Momotoro Momotoro
2300
BLOG

Smoleńsk z perspektywy 8 lat. Rozmowa z Chrisem Cieszewskim - cz. 2

Momotoro Momotoro Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 56

Jak był odbiór Pana wyników badań? Jak były on komentowane, przyjmowane? Czy były one traktowane jak coś normalnego, czy coś osobliwego?

Trudno mi powiedzieć, co myślą ludzie, jeśli mi o tym sami nie powiedzą. W tym, co osobiście mi powiedzieli, nie było na ogół istotnych zastrzeżeń z wyjątkiem pozycji brzozy przy porównywaniu zmian przestrzenno-czasowych na działce Bodina. Poza tym było sporo innych pytań, pewnych niejasności, które wyjaśniałem na bieżąco. Na przykład były pytania dotyczące wyznaczania parametrów drewna, takich jak gęstość, wytrzymałość na zginanie, itp. Ich sens dotyczył praktycznego wyznaczania i stosowania, w szczególności w odniesieniu do danych zawartych w literaturze (dane tablicowe).

Na przykład, ciekawą obserwacją jest to, że właściwości mokrej brzozy są równoważne z właściwościami suchej sosny. Mokra brzoza i mokra sosna mają różne właściwości. Mokra brzoza ma większą wytrzymałość niż mokra sosna, ale mniejszą niż sucha brzoza. Sucha brzoza ma również większą wytrzymałość niż sucha sosna. Jednakże mokra brzoza ma podobne parametry do suchej sosny. Mówię tutaj nie o sosnach polskich (Pinus silvestris), a tzw. żółtych sosnach w południowej części USA, tzw. Southern Yellow Pines (Pinus ponderosa, itp.), które mają lepsze właściwości niż polskie sosny. Powód, dlaczego przyjąłem parametry suchej sosny w miejsce mokrej brzozy, był taki, że dla brzozy jest mało publicznie dostępnych wyników badań wytrzymałościowych, bo brzoza nie jest wykorzystywana, np. na słupy. Natomiast dla sosny jest w literaturze niezliczona ilość badań i eksperymentów. To pozwoliło na sformułowanie wielu wniosków, które opisane są w moich artykułach.

Jeden z moich kolegów, który pracuje w leśnictwie, zadzwonił do mnie zaraz po moim referacie z zastrzeżeniem, że to była brzoza, a nie sosna. W momencie, gdy mu wyjaśniłem, że chodzi o stojącą brzozę (mokre drewno) i stojący słup sosnowy (suche drewno) zgodził się ze mną, że było to sensowne użycie danych. To był przykład chyba najbardziej krytycznego zastrzeżenia, jakie słyszałem.

Wśród wielu moich referatów pojawił się też ten słynny przypadek zdjęć satelitarnych złamanej brzozy. Chodziło o to, czy zdjęcia pokazywały, że brzoza była złamana przed 10 kwietnia czy też nie. Sednem prezentacji z 2013 roku na ten temat, która dostępna jest na stronie Konferencji, jest to, że istnieje wiele przesłanek, z których każda osobno pozwala odrzucić stwierdzenie, że brzoza mogła być złamana przez samolot 10 kwietnia.

Najpoważniejszą z nich był brak widocznych soków. Soki takie były widoczne na zdjęciach innych złamanych w tym dniu drzew, co również zostało zamieszczone w mojej prezentacji. Wygłaszając tę prelekcję, nie wiedziałem jeszcze, że 10 kwietnia 2010 r. sezon zbierania soków był w pełni, co było udokumentowane na rosyjskim blogu zbieraczy soków na stronie Smoleńska. Były tam relacje mieszkańców zbierających soki brzozowe w dniu 10 kwietnia.

Drugą przesłanką była mechanika złamania. Przy takiej prędkości skrzydło samolotu musiałoby ściąć drzewo, a tymczasem było ono złamane.

Podsumowując, stwierdziłem w tej prelekcji, że złamanie brzozy przez samolot to jest "red herring", czyli bzdura. Następnie stwierdziłem, że warto popatrzeć na zdjęcia satelitarne, czy wykazują one istotne zmiany po katastrofie. Zdjęcia z 5 i 10 kwietnia pokazywały, że sceneria się praktycznie nie zmieniła. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, jak to się mówi po angielsku - "it's either here or there", czyli wszystko jedno, gdzie brzoza była, w jakim miejscu, bo to, czy ta biała plama, który się nie zmieniła między 5 a 10 kwietnia, była brzozą czy śmieciami (jeśli były to śmieci, to pęd gorących gazów by je zdmuchnął, a nie zrobił tego), nie zmienia sedna wniosku, że albo nie mogło być złamania brzozy przez ten samolot, bo już była złamana wcześniej, albo samolot nie mógł przelecieć wystarczająco nisko nad tą działką, aby mógł złamać tę brzozę.

To czepianie się nieistotnych elementów i naśmiewanie się z nich, jest ilustracją patologii publicznych debat w Polsce. Trochę przypomina to rozmowę z dzieckiem z autyzmem. Rozwija się jakąś myśl lub opowiada sekwencję zdarzeń, a dziecko nagle dostaje ataku i zaczyna czepiać się jednego słówka i robi scenę na temat tego słówka. Wyśmiewa je, wytyka, powtarza to słówko w przód i w tył, przez co nie daje kontynuować opowiadania, czy rozmowy. Tak też nie ma i nie może być dyskusji ani nawet trzymania się wątku myślenia w kulturze pełnej takiego nastawienia.

Dla mnie te przesłanki wskazują, że prawdopodobieństwo złamania brzozy przez skrzydło samolotu jest bliskie zeru. Zdarzają się cuda, czasami podwójne. Tutaj potrzeba byłoby ich kilka na raz, w co nie wierzę.

Powracając do pierwszego pytania „Co czułem?”. Jedyną rzeczą, która mi przyświeca od początku badań, jest to, że chciałbym wiedzieć, co się tam naprawdę stało. To nie jest kwestia tego, że coś chcę udowodnić. Gdybym mógł zapłacić i dowiedzieć się, co się wydarzyło 10 kwietnia, to bym to zrobił. Cieszyłbym się, że wiem, co się stało, niezależnie od tego, jaki by to nie był scenariusz, byle był on wiarygodny i niefantastyczny.

Problem w tym, że komisja Laska, te pseudobadania, propaganda rosyjska, i to całe zakłamanie i fałszowanie raportów, nie mogą być do zaakceptowania dla człowieka z wiedzą inżynierską. Do tej pory jestem w szoku, jak patrzę na naukowców, inżynierów wypowiadających się w podobny sposób jak komisja Laska, bo to oznacza to, że Ci ludzie albo są sprzedajni, albo niekompetentni, albo niemyślący. Oznacza to również, że nie zapoznali się rzetelnie z materiałami i nie wahają się wypowiadać na ten temat. To jest bardzo przygnębiające. Szczególnie osoba z doktoratem po ślubowaniu ma obowiązek moralny i profesjonalny docierać do prawdy.

A jeśli chodzi o plamy śniegu?

W tym, co powiedziałem na ten temat, nie ma nic sprzecznego. Są tam białe plamy przed katastrofą, które pokrywają się w dużej mierze ze szczątkami samolotu po katastrofie. To nawet nie jest żadna kontrowersja. Uważam, że powinno się nad tym pochylić, ale jest to praca dla wywiadu, a nie naukowców. Co więcej, to samo w sobie nie jest dowodem na cokolwiek i mogło być przypadkiem, ale jest to na pewno intrygujące.

Patrząc na to z punktu widzenia badań naukowych prawdopodobieństwo, że te plamy są wynikiem przypadku, jest wyższe niż to, że samolot złamał brzozę. Więcej cudów jest wymaganych, by ściąć brzozę niż to, żeby ten śnieg był tam przypadkowo.

Sam ten śnieg jest bardzo intrygujący, nawet sensacyjny i też pobudzający wyobraźnię, więc nie dziwię się, że niektórzy ludzie stwierdzili, że była to najważniejsza rzecz w tych badaniach. To jest dla mnie zrozumiałe. Obiektywnie na to patrząc, to mamy mniej dowodów na to, że jest to nienormalne, niż w przypadku złamania brzozy. Są tylko dwa: koincydencja miejsca, tzn. upraszczając, że w poprzednich latach nie było tam śniegu, a tym razem nie było prawie nigdzie indziej śniegu, i koincydencja kształtu (śnieg i szczątki). W przypadku brzozy jest ich siedem.

Osobiście uważam, że w przypadku tych plam jest coś na rzeczy, ale nawet nie próbowałbym się do tego zabierać, czy wyjaśniać, bo jest to w gestii nie praw przyrody, czy fizyki. To jest sprawa służb wywiadowczych. Po prostu nie zabieram się za rzeczy, w których nie jestem kompetentny.

Co do białych plam, to min. Macierewicz bał się ich i od nich się odcinał, chociaż interesowały go wyniki innych moich badań. On jest pragmatykiem i ani nasze motywacje nie są takie same, ani nasz modus operandi nie jest wspólny. Jednak, w sumie się mu nie dziwię, bo gdyby się pod czymś takim podpisał, to by miał na głowie całe stado psychopatów robiących z niego wariata. Te plamy to pierwszorzędny materiał na robienie z kogoś oszołoma, taki scenariusz zero-jedynkowy, bo albo mamy taki zestaw "cudownych" wydarzeń, albo potencjalny dowód na zamach.

Bez względu na to, co wielu ludzi sądzi, to biorąc pod uwagę powyższe dowody, to było to zorganizowane działanie. Część ludzi ma opinię, że był to zamach terrorystyczny. W mojej opinii przy takiej operacji nie ma możliwości, żeby coś takiego zrobić bez wiedzy władz rosyjskich, nawet bez wiedzy samego Putina.

Czy w czasie swojej pracy spotkał się Pan z publikacjami blogerów?

Tak. Co prawda nie uczęszczałem regularnie na Salonie24, ale ludzie dość często przysyłali mi informację, że coś się tam pojawiło ciekawego i wtedy to czytałem. Były tam często bardzo dobre opracowania. Mówiłem to też publicznie, że poziom wiedzy fachowej i kompetencji niektórych blogerów jest imponujący. Czytanie ich publikacji było dla mnie przyjemnością, jak również korespondowanie z nimi. Nawet jeśli mieliśmy skrajnie różne spojrzenie na jakiś fakt. Było to dla mnie bardzo pozytywne doświadczenie.

Jak mam Pan zdanie na temat tego, co pojawia się na blogu Free Your Mind?

Nie mam żadnego. Nie czytałem regularnie wpisów na Salonie24 i widziałem tylko niektóre wpisy i komentarze na różnych blogach. Niekiedy mnie w nich pozdrawiał i ciepło wyrażał się o mojej pracy. Nigdy nie czytałem jego kompletnych opracowań, ani też jego „Czerwonej Strony Księżyca”.

Popieraliśmy z prof. Witakowskim jego referat, który miał być wygłoszony przez kogoś innego. Popieraliśmy na zasadzie wolności wypowiedzi, wolności słowa.

Również pomagałem mu pośrednio, czy też osobie, która złożyła kandydaturę odczytu na Konferencję Smoleńską, ogarnąć jego artykuł od strony edycyjnej, by był napisany bardziej naukowo niż publicystycznie. Większość komisji jednak była przeciwna dopuszczenia tego referatu, bo nie chcieli, żeby zaistniała tematyka maskirówki na Konferencji. Co też pokazuje patologie, jaką jest strach ludzi bojących się, że ktoś może wśród nich powiedzieć coś politycznie niepoprawnego. Na samej maskirówce się nie znam i nie zgłębiałem tego tematu, bo to nie jest zakres mojej działalności, ale chciałem dać prawo do zaprezentowania tego tematu na Konferencji. Niestety zostaliśmy przegłosowani.

To tyle na temat dr Przywary. Wydaje mi się, że jest to człowiek inteligentny i kompetentny, ale o reszcie nie mogę się wypowiadać.

Wracając do blogerów, to znałem 3 Zet. Jego opracowania były na salonie klasą samą w sobie, bardzo solidne od strony merytorycznej. Utrzymywałem z nim też korespondencję przez jakiś czas. Był to wybitny inżynier. Był też Geoal, BBudowniczy, Piko, Tiger, Mariola, Doradca (dokładnych nicków nie pamiętam), Eska i inni, którzy mieli bardzo kompetentny wkład w publiczną dyskusje o Smoleńsku. To byli i są wybitni ludzie i ich opracowania w większości były bardzo rzetelne. Według mnie był to bardzo wysoki poziom kompetencji.

Z drugiej strony był Ford Perfekt, który był też kompetentny, przynajmniej w późniejszym czasie. Z początku był trochę głupawy, a po brzozie zrobił się bardziej kulturalny i kompetentny. Tak się nawet z uśmiechem zastanawiałem czy agencja zmieniła agenta, czy też ja swoim referatem o brzozie zmieniłem postawę człowieka. Jeśli agencja zmieniła agenta, to gratuluję agencji, jeśli ja, to się bardzo cieszę. Na sam koniec ten bloger skupiał się na sprawach technicznych, a nie na bredniach, i wydawało się, że można by było z nim normalnie dyskutować. 

c.d.n.

Momotoro
O mnie Momotoro

Najcześciej mówią mi Wodek. Nie jest to błąd, że nie napisałem "ł". Trudno inaczej zdrobnić imię Wodzisław:). Urodziłem się kilka dni przed zakończeniem stanu wojennego. Z lat 80' nic szczególnego nie pamiętam, a z 90' szkołę podstawową i kawałek technikum. Dojrzewanie i studia to już poprzednia dekada. Po 10 kwietnia 2010 roku zmieniło się bardzo wiele nie tylko do okoła mnie, ale także i we mnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka