Minaret to nie meczet, tylko wieża obok meczetu. Nikt w referendum w Szwajcarii nie odmówił muzułmanom prawa do uprawiania islamu, nie pozwolono tylko, by nad szwajcarskimi miasteczkami górował symbol wiary proroka.
Minarety w Szwajcarii byłyby katastrofą wizerunkową a pewno i ekonomiczną, bo szwajcarskie krajobrazy odwiedzane są przez najbogatszych turystów świata i turystyka jest podstawą egzystencji sporej części Szwajcarów. Rewolucja w krajobrazie może, choć nie musi, uderzyć ich po kieszeni.
Nie dziwię się więc, że Szwajcarzy nie chcą minaretów, choć może rozsądniejszą instancją byłoby nie narodowe referendum, ale wydziały budowlane w poszczególnych gminach i warunki zabudowy wykluczające muzułmańskie ekscesy architektoniczne.
Nie da się ukryc, ze zarówno kościelna dzwonnica, jak i wzorowany na niej minaret, poza funkcjami utylitarnymi, jest także, a może przede wszystkim znakiem. Górując nad okolicą informuje przyjezdnych i przypomina miejscowym o charakterze krainy w której przebywają. O jej wierze i wartość wyznawanych przez mieszkańców.
Nad większością europejskich miast górują krzyże na wierzchołkach katedr. Mimo ześwieczczenia wielu z tych krajów nikt nie śpieszy się, by zastąpić je półksiężycem, czy innym nacechowanym ideologicznie symbolem. To zrozumiałe. Zupełnie jednak nie rozumiem, czemu Warszawa od lat, w tak rażący, krzykliwy sposób odstaje od europejskiej normy. Czemu jest ostatnim, cudacznym skansenem postsowieckim, symbolizowanym iglicą Pałacu imienia Józefa Stalina.
Przechrzczenie tego symbolu sowieckiej dominacji na "Pałac Kultury i Nauki" w niczym nie zmniejszyło jego agresji wobec miasta w którym go postawiono. Ten cudaczny budynek nigdy do Warszawy nie pasował i nie pasuje. Podejrzewam, że kanciastą bryłe, gwałcącą klimat i styl Warszawy dobrano właśnie po to, by zaakcentować bezwzględny charakter, nowej, sowieckiej władzy. By Pałac przypominał każdemu warszawianinowi, że rządzi tu Stalin i jego spadkobiercy.
Zdobądźmy się na tę odrobinę charakteru, jakiej nie zabrakło ospałym Szwajcarom. Nie potrzebujemy aż rozpisywania referendów - powinny wystarczyć dwie administracyjne decyzje. Jedna o wykreśleniu tej rudery z rejestru zabytków, druga - o sprzedaży na wolnym rynku. Jestem dziwnie spokojny, że Pałac Stalina w starciu z kapitalizmem zniknąłby w ciągu góra roku.
Inne tematy w dziale Kultura