Piękna i satysfakcjonująca jest działalność naukowa, która prowadzi do ustalenia obiektywnej prawdy w dziedzinie nauk ścisłych, zwłaszcza nauk doświadczalnych. Reguły są proste, bo najczęściej można ustalić fakty i stwierdzić jednoznacznie, że ktoś miał rację, a ktoś inny jej nie miał. Ścieranie się racji i końcowe rozstrzygnięcia decydują o wyborze właściwej drogi w poszukiwaniu prawdy obiektywnej. Można się mylić, ale jeśli ktoś upiera się wbrew faktom przy swojej racji, wypada z gry. O wiele bardziej złożona jest sytuacja w innych dziedzinach, zwłaszcza w takich, w których ustalenie faktów nie jest proste, a często potrzeba długiego czasu, by ustalić kto miał rację.
Zajmuję się intensywnie i bardzo długo fizyką jądrową, ale polityka tak mocno i decydująco wkroczyła w nasze polskie życie, że w moim życiu zawsze rozważanie spraw politycznych stanowiło istotną część aktywności. Skrupulatnie też, z perspektywy czasu oceniałem swoje poglądy i wiem, że raczej rzadko się myliłem, a budowana na tych doświadczeniach pewność siebie skłaniała mnie do wyraźnego i jednoznacznego prezentowania swoich opinii w strefie publicznej. W fizyce jądrowej, wbrew wyobrażeniom laików, rozstrzygnięcie racji zawsze jest bardzo łatwe. Jądra atomowe, które są głównym obiektem badań, są niewyobrażalnie posłuszne i z imponującą precyzją odsłaniają te własności, które fizyk chce zbadać w odpowiednio planowanych eksperymentach. W polityce i w jej skutkach uczestniczą wielkie środowiska ludzi, zawsze mocno odmiennych od siebie ludzi, którzy w różny sposób biorą udział w politycznych procesach i często oczekują innych wyników. Dlatego tak trudno analizować procesy, w których analitycy sami są jego częścią i własnymi opiniami wpływają na bieg spraw. Mimo wszystko bardzo często bieg wydarzeń pokazuje kto miał rację, a kto jej nie miał i takie werdykty powinny pozostawiać trwały ślad w dalszych debatach politycznych.
Niedawna zawierucha w koalicji Zjednoczonej Prawicy i związana z nią sprawa dwóch ustaw sprowokowała wielu komentatorów do radykalnych ocen i pesymistycznych prognoz. Obficie i w ostrym języku były one prezentowane na portalu S24. Nie chodzi o komentatorów lapidarnie nazywanych anty-PiSem, a raczej o tych, którzy deklarują się jako zwolennicy i wyborcy PiS, patrioci zatroskani o przyszłość Ojczyzny, katolicy..., ale... Ich rozczarowanie postępowaniem i decyzjami Prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a zwłaszcza inicjatywą przegłosowania dwóch ustaw, jako aktu sprawdzającego lojalność uczestników nieco rozchwianej koalicji, wywołało słabo kontrolowaną lawinę potępienia. Komentatorzy ci pewność swoich racji podkreślili deklaracjami i językiem jakiego użyli. Jeden zadeklarował pożegnanie z PiS jako znak, że szybko pożegnają się z PiS-em także inni zwolennicy, drugi przewidział dogorywanie Kaczyńskiego i wypowiedział wiele obraźliwych słów, jakby chciał prześcignąć tych, którzy czynią to od wielu lat. Wypowiedzi natomiast wielu innych wplotły się zgodnym chórem w tło klasyki paszkwili produkowanych od kilku lat przez tak zagubionych komentatorów polityki jak @Echo24. Charakterystyczne, że wszyscy z nich przywoływali główny, zwykle niezniszczalny argument, że takie poglądy podzielają praktycznie wszyscy dotychczasowi zwolennicy PiS w ich środowiskach.
W reakcji na tę jednostronność napisałem więc tekst: „Stoję murem przy Jarosławie Kaczyńskim”, który wywołał obszerną i gorącą dyskusję, czekającą na rozstrzygnięcie, które miały przynieść dalsze wydarzenia.
Zawierucha polityczna w zasadzie już minęła i zbliżamy się do czasu, gdy należałoby ustalić, kto miał rację. Tego nie da się dzisiaj w pełni rozstrzygnąć, a sam JK zapowiedział, że dobrze oceni to historia, a jednak cząstkowo już nastąpiło rozstrzygnięcie ważnej kwestii, która dotyczy dzisiejszej pozycji i przyszłości samego Jarosława Kaczyńskiego. Zapowiedzi wyczerpywania się jego potencjału i rychłego odejścia w stan spoczynku były dramatycznie błędne, więc ci malkontenci powinni zamilknąć, bo nawet uderzanie się w piersi będzie odebrane jako fałszywe. Chyba nigdy dotąd nie słyszałem tak pozytywnych słów o „najwybitniejszym współczesnym polskim polityku”, jakie obficie sypią się pod adresem JK, także ze strony totalnych przeciwników. Ludzie, którzy nie mieli racji milczą dzisiaj na ten temat, a wymądrzają się w innych sprawach tak, jakby nic się nie stało.
Ostatnio przeczytałem dziwny tekst jednego z takich mądrali, który chciałby zatelefonować do wicepremiera J. Kaczyńskiego, by mu doradzić w sprawach, które, jak mu się wydaje, on lepiej od niego rozumie.
https://www.salon24.pl/u/integrator/1079985,wicepremier-kaczynski
O poruszonych sprawach nie mam zamiaru mówić, a jedynie zwrócę uwagę na rzadko spotykaną pewność autora tego tekstu, że to on ma rację, a ludzie, którzy zgadzają się z JK i rozumieją jego decyzje, błądzą tak jak on sam, nie mają racji i tylko udają, a w istocie to klakierzy, karierowicze i tchórze, którzy boją się wygarnąć prawdę. Warto kawałek tego tekstu wprost przytoczyć:
Gdyby więc okazało się, że z drugiej strony słuchawki znalazł się przypadkiem Jarosław Kaczyński to namawiał bym go by do walki ze złem (którą według mnie wciąż rozmyślnie prowadzi), zapraszał ludzi - nie takich co mu tylko kiwają, nieprzymierzając, jak te pieski z główką na druciku, wstawiane przez niektórych z zamiłowaniem za przednią szybę auta - ale takich właśnie jak Staś Tarkowski. Którzy pójdą za nim w ogień, ale gdy pobłądzi (a ludzka to rzecz) będą umieli mu to odważnie powiedzieć i nie spotka ich za to kara. Tylko tacy ludzie, o stalowych kręgosłupach, jasnych umysłach i czystych sercach, mogący działać w zgodzie z własnym sumieniem pójdą bić się za sprawę z każdym i do końca. Tak, mówię o odnawianiu kadr.
Odpowiem mu: Młody, anonimowy człowieku o „jasnym umyśle i czystym sercu”. Spróbuj wyobrazić sobie, że ktoś o wiele starszy, spełniony i nie poszukujący kariery w polityce, lepiej rozumie postępowanie JK, a dotychczasowe doświadczenia skłaniają go także do przyjęcia z zaufaniem decyzji opartych na nieporównanie szerszej wiedzy, niż ta, która jest dostępna z zewnątrz. Odwaga własnych przemyśleń, przeciwstawiona „tchórzostwu” rozumienia, jest wyjątkowo tania.
Historia przyśpieszy, pokładam wielkie nadzieje w prof. Przemysławie Czarnku i nie wiążę żadnych nadziei z Jarosławem Gowinem. W tym ostatnim przypadku rozumiem, że JK musiał tak przyjąć, ale nie potrwa to długo, bo rozwój, praca i technologie trudno skojarzyć z takim wicepremierem.