Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
125
BLOG

Kłótni o uchwałę mogło nie być

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 50

Ubawił mnie niezmiernie Stefan Niesiołowski swoimi tłumaczeniami, dlaczego dwa lata temu zaakceptował (a jak wieść senacka niesie, nie tylko zaakceptował, ale wręcz samodzielnie napisał, bo nikt nie chciał się z nim wykłócać, więc zdano się całkowicie na niego) uchwałę Senatu w sprawie 17 września i zbrodni katyńskiej. Najlepsze brzmiało, że „dwa lata temu sytuacja była inna”. Czyli, jak rozumiem, dwa lata temu nie jednaliśmy się jeszcze z Ruskimi, a może wręcz dwa lata temu nie były znane nowe fakty, dotyczące Katynia, których teraz dopiero wicemarszałek Niesiołowski może się dowiedzieć np. z ruskich mediów.
W całej tej sprawie jest jednak kilka wątpliwości.
Po pierwsze – jasne jest, że choć okolicznościowa działalność uchwałodawcza parlamentu jest zbytnio rozbuchana i instytucja uchwała okolicznościowej uległa straszliwej dewaluacji (na co słusznie zwraca uwagę Krzysiek Leski), to akurat przy okazji 17 września i zmasowanej psychologiczno-propagandowej ofensywy Ruskich warto by odpowiednią uchwałę wydać. Pytanie brzmi, jak ona powinna wyglądać.
Uważam, że stała się rzecz najgorsza z możliwych z punktu widzenia naszej wojny o historię z Rosją: rozpętała się skrajnie partyjniacka kłótnia o tekst tejże uchwały.To nic innego jak gorące zaproszenie Ruskich (i nie tylko), aby stosowali wobec nas technikę „dziel i rządź”. Bo jaka jest, patrząc realistycznie, sytuacja?
Mamy rząd Tuska, który za dogmat przyjął zasadę nienarażania się komukolwiek. Ale mamy też za sobą obchody 1 września, w trakcie których się okazało, że Putin nie ma zamiaru głaskać Tuska po głowie. To dla Platformy było jakimś rodzajem otrzeźwienia. Nie zmienia to jednak faktu, że PO nie jest gotowa przyjmować okolicznościowych uchwał, dotyczących Rosji, w brzmieniu zbyt radykalnym.
O tym doskonale wiedzieli posłowie PiS. Skoro powstał pomysł, aby taką uchwałę przyjąć, to drogi były dwie: albo zrobić z tego kolejny przedmiot partyjniackiego sporu, albo się dogadać. Gdyby nie zapadła decyzja, że jedziemy na maksa – czyli PiS oskarża Platformę o uleganie Ruskim, a Platforma deleguje do uzgodnienia kompromisu łagodnego jak baranek, kompromisowo nastawionego z natury Stefana Niesiołowskiego – to nikt by nie wnikał w to, czy w uchwale pojawia się słowo „ludobójstwo” czy nie. Innymi słowy – obecna awantura jest wyłącznie wynikiem politycznej decyzji liderów,przy czym mam wrażenie, że w tym wypadku odium spada w większym stopniu jednak na Jarosława Kaczyńskiego. Pole manewru PiS było bowiem większe. Choć trzeba przyznać, że numer z wyciągnięciem senackiej uchwały sprzed dwóch lat był wyjątkowo zręczny.
Drugi problem jest natury ściśle prawnej. Choć entomolog Niesiołowski nie ma o tym zapewne pojęcia, spory pomiędzy fachowcami od prawa międzynarodowego publicznego co do tego, jakie akty wypełniają definicje ludobójstwa, zawartą w konwencji ONZ z 1948 roku, a jakie nie, jest w wypadku Katynia zasadny. Moim skromnym zdaniem (jako absolwenta stosunków międzynarodowych) można by z przekonaniem i dobrymi podstawami argumentować, że Katyń w istocie był ludobójstwem, jako część większego planu. Ruscy oczywiście argumentują na rzecz innej tezy. Problem polega na tym, że z prawnego punktu widzenia Katyń faktycznie nie jest przypadkiem nie budzącym absolutnie żadnych wątpliwości.
Jaki powinniśmy z tego wysnuć wniosek? Być może gdyby z rosyjskiej strony pojawiła się rozsądna i szczera oferta pojednania, coś na zasadzie: wy przestajecie forsować wersję o ludobójstwie, za to my kolejny raz oficjalnie przepraszamy, wprowadzamy zmiany w podręcznikach historii, rozpoczynamy akcję edukacyjną, jesteśmy otwarci na rozmowy o odszkodowaniach – warto byłoby sprawę przemyśleć. Takiej propozycji jednak nie ma i zapewne długo nie będzie. A skoro tak, powinniśmy twardo obstawać przy korzystnej dla nas i całkiem zasadnej wersji: Katyń był ludobójstwem z prawnomiędzynarodowego punktu widzenia. Powinniśmy przy tej wersji obstawać, ale to nie znaczy, że musiałoby to być podkreślone w uchwale, gdyby taka była cena za jej jasność, klarowność, jednoznaczność i jednomyślność w Sejmie.
Niestety – premier Tusk, pytany na konferencji prasowej, czy uważa, że Katyń nie był ludobójstwem, podobnie jak entomolog Niesiołowski, uciekł w jakąś bełkotliwą nowomowę.

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj50 Obserwuj notkę

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka