Popularność najnowszej notki Kemira pobiła wszelkie rekordy i już zostało to skomentowane w tamtejszej dyskusji, a jednak tak niecodzienne zjawisko zasługuje na szerszy komentarz. W czasie gdy piszę notka osiągnęła 68 tysięcy odsłon, liczbę komentarzy 758 i ponad 5 tysięcy polubień, a liczby te pewnie jeszcze wzrosną. Trzeba autorowi pogratulować, ale moim zdaniem to nie wystarczy, bo trzeba próbować zrozumieć to zjawisko. Tytuł notki „Zgrzyty i hipokryzja w Bazylice Mariackiej” sam w sobie nie mógł być wystarczającym magnesem skupiającym tak szeroką uwagę, tytuł ten jednak zasygnalizował zdecydowane przerwanie okresu terroru psychicznego, któremu polski naród został poddany w ostatnich dniach. Eksplozja zainteresowania notką może być miarą tego, jak bardzo nieznośny był ten terror i jak oczekiwane było jego zakończenie. Z tego powodu reakcja na notkę stała się jakby wynikiem niezamierzonego eksperymentu socjologicznego, pokazującym, w jaki sposób znaczna część społeczeństwa odebrała całą dramatyczną sytuację i jak wielu chciało swoje odczucia przekazać innym.
Wcale nie chodzi tutaj o odbiór tragicznego wydarzenia z Targu Węglowego w Gdańsku, chodzi raczej o naturalną reakcję po zakończeniu okresu żałoby, a więc w momencie gdy odblokowała się możliwość wypowiedzenia się po długim czasie wymuszonego milczenia, mimo że działy się rzeczy budzące zdecydowany sprzeciw. Hipokryzja i zgrzyty zademonstrowane w bazylice były jedynie ukoronowaniem sztuczności, obłudy i zwyczajnego kłamstwa poprzedzającego uroczystość. Chyba każdy przyzna, że wykorzystanie wstrząsu, jaki powszechnie wywołała okrutna zbrodnia, do tego, by z lokalnego, umiarkowanie znanego w skali całej Polski samorządowca zrobić najważniejszego współczesnego bohatera narodowego, jest mistyfikacją, kłamstwem i manipulacją. Choć jest oczywiste, że zmarły był bardzo ceniony przez wielu mieszkańców Gdańska, żadną miarą nie był on bohaterem narodowym, a w każdym razie oprawa państwowo-medialna wydarzeń następujących po tragicznej śmierci była w wynaturzony sposób przesadzona. Ta przesada była wręcz obraźliwa dla ludzi, bo obraziła powagę państwa, gdy traktuje się obywateli jak nierozgarniętych osobników, którym można w krótkim czasie podać do wierzenia dwie zupełnie, wręcz skrajnie przeciwstawne sylwetki ofiary. Sylwetka mocno negatywna dominowała w dotychczasowym przekazie, była wsparta wieloma wydarzeniami i zachowaniami prezydenta Gdańska, które każdy mógł obserwować i ocenić, tak jak przesłuchanie przed komisją d/s afery Amber Gold i powszechnie znane zdjęcie symbolizujące wysiłek gdańskiego układu, by pogrążyć jeszcze jedną polską firmę o specjalnym znaczeniu dla Polski. Ta negatywna sylwetka dominowała w czasie niedawnej kampanii w wyborach samorządowych i została w mocny sposób przypieczętowana decyzjami i ocenami płynącymi od macierzystej partii ofiary. Nagle, w obliczu tragicznej zbrodni, ocena postaci zmienia się o 180 stopni, ofiara staje się prawdziwym herosem, bohaterem narodowym i ta zmiana jest propagowana z hipokryzją i przesadą, która tak daleko wykracza poza zasadę „De mortuis nihil nisi bene”, że pozostaje jedynie odnotowywać z niesmakiem uczestników tej kampanii, by zapamiętać łatwość, z jaką przystępują do manipulacji.
Potrafię zrozumieć i wytłumaczyć sobie zachowanie polityków partii rządzącej. Nawet jeśli ich pokora i dyktowane nią pojednawcze gesty mogą wydawać się przesadzone, a wcześniejsze doświadczenia dowodzą, że druga strona nie jest zdolna do ich docenienia, respekt dla majestatu śmierci wszystko dobrze tłumaczy i mam nadzieję, że prawdziwy obraz tych zachowań dotrze do wielu Polaków. Z drugiej strony nie da się wytłumaczyć agresji ze strony antypisu, zwłaszcza tego obficie zgromadzonego w Bazylice Mariackiej, ale tę nienawiść widzimy już od dawna. Niektórzy twierdzą, że od 2005 roku, a ja widzę to już od 30 lat, tyle że medialnie strona atakowana była do niedawna całkowicie ubezwłasnowolniona i nie wszyscy mogli to zobaczyć.
Kiedy patrzyłem na wyraz twarzy o. L.Wiśniewskiego i słuchałem jego mowy o nienawiści, miałem bardzo wyraźne skojarzenie ze sceną, gdy po obaleniu rządu J.Olszewskiego Jacek Kuroń krzyczał o takiej właśnie nienawiści. Charakterystyczne, że zawodowy manipulator po tym krzyku „szczerze” i szeroko się uśmiechnął do telewidzów. To był chyba sygnał do zwolenników, że sytuacja jest opanowana, bo udało się rząd obalić i na nowo nasi wzięli sprawy w swoje ręce. Ojciec Wiśniewski się nie uśmiechnął i z tego można czerpać nadzieję.
Na razie mam bardziej skromną nadzieję, że już nigdy nie będziemy postawieni w podobnej sytuacji terroru milczenia, gdy pod jego osłoną odbywają się spektakle budzące sprzeciw. Spontaniczna popularność notki Kemira wygląda jak zwiastun wyzwolenia się od takich opresji.