Wysunięci na pierwszą linię frontu politycy totalnej opozycji stają się nadzwyczaj łatwo obiektami kpin, żartów i ironii, jest to zasłużone obrazem, jaki sami o sobie rysują w publicznych wystąpieniach. Było wielu takich polityków przed Ryszardem Petru, ale to on zwrócił powszechną uwagę szczególnie licznymi, poważnymi gafami, które poza tym, że raziły prostactwem, brakiem elementarnej wiedzy i wyczucia, co wypada, a czego nie wypada powiedzieć, nie robiły żadnego wrażenia na ich autorze; bez zakłopotania brnął on w dalsze odsłony kompromitującej prawdy o sobie. Ciekawe, że po tej politycznej przygodzie Petru, gdy stracił wszelkie szanse na trwanie w polityce, nie ma też możliwości, by powrócić do roli eksperta wyjaśniającego sprawy ekonomiczne i finansowe, bo wszystko co powie będzie dzisiaj irytująco śmieszne i niepoważne.
Jeszcze Petru nie zszedł całkiem ze sceny, a już pojawił się Rafał Trzaskowski, który jako kandydat PO i N na prezydenta Warszawy jeszcze przed właściwym rozpoczęciem kampanii zdążył wypełnić normę kompromitującej autoprezentacji. Poczucie humoru wielu internautów zyskało pożywkę do prześcigania się w zabawnych ripostach i reakcjach, które znakomicie uzupełniają sylwetkę ujawnianą przez samego kandydata na prezydenta stolicy. Jakościowo nowe są zapewne jego rozwinięte teksty, które formułuje najwyraźniej samodzielnie, bez żadnej pomocy swojego środowiska politycznego, czy korekty życzliwych mu speców od PR. Prawdziwym hitem stał się tekst upamiętniający rocznicę śmierci B. Geremka, który rozwinął się w wielu wersjach improwizowanych przez prześmiewców, podkreślających narcystyczne, ale dramatycznie mało inteligentne uzewnętrznienie skłonności autora.
Jest wiele innych postaci totalnej opozycji, które bez zahamowań demonstrują swoją niedojrzałość, brak ogłady, wstydliwe braki w wykształceniu i niedostatek tych cech, które są potrzebne do zajmowania się polityką w krajach dumnych ze swojej historii i parlamentarnych tradycji. Czasem ten obraz jest tak zaskakująco negatywny, że mimo woli prowadzi do postawienia pytań: Kim właściwie są zwolennicy takich polityków? Kim są ci ludzie, którzy oddali na nich swój głos w wyborach?
W najbliższym otoczeniu coraz trudniej mi takich ludzi znaleźć, bo rzadko ktoś przyznaje się dzisiaj do głosowania na polityków totalnej opozycji. Niewątpliwie to okazywane zawstydzenie już samo w sobie jest zjawiskiem pozytywnym, ale chciałoby się więcej wiedzieć, dlaczego mimo wszystko wspierają takich ludzi jak Trzaskowski, Petru, Szczerba, Neumann, Schetyna…a choćby i Tuska.
Okazuje się, że najwięcej można się dowiedzieć o ludziach wspierających totalną opozycję, gdy przełamie się niechęć i włączy się telewizję TVN. Tam oni rozmawiają sami ze sobą, nic ich nie krępuje, a świadomość, że ci, którzy to widzą i słyszą są podobni do nich i łykają wszystko co im się poda, pobudza ich do głośnej szczerości. Atmosfera jest tak swobodna, że czują się jak w rozmowach w przytulnej kuchni, nie dbając o to, że okno jest otwarte i ktoś niepowołany może ich usłyszeć. Podczas ostatniego weekendu dwa razy podsłuchiwałem takie kuchenne rozmowy i zdaje się zobaczyłem jeszcze wyraźniej niż zwykle, kim są ludzie popierający takich polityków, jak ci wyżej wymienieni. Oni po prostu wszyscy są tacy sami, zagubieni, niedokształceni, nie rozumiejący Polski i przestraszeni tym, że dzieje się coś, do czego nikt ich nie przygotował. Kiedyś uwierzyli, że są elitą, nawet nie domyślając się kto i za co ich do tej elity wystawił. Uwierzyli, że tak będzie zawsze, a teraz zaczyna do nich docierać, że nie spełniają żadnych warunków, by zastąpić tę elitę polskiego narodu, którą wycięto w pień po 1939 roku.
Najpierw w sobotę, w oczekiwaniu na wznowienie półfinału Nadala i Dżokowicza, pilot uruchomił mi program, który nazywa się dość pretensjonalnie - „Śniadanie mistrzów”. Prowadził go facet sprawiający wrażenie byłego redaktora naczelnego Playboya, a uczestniczyły w nim dwie panie i dwóch panów, których w ogóle nie znam, tym bardziej nie wiem, w czym są mistrzami. Do pewnego momentu prześcigali się w narzekaniu, a często raczej w pluciu na to wszystko, co robią dzisiaj rządzący, potem coś się w nich załamało i zaczęli się skarżyć, że w ogóle nie rozumieją, w jakim kraju żyją i czego chcą ci wszyscy ludzie, którzy chodzą na wybory. Wreszcie weszli zbiorowo w fazę głębokiego pesymizmu, płacząc, że to wszystko już jest nie do odwrócenia. To wyglądało bardzo prawdziwie, tym bardziej zdałem sobie sprawę z tego, że podsłuchuję, ale było na tyle ciekawe, że nie widziałem sporej części półfinału tenisowego.
W niedzielę, z rozpędu po maglu telewizyjnym, jaki oferują co tydzień politycy i redaktorzy rytualnie zgromadzeni przy owalnych stołach, zatrzymałem się przy najbardziej prymitywnym z proponowanych programów telewizyjnych – „Loża prasowa” w TVN24. Tym razem byli sami swoi: M.Janicki, P.Wroński, J.Czarnecki i M.Szułdrzyński, więc prowadząca M.Łaszcz była zrelaksowana, bo nie musiała zagłuszać zwykle wprowadzanej do tego programu przyzwoitki, tzn. publicysty, który pozorował lekko odmienne poglądy. To już była kuchnia na pełnych obrotach, gdzie nikt nie przeszkadzał i uczestnicy uzgadniali między sobą w naturalny sposób uzgodnione przez wspólny los poglądy. Można powiedzieć, że to towarzystwo jest już na takim etapie, że nawet nie czuje potrzeby stworzenia choćby namiastki pozorów obiektywizmu. Nie jest więc interesujące o czym mówili, o wiele ważniejsza jest atmosfera tej rozpaczliwej fikcji. Oni po prostu przez cały czas zachwycali się nową szatą cesarza, rozważali jej doskonałość, piękno, prześcigali się w zachwycie nad ubranym w tę szatę cesarza, mimo że widzowie słyszeli w tle dziecięcy, a przecież szyderczy krzyk i wiedzieli, że cesarz jest nagi.
Tacy oni wszyscy są - mówiąc ich językiem „niekonstytucyjni” i z kończącą się brzydko kadencją. Nie zazdroszczę im męki pełnego rozpoznania miary grzechów, które popełnili przeciw Polsce.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura