Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
238
BLOG

Tchórzliwa rejterada premiera Tuska

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 121

Pan premier zdecydował o przeniesieniu obchodów 4 czerwca z Gdańska do Krakowa. Spróbujmy przez chwilę udawać, że poważnie traktujemy argumentację, jaką przytoczył, a której głównym punktem było wyznanie, iż nie jest w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim gościom – głowom państw i szefom rządów – w Gdańsku właśnie.
Otóż takie stwierdzenie może oznaczać dwie rzeczy. Po pierwsze – że państwo polskie jest przerażająco słabe, skoro premier, dysponując wszelkimi możliwymi służbami w liczbie ogólnej przekraczającej zapewne grubo 200 tysięcy ludzi, kapituluje przed grupką 200 zadymiarzy. Po drugie – że premier zdecydowanie minął się z powołaniem. Rola szefa rządu wymaga determinacji i odwagi. Jeśli premier zwiewa, bo grupka awanturników zagroziła, że zapali opony, to jest zwykłym tchórzem.
Udawajmy dalej, że wierzę w oficjalne tłumaczenie Tuska. Musiałbym się jednak ogromnie zdumieć jego decyzją. Po pierwsze – od tego są służby, żeby zapobiec rozprzestrzenieniu się niepokojów. Ludzie, którzy zapowiedzieli gwałtowne protesty, realizują swój polityczny interes – to jasne. Ale premier podobno reprezentuje nas wszystkich, zaś obchody 4 czerwca są sprawą całego kraju. Umykanie z podkulonym ogonem się po prostu nie godzi.
Po drugie – to przecież rząd PO zapowiadał wiele razy, że nie da się szantażować, zastraszać i zmuszać do odstąpienia od własnych planów. I oto nagle groźby gromadki radykałów sprawiają, że premier wymięka? Zadziwiające. Przecież dopiero co tych samych radykałów bezceremonialnie wyrzucono z kilku biur poselskich. I tam się dało, ale w Gdańsku już się nie da?
Po trzecie – goście premiera nie takie rzeczy widzieli. Gdyby nawet polskie uroczystości zakłóciły demonstracje, to nie byłoby w tym nic niebywałego. Jest sprawą normalną w zachodnich demokracjach, że nawet w trakcie ważnych świąt i rocznic polityczni przeciwnicy rządzących demonstrują swoje niezadowolenie. Takie są uroki demokracji.
Podsumowując: gdyby brać tłumaczenia premiera za dobrą monetę, trzeba by dojść do wniosku, że Donald Tusk doznał ataku paraliżującego strachu, który dyskredytuje go całkowicie jako szefa rządu. Dla mnie osobiście oburzające byłoby dodatkowo to, że premier kapitulowałby przed najradykalniejszym, najszkodliwszym, lewackim odłamem ruchu związkowego, do którego mój skrajnie negatywny stosunek jest zapewne większości czytelników tego bloga znany. Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej niż widok oddziałów policji, szarżujących na warcholstwo, próbujące zakłócić uroczystości ważne z punktu widzenia – można w tym wypadku spokojnie tak powiedzieć – interesu narodowego. I to niezależnie od tego, kto je akurat organizuje, bo w danym momencie jest przy władzy.
Oczywiście prawdziwe przyczyny decyzji premiera są inne. Pierwsza z tych przyczyn to próba pokazania swoich politycznych przeciwników tuż przed wyborami do PE jako nieodpowiedzialnych awanturników, którzy nie potrafią uszanować wielkiego polskiego święta i zmuszają rząd do zmiany planów. Warto przypomnieć, że zakłócenie uroczystości wprost zapowiedział jedynie „Sierpień 80” – grupka skrajnie socjalistycznych utopijnych radykałów i bojówkarzy, promująca własnych kandydatów do PE. Jednak przekaz dla opinii publicznej jest inny: mamy tu próbę skojarzenia z decyzją o przeniesieniu uroczystości wszystkich sił przeciwnych rządowi – także „Solidarności”, a pośrednio i PiS-u. Druga przyczyna to chęć zapewnienia gościom premiera maksymalnie komfortowej atmosfery, tak aby poklepywanie po plecach było jeszcze intensywniejsze i aby uniknąć kłopotliwych pytań i tłumaczeń. Wreszcie trzecia przyczyna – o czym napisał właśnie Dziennik.pl – to chęć uniknięcia telewizyjnych obrazów palonych opon w sąsiedztwie członków rządu tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Donald Tusk zrobił już wiele rzeczy, które dyskwalifikują go jako polityka, działającego na rzecz racji stanu i wspólnego dobra. Jednak jego najnowsza decyzja przebija niemal wszystkie poprzednie wątpliwe posunięcia. W imię całkowicie chwilowych, krótkoterminowych interesów, premier pozbawia nas szansy na przypomnienie europejskim przywódcom i praktycznie całej Europie, jaką rolę w walce o wolność Europy Środkowej odgrywał Gdańsk – miasto symbol. Umieszczenie najważniejszej części uroczystości w skądinąd przesympatycznym Krakowie to kpina. Jeśli ktokolwiek miał jeszcze złudzenia, że rząd Tuska będzie gotów prowadzić konsekwentną lub choćby śladową politykę historyczną, to powinien się ich pozbyć. Decyzja w sprawie 4 czerwca pokazuje, że ta dziedzina została bez reszty poddana bieżącym potrzebom partyjnym. Tusk zabłysnął właśnie politycznym cynizmem najgorszego sortu. Zniszczył szansę na przywołanie prawdy o wydarzeniach sprzed 20 i 29 lat. Następna taka okazja najwcześniej za lat 10. Oto przykład działania na szkodę kraju w najczystszej postaci. P.S. Czytam właśnie, że Sławomir Nowak oznajmił, iż rząd nie ulegnie szantażowi i nie przeniesie obchodów do Dworu Artusa, co w ramach kompromisu proponowała "Solidarność". Sławek albo jest jeszcze głupszy niż sądziłem, albo się czegoś nawdychał: czyli przeniesienie spotkania do Dworu Artusa to uleganie szantażowi, a przeniesienie go do Krakowa - już nie? Może Sławek jest przemęczony?

 

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka