Wenus z Milo-pinterest
Wenus z Milo-pinterest
LechGalicki LechGalicki
138
BLOG

Potęga Kobiet - felieton marcowy dr. n. med. Wojciecha Żebrowskiego

LechGalicki LechGalicki Kultura Obserwuj notkę 1
Opiekuńczą i służebną rolę kobiet, niezawodnych partnerów życiowych najlepiej widać w gabinecie lekarskim. To ona najczęściej wprowadza za rękę swojego "zdrętwiałego" ze strachu lub zaawansowanego w latach męża, mówi za niego, pokazuje jego dokumentację i zabezpiecza ją, w pamięci przechowuje zalecenia, leki i kontrole swoje i męża.

  "Tak, jak wszystkie najcenniejsze łaski Boże przychodzą na nas przez kobiety, tak i te przyszły do mnie przez moją Basię"

                                                                                                      Wojciech Kilar

                                                                   imageW filmie Edwarda Dziewońskiego "5 dni z życia emeryta" pianista na emeryturze robi życiowe podsumowania. Zaczyna dostrzegać, że poza pracą i mamoną istnieje także rodzina z ciekawą historią do opowiedzenia. Ja też, mając swoje lata, coraz częściej rozmyślam. Ostatnimi czasy nachodzą mnie natarczywe refleksje na temat cichego bohaterstwa kobiet. Być może dlatego, że znam je częściowo z autopsji.         Urodzony w czasie okupacji niemieckiej chowałem się głównie pod bezpośrednim wpływem kobiet - mamy, cioci i babci. Ojciec był w niewoli, więc idolem męskości był dla mnie brat mamy, prowadzący wraz z pozostałymi członkami duże gospodarstwo - bazę przetrwania rodziny. Dzięki zespołowej pracy i życzliwej współpracy wszystkich powoli odtwarzano zniszczoną przez Niemców infrastrukturę i wyposażenie gospodarstwa - wóz konny, parę koni i krów oraz nierogaciznę. Dzisiaj, to wysokodochodowe przedsiębiorstwo. Kobiety obrabiały len przerabiając go na domowych krosnach w sukno, z którego następnie własnoręcznie szyły koszule i spodnie. Przyglądałem się temu z dziecięcą ciekawością ponieważ pracom kobiet towarzyszyły niekiedy śpiewy i wesołe opowieści.           Rok 1949 r. postawił nie lada wyzwanie przed całą rodziną, zwłaszcza babcią i jej najstarszą córką, osiadłą kilka kilometrów dalej. Wujek, jako kułak oporny wobec kolektywizacji, czyli wróg ludu, z wyrokiem 5 lat trafił do więzienia. Przez cały czas "odsiadki" babcia samotnie prowadziła dom i 40 hektarowe gospodarstwo, w tym orki, siewy, sianokosy, wykopki ziemniaków, buraków i żniwa. Oprócz tego musiała realizować tzw. "obowiązkowe dostawy" mleka, ziemniaków, mięsa i zbóż. Wszystko to było oparte o pracę własnych rąk, maszyn poza kieratem, nie było. W tym samym roku jej najstarsza córka nagle owdowiała i pozostała, podobnie jak babcia, w sytuacji nowej i niespodziewanej, z 40 hektarami ziemi, dobytkiem i dodatkowo pięciorgiem małych dzieci w domu.Tragiczną śmierć męża przeżyła boleśnie ale nie załamała się. Tyle, że jej 14.letni syn musiał przerwać naukę i przejął część obowiązków od matki. Ostatecznie, niewiarygodnym wprost wysiłkiem woli i poświęceniem dla domu i rodziny oraz wzajemnej pomocy sąsiedzkiej udało się obu paniom przeżyć zwycięsko okres socjalizmu w jego najgorszym czasie dla rolników, czyli do śmierci Stalina. Wszystkie cztery dziewczyny, córki cioci, okazały się też osobami dzielnymi. Skończyły wyższe studia, dwie najmłodsze zostały lekarkami, pozostałe dwie - nauczycielkami. Ich mama i babcia dożyły szczęśliwie późnego wieku, a moja mama - dziewięćdziesięciu lat.                                           imageJacek Malczewski, OjczyznaPo zakończeniu wojny i powrocie ojca z pięcioletniej niewoli opuściliśmy ukochaną przeze mnie wieś przenosząc się do powiatowego Makowa. Ja poszedłem do szkoły, ojciec do pracy a mama dbała o dom. Nie była to jednak zwykła troska. Niedożywiony przez pięć lat niewoli organizm ojca nie podołał przywiezionej z obozu gruźlicy i młodo zmarł. W konsekwencji utrzymanie rodziny spadło na barki mamy. Zdążył jedynie postawić dom - skromny, drewniany, jednospadowy, bez wygód. Wodę do celów spożywczych, prania i kąpieli nosiło się wiadrami z odległej studni miejskiej. Na szczęście był sad z różnorodnymi odmianami drzew i krzewów. Uzupełniony warzywami i kwiatami pozwolił mamie na ich przydomową sprzedaż, co latami stanowiło główny dochód rodziny. W połączeniu z ogromną oszczędnością oraz niepospolitą przedsiębiorczością i pracowitością mamy nie pamiętam głodu, chodziłem czasami w pocerowanej ale zawsze czystej odzieży, w czapce, rękawiczkach i skarpetach zrobionych na drutach. Własnym sumptem i głownie na własny użytek mama wytwarzała także domowe wędliny, makarony, marynaty, wypieki i weki a przez lata studiów i póki żyła słała na imieniny bonus finansowy w wysokości mojego wieku. Jak te trzy dzielne kobiety - babcia, ciocia i mama, slangowe, młodzieżowe "sigmy" - dały sobie same radę ze wszystkimi problemami egzystencjalnymi swojego czasu? Babcia i ciocia znajdując jeszcze siły na 7 km pieszą wędrówkę na targ z masłem, serem i jajkami w koszyku oraz drobiem pod pachą, a także na niedzielną Mszę świętą i wieczorne celebrowanie nabożeństwa majowego i czerwcowego "przy krzyżu", zachodzę dzisiaj mocno zakłopotany w głowę. Chapeau bas! Podobne obserwacje zgromadził pewnie nie jeden z nas "wojennych" i powojennych.                                             image  disputingblog.com                                                                                          Okres studiów i początków pracy, to czas dominacji mężczyzn - szefów, adiunktów i asystentów. Tylko dwie panie profesor były Kierownikami, jedna Zakładu Mikrobiologii a druga Zakładu Higieny. Stopniowe odkrywanie wyjątkowo ważnej roli kobiet miało więc miejsce dopiero w pracy zawodowej. Wagę i znaczenie rzekomej "słabej płci" podziwiałem poprzez funkcję pielęgniarek, w szczególności instrumentariuszek i oddziałowych. Ostatnio również rejestratorki - "wizytówki" placówki. W czasach, kiedy lekarz wraz z pielęgniarką musiał osobiście obsłużyć wszystkich pacjentów, panie w pięknie wykrochmalonych, wyprasowanych czepkach i mundurkach taktownie uczyły nas, początkujących adeptów medycyny, aseptycznego wykonywania opatrunków, robienia injekcji, zakładania i zdejmowania gipsów, poprawnego zachowania na bloku operacyjnym itp... Sprawna i doświadczona instrumentariuszka, to niezastąpiona pomoc operatora i warunek dobrego i udanego przebiegu każdej operacji. Reasumując - wszystkie te miłe i dzielne osoby białego personelu postrzegam, jako ciche gwiazdy swojego zawodu. Chwała im za to!    fot.pinterest.com* image

W temacie kobiecej potęgi nie mogę pominąć nadzwyczajnego wprost przykładu pani Barbary Kilar / z domu Pomianowska/ , pianistki i żony sławnego kompozytora Wojciecha Kilara*. Oboje byli praktykującymi katolikami, lecz przez wiele lat on był "katolikiem ale..." Ona z kolei "nawracała wszystkich wokół, ale przede wszystkim mnie"- wyznał kiedyś Wojciech Kilar w rozmowie z Krystyną Kajdan. Zrezygnowała z pracy w szkole muzycznej na rzecz ratowania i wspierania męża. Tym bardziej, że pan Wojciech wrócił ze stypendium w Paryżu uzależniony od alkoholu. Nałóg dominował w jego życiu. Zaczęły się kłopoty zawodowe i zdrowotne. Muzyk trafił do szpitala z pękniętym wrzodem żołądka. "Ach strach pomyśleć, jak mogłoby się potoczyć moje życie, gdyby nie żona ". Dzięki szczerej modlitwie, niezwykłej delikatności i wytrwałości pomogła mi wyrwać się z nałogu. "Nie wstydzę się do tego przyznać, że to właśnie dzięki żonie przestałem pić alkohol; w tej chwili nie wezmę do ust nawet nadziewanej nim czekoladki". Taki sukces na polu wiary i alkoholizmu łącznie, to rekord i mistrzostwo świata w jednym. To Himalaje potęgi kobiecej.                                                                


Moja refleksja końcowa. Nie ma kobiet pracujących i niepracujących, ponieważ wszystkie są pracujące ciężko i odpowiedzialnie!! NIKT NIE JEST W STANIE ZADBAĆ O DOM, O DZIECI, O MĘŻA , O KONTAKTY RODZINNE I TOWARZYSKIE, O ATMOSFERĘ I ESTETYKĘ DOMU TAK, JAK KOBIETA. Opiekuńczą i służebną rolę kobiet, niezawodnych partnerów życiowych najlepiej widać w gabinecie lekarskim. To ona najczęściej wprowadza za rękę swojego "zdrętwiałego" ze strachu lub zaawansowanego w latach męża, mówi za niego, pokazuje jego dokumentację i zabezpiecza ją, w pamięci przechowuje zalecenia, leki i kontrole swoje i męża.  Dzięki Ci Panie Boże, że stworzyłeś kobietę, prawdziwy cud natury, przewidziałeś dla niej tak unikalną rolę w życiu, którą Ona i tylko Ona potrafi pełnić z takim oddaniem, uśmiechem, wdziękiem oraz właściwą sobie inteligencją, mądrością, taktem i skutecznością.                                                                                                   

Nulla dies sine linea - nulla dies sine femina

                                                                                                        image

- Wyrazy najwyższego szacunku dla wszystkich Pań ślę w asyście swojej ponad stuletniej pacjentki.

                                                                                                     Wojciech Żebrowski


image


Dr n. med. Wojciech Żebrowski



Uznany lekarz - ortopeda, chirurg. Absolwent szczecińskiej Pomorskiej Akademii Medycznej. Uczeń prof.Tomasza Żuka - twórcy szczecińskiej szkoły ortopedycznej. Wiedzę i doświadczenie zawodowe uzupełniał w wiodących klinikach uniwersyteckich Bolonii, Padwy, Florencji i Bresci /stypendysta rządu włoskiego/.Motto: ”Urbem, urbem, mi Rufe,cole et in ista luce vive! ". Założyciel i aktywny członek Stowarzyszenia "Senat Obywateli Szczecina" - skrót:/S.O.S/ 


https://senatobywateli.szczecin.pl/ 


Od lat Autor, to spiritus movens działań w sferze upowszechniania wysokiej kultury, historii Polski i wszystkiego co służy dobru oraz podwyższeniu intelektualnej jakości egzystencji, w polskich dniach powszednich i świętach narodowych, przede wszystkim społeczności Szczecina.





















******


 Moje konto w Salonie24 z wielką radością udostępniam Osobom nietuzinkowym, które mają do przekazania w przestrzeni medialnej informacje o sprawach istotnych.


(lg)




































LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura