Pod koniec ubiegłego roku zdarzyło mi się brać udział w kilku programach publicystycznych, podsumowujących wydarzenia roku. W polityce krajowej na pierwsze miejsce zdecydowanie wybijała się afera hazardowa i wszystkie jej konsekwencje. Niektórzy publicyści prezentowali pogląd, że afera zdecydowanie pogrzebie Platformę. Ja nie jestem aż tak radykalny, ale zaczynam myśleć, że postępowanie PO w ostatnich tygodniach może przynieść tej partii spore szkody. Postępowanie to trudno mi określić inaczej niż gangsterką polityczną.
Tu jednak kilka słów o założeniach, jakie przyjmuję dla moich ocen. Staram się mianowicie przede wszystkim pamiętać, w jakiej rzeczywistości politycznej i medialnej żyjemy. My, tutaj, w Salonie24, stanowimy część relatywnie niewielkiej grupy ludzi, którzy starają się, niezależnie od swoich poglądów i politycznych sympatii, zrozumieć mechanizmy rządzące przedstawieniem, podczas gdy zdecydowana większość wyborców widzi jedynie samo przedstawienie, nie dostrzegając reżysera, inspicjentów ani tego, że między widownią a sceną jest proscenium. Niektórzy wierzą nawet, iż obserwują prawdziwe życie, a nie wyreżyserowany spektakl. Choć oczywiście i w nim jest miejsce na spontaniczne zachowania poszczególnych aktorów.
Czy tego chcemy czy nie i czy nam się podoba czy nie – publiczność, od której zależy wynik wyborów, nie analizuje dat spotkań w Kancelarii Premiera i nie zastanawia się nad tym, z czego wynikają różnice w poszczególnych kalendariach, jakie zostały nam zaprezentowane. Do publiczności trafiają proste, wyraziste komunikaty. Platforma i PiS zdają sobie z tego sprawę, dlatego ta pierwsza partia podjęła ofensywę pod kryptonimem „To wszystko PiS”. Nam może się wydawać, że ta kampania od początku była niespójna, grubymi nićmi szyta i bez szans, ale wcale nie tak musi być oceniana przez publikę. Jakimi drogami chadza publiczne poparcie i sympatia, tego do końca nie potrafią rozgryźć nawet najlepsi spece od wizerunku.
Wszyscy, którzy interesują się polityką, wiedzą, że partie przeprowadzają stosunkowo często własne, niejawne badania nastrojów, sympatii, poparcia oraz reakcji wyborców na konkretne działania lub ich zapowiedzi. Nie ma wątpliwości, że postępowanie Platformy wobec afery hazardowej było w znacznej mierze spowodowane wynikami takich właśnie badań. Tu jednak pojawia się niebezpieczeństwo, dość oczywiste, o którym mówił niedawno w wywiadzie dla „Polski” Jarosław Gowin. Niebezpieczeństwo to polega na przekonaniu, że skoro wybaczono nam bardzo poważne rzeczy i tak wyszło w owych badaniach, to właściwie możemy robić już wszystko. Mówiąc wprost, to zagrożenie pychą, czymś, co po angielsku określa się jednym zgrabnym słowem complacency.
Jednocześnie trzeba pamiętać, że badania nie są w stanie ogarnąć całej złożoności wydarzeń i przewidzieć wszystkich na nie reakcji i w tym może leżeć słaby punkt taktyki PO. Załóżmy, że spece z PO przeprowadzili badanie, czy na wizerunku partii odbije się negatywnie wykluczenie z komisji posłów PiS. Z badania mogło wyniknąć, że spadek będzie niewielki, żaden albo też kierownictwo ugrupowania mogło ocenić, iż korzyści, jakie z takiego posunięcia wyniknąć są większe niż ewentualne straty, jakie wykazało badanie. Badanie nie jest jednak w stanie a priori ocenić, jaka będzie reakcja publiczności na określony sposób przeprowadzenia danego posunięcia. Wykluczenie Kempy i Wassermanna zostało tymczasem przeprowadzone w sposób wyjątkowo arogancki, wszystko zaś, co nastąpiło później, włącznie z wczorajszym przesłuchaniem Beaty Kempy, musi wywoływać u obserwatora, któremu pozostała choćby śladowa trzeźwość umysłu, poczucie, że ma do czynienia z kpiną z jego inteligencji. Reakcją może być pretensja: „Co oni sobie myślą? Uważają, że można mnie tak tanio kupić? To przecież kpina”.
Owszem, fanatyczni przeciwnicy jednej i zwolennicy drugiej partii mogą się czysto emocjonalnie cieszyć, gdy poseł Urbaniak rozpytuje posłankę Kempę o jej wykształcenie. Pytanie jednak brzmi, ilu takich fanatyków tworzy elektorat PO. Jeśli większość, to partia ta może spać spokojnie. Jeśli jednak jest ich choćby tylko 30 proc., PO może mieć problem.
Pytanie sprowadza się, mówiąc potocznie, do dość prostej kwestii: czy Platforma, idąc na kompletnego chama, nie przegięła. Na prawdopodobieństwo takiej diagnozy może wskazywać i to, że nawet media tradycyjnie PiS-owi nieprzychylne nie chcą już zbyt otwarcie kredytować taktyki partii Tuska. Proszę choćby spojrzeć na relację minuta po minucie z przesłuchania pani poseł na Gazeta.pl. Znajdziemy tam wprost stwierdzenie, że trudno w tym starciu nie kibicować Beacie Kempie.
Staram się na sprawę patrzeć oczami przeciętnego odbiorcy. Być może więc jest tak, że w ogóle przeceniamy znaczenie tego, co się dzieje w Sali Kolumnowej Sejmu. Może jednak być i tak, że to właśnie będzie punkt zwrotny, a winą PO okaże się nie to, jaką rolę jej politycy odegrali z aferze hazardowej czy jakiejkolwiek innej, ale sposób postępowania w chwili, gdy poczuli, że już to starcie wygrali.
Ciekaw jestem Państwa ocen. Zwłaszcza interesuje mnie anegdotyczna wiedza, pochodząca z Państwa rozmów ze znajomymi, którzy wspierają lub wspierali PO.







Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka