Opinia innych o mnie nie jest mi obojętna, ale nie sprawia, że nie mogę spać. Ważniejsze, bym czuł, że jestem w porządku wobec siebie samego. Dziwię się więc nieco powszechnemu oburzeniu, jakie ogarnia s24 przy każdym ponowieniu sugestii, że Lech Kaczyński "naciskał na lądowanie w Smoleńsku".
I
Czy może się "okazać, że naciskał"? Nie może. Nie będzie na to dowodu. Nie ma nagrań z kabiny pasażerów. Nikt z nich nie złoży już zeznań. Jakiekolwiek zaś słowa w kabinie pilotów mogą zaś być co najwyżej poszlaką, i to słabą. Choćby ktokolwiek z prezydenckiego otoczenia coś takiego sugerował, mógł to robić na własną rękę. Wszelkie słowa samych pilotów mogą co najwyżej dowodzić stanu ich świadomości, mogą być projekcją zdarzeń z lotu do Tbilisi w 2008, mogą też być wypowiedziane pół żartem. Powtórzę: nie ma i nie może pojawić się dowód, że prezydent "naciskał". A na podstawie wątpliwych poszlak lepiej nie wyrokować.
II
A gdyby nawet "naciskał"? Tłumacząc na język codzienności - gdyby wyraził opinię, że szkoda, gdyby tysiące ludzi w Katyniu musiały czekać kilka godzin z powodu odesłania samolotu na lotnisko zapasowe? Co w tym, do licha, niewłaściwego? Nic - to oczywista u każdego dostojnika państwowego perspektywa. Nie siedzi w kabinie pilotów ani w wieży kontrolnej, nie musi znać szczegółów pogody, ma natomiast zegarek, wie, dokąd leci i po co. Zawahałbym się, zanim uznałbym wyrażenie takiej opinii za "nierozsądne". Teza, że miałby "krew na rękach" - to absurd, który świadczy wyłącznie o autorach tej tezy.
III
Nieco inaczej z pilotem: zwyczajowo przy takich katastrofach specjalna komisja bada odpowiedzialność i orzeka, czy i kto zawinił. Ewentualne orzeczenie o "winie" oznaczałoby, że pilot popełnił błąd. To nie to samo, co zamiar zabójstwa. Przez dłuższy czas obowiązywało orzeczenie sądu winiące kapitana za katastrofę "Heweliusza", ale nie przypominam sobie, by ktoś twierdził, że ma on "krew na rękach". Nie inaczej będzie nawet, gdyby komisja miała uznać, że do tragedii w Smoleńsku przyczynił się błąd lub błędy pilota.
IV
W przypadku pilota mówimy o werdykcie komisji. Gdy mowa o "naciskach" prezydenta, żadnego werdyktu nie będzie. Co najwyżej wyda takowy część opinii publicznej, polityków i mediów, część blogosfery, część s24. Jest się czym przejmować? Nie prościej uznać, że to głosy niewarte uwagi - że ważniejsze, co sam myślę?
Inne tematy w dziale Polityka