedyś, jest teraz chaos, z którego wyrywają się co poniektórzy tęskniący za dobrymi czasami i jadą do Polski odetchnąć. Z rozmowy z Niemką wynika, że niestety nikt nie wie, jak sobie poradzić z obecną sytuacją i kryzysem migracyjnym.

- U nas nikt nic nie mówi, ale nikt nie wie, co ma mówić. Nikt nie ma pomysłu, co robić. Wszyscy czekają w milczeniu i tylko patrzą. Nikt nie wie, co będzie…

- Ale jak nikt nic nie mówi, to skąd inni mają wiedzieć, co się dzieje… W końcu nie będzie miejsca na mówienie, ale będzie krzyk i wściekłość – zauważam.

- Pewnie tak. Ale kto ma coś mówić? U nas od lat rządzi ta sama grupa ludzi. Nie ma opozycji, bo szeroka koalicja tak zdominowała scenę polityczną, że inne głosy nie mają prawa się przebić. A jak nie ma kogoś, kto krytykuje, kto właśnie coś powie innego, coś innego zaproponuje, to na pewno coś pójdzie źle. No i poszło… - graficzka zamyśla się smutno. - A i tak wybory we wrześniu pewnie wygra Merkel. Nie widać następców.

Pociąg nadrabia 10 minut z przewidzianego opóźnienia i artystka-graficzka szczęśliwie zdąża na pociąg do Łodzi. Na przesiadkę ma 3 minuty.

Odważam się w końcu zagadać po rosyjsku, a co mi tam! Są mile zaskoczone i chętnie pozwalają mi próbować sił w konwersacji po rosyjsku.

- To skolka wy znajecie jazykow?

- Kilka. Niemiecki, angielski, hiszpański. Jak widać jeszcze pamiętam trochę rosyjski, dogadam się tez po włosku i portugalsku. Ale oczywiście na co dzień mówię po polsku.

- To kim ty jesteś, co robisz? W pracy te języki ci potrzebne?

To pytanie wybiło mnie z pantałyku. Jak tu szybko się przedstawić? Jak w kilku słowach opisać całą złożoność mojej sytuacji? Jak określić się, by zanim za chwilę wysiądą dać im jakąś informację o sobie. Bardzo mi dziękują za miłe towarzystwo i pomoc w podróży, ale chcą mnie jakoś zapamiętać. Nie mam czasu, by wszystko wyjaśniać. Mam tyko kilka sekund, bo stoją już z walizkami w przejściu.

- Jestem… twórczą matką poliglotką. Wynalazcą, przedsiębiorcą, pisarką i poetką.

Ostatnia żegna się ze mną Amerykanka. Nie może uwierzyć, że mam czworo dzieci. Tak, owszem.

Wysiadam na ostatniej stacji Warszawa Wschodnia. Jest pięknie, myślę sobie i uśmiecham się do własnych myśli idąc do samochodu, który rano zostawiłam na parkingu. I chociaż zupełnie nie wiem, jakie będą owoce z tego spotkania, na które pojechałam, to wiem, że ten dobry nastrój, w który wprawiła mnie ta podróż to dobry znak. Bardzo dobry.


myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości