"Nasze emocje są jak dzieci. Nie chcemy by prowadziły samochód, ale też nie chcemy, by woziły się w bagażniku." Stuart Blumberg
Czyli co?
Tylne siedzenie?
Jakże często wysadzamy je na poboczu, pustkowiu - jak upierdliwego stopowicza.
Jeszcze majaczą się we wstecznym i spokój.
Oczywiście nie pozbywamy się ich - chodzi jedynie o przetasowanie hierarchii stada.
Ci, którzy myślą, iż bezpiecznie wepchnęli do bagażnika emocje, do tego skrępowali je mechanizmami obronnymi - najczęściej są otwartą raną - z dostępnymi trzewiami dla publiczności.
Gdziekolwiek pójdą, powiedzą - ciągną za sobą łomot z bagażnika. A to fest niesie.
Ci sami - naiwnie zakładają, że ci emocjami na fotelu pasażera, jawnymi, z konkretnym licem - są łatwi do zepchnięcia z drogi, a nawet na drugi pas pod TIR-a.
Maskowane, kneblowane emocje - dopuszczają do głosu także emocje - ale te nieprzepracowane, kompostowane, chaotyczne - pozbawione nawigacji logiki i sensu.
Jeśli dialogujesz z "pasażerem" - coś wiesz. Nie wszystko - ale jakieś pojęcie masz.
Łomot z bagażnika nie powie nic.
A mem? Jako osoba wierząca, praktykujaca - nie podepnę go do kościoła.
Ale przemyca pewną prawdę - dotyczącą samozwańczych spowiedników.
Ich dekalog ma jedno przykazanie - jak na grafice.
Taki cywilny, samozwańczy spowiednik - swobodnie wybiera sobie co lubi, za czym optuje.
Ten rodzaj hochsztaplera nienawidzi wolności innych. Z piekła rodem jego biblia zawiera jedynie nauki, pouczenia - że wszyscy muszą jak on.
Ani centymetra w żadną inną stronę. Homile jedynie w dialekcie nienawiści.
Rozgrzeszenie zaś mają zarezerwowane jedynie dla samych siebie. A i tak nie korzystają z niego.
Przecież są bogiem...z amnezją o Bogu.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo