Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
227
BLOG

Jak Wildstein nie zgrillował Sikorskiego

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 65

 

Wczoraj późnym wieczorem Bronisław Wildstein miał w swoim programie Radka Sikorskiego. I poradził sobie z nim zaskakująco słabo. Piszę to z poczuciem zawodu, ponieważ sądzę, że istnieje mnóstwo kwestii, za które można ministra spraw zagranicznych skrytykować i wbić mu szpile. Polska polityka zagraniczna w jego wykonaniu jest po prostu cholernie słaba.Wildstein jakoś niespecjalnie sobie z tym poradził. Albo on sam nie był w formie, albo Sikorski był tak znakomicie przygotowany.
Zasadniczy problem z szefem MSZ jest parowarstwowy. Pominę tutaj warstwę spekulacji, dotyczących motywów jego postępowania. Na tak zwanym mieście dość powszechnie sądzi się, że są to motywy osobiste, że tak było przed wyznaczeniem następcy Scheffera i że tak jest teraz, kiedy Sikorski jest już znudzony obecną swoją pozycją, z której nie może wykonać skoku wyżej, będąc kompletnie uzależnionym od łaski i niełaski Tuska i stara się znaleźć dla siebie kolejną międzynarodową posadę, tym razem w Unii. Oczywiście już tej wyposażonej w nowe, atrakcyjne urzędy, wygenerowane przez traktat lizboński. Ale ten wątek, powiadam, pomijam. Motywacje są tu trochę drugorzędne, choć być może – jak również twierdzi wiele osób – jego oficjalne oświadczenia i wyjaśnienia uprawianej polityki są próbą zracjonalizowania i wytłumaczenia, także przed samym sobą, decyzji i działań, które nie wynikają z własnych jego przekonań.
Zostawmy jednak to psychologizowanie i skupmy się na oficjalnych deklaracjach i działaniach Sikorskiego. Dwie rzeczy rzucają się w oczy przede wszystkim. Pierwsza – że polityka zagraniczna w wykonaniu rządu Tuska nie ma żadnej wyraźnej wizji, wręcz się od niej odżegnuje, a sam Sikorski twierdzi, że tak właśnie powinna wyglądać dojrzała polityka zagraniczna: zero wizji, bieżące zarządzanie stosunkami zagranicznymi państwa. Druga – że spojrzenie Sikorskiego na stosunki międzynarodowe wydaje się opierać na straszliwie zwulgaryzowanej wersji realizmu.
Prawdziwy realizm, którego jestem gorącym zwolennikiem, to wyzbycie się emocji, kalkulacja zysków i strat, mająca na uwadze podstawowy interes państwa, a więc jego przetrwanie i zwiększenie jego siły. Zero romantyzmu oraz wyjście z założenia, że środowisko międzynarodowe do świat hobbesowski, choćby nawet był zorganizowany z pozorami jakiegoś neohumanistycznego ładu. Realista bierze jednak pod uwagę wszelkie czynniki, mogące mieć znaczenie w tej kalkulacji.I te najbardziej wymierne, jak siła militarna czy gospodarcza, i te mniej wymierne, jak prestiż państwa czy zdolność jego moralnego oddziaływania i uzyskiwania wymiernych korzyści za pomocą stosowania swoistego moralnego szantażu. Realista nie jest uprzedzony do żadnych środków, jakimi można osiągnąć cel. Kiedy trzeba, można układać się po cichu za kulisami, nawet za cenę przełknięcia jakiejś gorzkiej pigułki. Ale gdy potrzeba i sprawa tego wymagają, należy działać poprzez ostre słowa, stawianie spraw na ostrzu noża, uciekanie się do argumentów z honoru i lojalności.
W wydaniu Sikorskiego realizm sprowadza się wyłącznie do czynników, które da się policzyć oraz do dogmatycznie przestrzeganej zasady, że należy ustępować temu, kto jest od nas silniejszy. Druga grupa opisanych wyżej środków jest z zasady wykluczona. Ma to służyć rzekomemu wzmacnianiu naszej reputacji jako wiarygodnego i niesprawiającego problemów partnera, tyle że nie bardzo wiadomo, po co nam ta lepsza reputacja, skoro i tak wobec stanowiska silniejszych partnerów mamy zawsze kapitulować.
Zgodnie z tymi założenia skonstruowane są kolejne publiczne deklaracje Sikorskiego i tak był zbudowany jego kuriozalny artykuł w „Gazecie Wyborczej” sprzed ponad tygodnia, w którym minister spraw zagranicznych postawił dwie tezy. Pierwsza brzmiała, że klęska wrześniowa sprzed 70 lat była zarazem klęską „mocarstwowej idei jagiellońskiej”, przy czym iunctim pomiędzy jednym a drugim nie zostało w żaden sposób dowiedzione. Druga brzmiała, że ową ideę jagiellońską zastąpią nam demokracja, modernizacja, stabilizacja, przychylność Niemiec i nadzieja na demokratyzację Rosji. Czyli był to klasyczny beztreściowy bełkot, ponieważ Sikorski opierał się na paru niezdefiniowanych i pustych słowach kluczach oraz kompletnie absurdalnym przekonaniu, że np. w stosunku Niemiec do nas reguły tradycyjnej, twardej, realistycznej właśnie polityki międzynarodowej przestają się liczyć.
To aż zbyt wiele punktów zaczepienia. BW jednak jakoś nie był w stanie wyłuskać ich w przekonujący sposób. Dał się pobić Sikorskiemu charakterystyczną dla tego ostatniego metodą prowadzenia dyskusji, zgodną z najlepszymi zasadami erystyki. Polega ona na przytaczaniu masy faktów samych w sobie nie budzących wątpliwości lub wprost pozytywnych, takich jak choćby nawiązanie normalniejszych stosunków z Białorusią czy fakt, że Ukraina przez chaos we własnym życiu politycznym marnuje swoje kolejne szanse. Wszystko to prawda, ale rzecz w tym, aby te sprawy umieścić w szerszym, opisanym wyżej kontekście. Druga metoda to sprowadzanie dyskusji na poziom administracyjno-techniczny, tak aby nie pozwolić się pytać o sprawy strategiczne. Gdy zatem BW pyta, czy obchodów 1 września nie reżyserował Putin, Sikorski odpowiada, że scenariusz uroczystości tworzyła strona polska. Tak można się ganiać w nieskończoność.
Obie opisane metody Sikorski stosował niestety z powodzeniem. Upewniłem się, że nie jest to tylko moje wrażenie, przyglądając się dziś komentarzom moich znajomych do programu BW, bynajmniej nie fanów Sikorskiego, na Facebooku.
Szkoda – to w jakimś stopniu zmarnowana okazja, bo dawno już nie zdarzyło się, żeby szefowi MSZ ktoś zadał kilka naprawdę trudnych pytań.

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj65 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (65)

Inne tematy w dziale Polityka