Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
211
BLOG

Minimanifest

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 138

 

Pod moim poprzednim, krótkim wpisem pojawiło się kilka komentarzy, których autorzy stwierdzili, że poparłem jednoznacznie Jarosława Kaczyńskiego. To uświadomiło mi, że faktycznie powinienem zdefiniować i objaśnić moje obecne stanowisko. Postaram się to zrobić w możliwie przejrzystej formie. Proszę tego nie traktować jako jakiegoś fundamentalnego manifestu politycznego. Raczej jako mój prywatny minimanifest, który – jak sądzę – jestem winny swoim Czytelnikom.

 

I. Nie zmienia się moje generalne stanowisko – jedyne, jak sądzę, przystające szanującemu się publicyście: mam swoje poglądy na poszczególne zagadnienia, które to poglądy są dla mnie ważniejsze niż osobiste sympatie i antypatie wobec poszczególnych polityków.

Posłużę się przykładem: Radosław Sikorski. Spotykam wiele osób, które ze zdziwieniem konstatują, że ze zwolennika stałem się jednym z najostrzjeszych krytyków obecnego szefa MSZ. Ja sam jestem w stanie dość dokładnie prześledzić proces zmiany mojej opinii na jego temat. Pamiętam doskonale kilka sytuacji, gdy zabrzmiał dzwonek ostrzegawczy, sygnalizując, że nadzieje, jakie wiązałem z uczestnictwem Sikorskiego w polskim życiu publicznym, mogą być częściowo albo całkowicie chybione. Z czasem stało się dla mnie jasne, że Sikorski to wielka pomyłka. Moja opinia na temat sposobu realizacji polskiej racji stanu – czy też racji stanu w ogóle – jest niezmienna. Ponieważ uważam, że Sikorski racji stanu nie realizuje, jestem wobec niego bardzo krytyczny.

 

II. Ważność poszczególnych zagadnień zmienia się wraz z kontekstem. W czasie, gdy państwo funkcjonuje dobrze i ogólna sytuacja – w tym międzynarodowa – jest korzystna, można skupić się i spierać o sprawy ważne, ale jednak w moim przekonaniu drugorzędne, takie jak detale ordynacji podatkowej czy uprawnienia poszczególnych służb specjalnych. Innymi słowy – w dobrej sytuacji może być czas na grillowanie i ustalanie w szczegółach, kiedy można grilla rozpalać oraz jakie podpałki powinny być dopuszczone do obrotu. Kiedy jednak sytuacja staje się zła, relatywnie ważniejsze stają się kwestie fundamentalne: suwerenność państwa, sprawność jego podstawowych mechanizmów, bezpieczeństwo zewnętrzne. (Nie można wykluczyć, że sytuacja może się pogorszyć właśnie dlatego, iż któryś z rządów skupiał się na grillowaniu zamiast przeciwdziałać zawczasu niekorzystnym, strategicznym zmianom.)

W mojej ocenie sytuacja uległa głębokiemu pogorszeniu w planie strategicznym w ciągu ostatnich dwóch lat, przy czym kluczowy był rok 2008 – moment rosyjskiego ataku na Gruzję i bezradny schyłek prezydentury Busha. Kwestie, o które można było się zażarcie spierać w roku 2005, dzisiaj wydają mi się mniej ważne.

 

III.Jak zapewne niektórzy pamiętają, napisałem – także w Salonie24 – wiele bardzo krytycznych tekstów o PiS oraz obu braciach Kaczyńskich. Ze zwolennikami tej partii toczyłem tutaj zażarte spory. Tłumaczyłem, że zdrową zasadą, którą w mojej opinii powinni się kierować szanujący się publicyści, jest patrzenie władzy na ręce. Każdej władzy. Kto bowiem ma władzę, ten bierze odpowiedzialność i powinien być szczególnie twardo rozliczany. Mam nadzieję, że z dzisiejszej perspektywy wielu moich ówczesnych oponentów będzie gotowych przyznać, że tej zasadzie jestem wierny.

Nie oznacza to oczywiście, że nie należy się przyglądać także partiom opozycyjnym – zwłaszcza najbardziej znaczącym. W latach 2005-2007 była to Platforma, dzisiaj PiS. Trzeba jednak pamiętać, że to nie opozycja bierze odpowiedzialność za stan państwa. A w każdym razie nie głównie, bo przecież w określonej konfiguracji parlamentarnej opozycja jest w stanie choćby częściowo sabotować działania rządu.

W latach 2005-2007 swoją szansę miał PiS. Moim zdaniem politycy tej partii nie potrafili jej odpowiednio wykorzystać. Popełnili mnóstwo błędów, także wizerunkowych, które zresztą dzisiaj się na nich mszczą. Tak było np. z prawnym umocowaniem CBA, którego cała sprawność i determinacja w ściganiu korupcji opierała się na osobie szefa. Zmiana szefa wystarczyła, żeby wybić tej instytucji zęby.

Z dzisiejszej perspektywy muszę jednak także przyznać, że w porażkach PiS znaczną rolę odegrały te media, których przedstawiciele nie kierują się przytoczonymi przez mnie wyżej zasadami i którzy nie są w stanie, nie chcą lub nie mogą przykładać równej miary do każdej formacji politycznej, która jest odpowiedzialna za sprawowanie w danym momencie władzy.

Od roku 2007 swoją szansę ma Platforma, która była mi bliska ze względu na oficjalnie głoszone poglądy gospodarcze oraz postulat ograniczenia roli państwa. W moim przekonaniu – którego nie zmieniłem – państwo ograniczone nie musi wcale oznaczać państwa słabego i wycofanego. Po ponad dwóch latach rządów stwierdzam jednak, że PO swoją szansę zmarnowała w stopniu znacznie większym niż PiS swoją. Nie tylko zawiodła całkowicie nadzieje na stworzenie nowego obszaru wolności przy jednoczesnym usprawnieniu mechanizmów państwa, ale zrobiła coś znacznie gorszego: osłabiła pozycję państwa polskiego w wymiarze międzynarodowym i wewnętrznym. W momencie największego pogorszenia strategicznej koniunktury od 1989 roku, przyczyniła się dodatkowo do obniżenia rangi Polski i sprawności mechanizmów wewnętrznych aparatu państwowego. Stosunki z Rosją, Niemcami, pozycja w UE, stosunki z USA, nieprzemyślane, nieprzygotowane i mechaniczne wycofanie się państwa ze wszystkich problematycznych obszarów i zrzucenie odpowiedzialności za nie na samorządy lub „autonomiczne” urzędy (np. prokuratora generalnego), zepchnięcie walki z korupcją na daleki plan, rozmontowanie z czysto koniunkturalnych powodów, w ścisłej współpracy z Salonem, IPN oraz de facto zniszczenie CBA z powodów partyjnych, wreszcie porażająca nieudolność w kwestiach tak kluczowych jak służba zdrowia, wojsko czy policja, a w ostatnim czasie skandaliczny sposób postępowania w sprawie smoleńskiej katastrofy – wszystko to sprawia, że moja ocena czasu rządów PO musi być bardziej krytyczna niż ocena rządów PiS. Niezależnie od tego, że z tą ostatnia partią różnią mnie poglądy na pożądany poziom zaangażowania państwa w gospodarkę czy sferę socjalną.

W polityce trudno się spodziewać altruizmu i abstrahowania od korzyści, jakie z danego działania może odnieść partia i jej lider. Rzecz w tym, żeby te korzyści były jak najbardziej spójne z korzyściami, jakie z tego działania odnosi państwo. W tej konkurencji oceniam dziś, że PiS zwycięża z Platformą, i to o kilka długości. PiS, przy wszystkich wadach tego ugrupowania,  mogę obecnie uważać za partię propaństwową, Platformy niestety nie.

 

IV. Jest wreszcie kwestia metod walki politycznej, politycznej praktyki i gry wizerunkowej. PiS można było tu zarzucić bardzo wiele. Jednak – po pierwsze – to nie PiS sprawuje dzisiaj władzę i – po drugie – poziom, do jakiego Platforma wywindowała znaczenie formy kosztem treści jest bezprecedensowy. Jeśli deklaruję dzisiaj, że trwa prawdziwa wojna, a nie normalna walka polityczna, jak sugerował jeden z komentujących mój poprzedni wpis, to z powodu politycznej pozycji osób takich jak Janusz Palikot, Stefan Niesiołowski, z powodu politycznego zaangażowania „Gazety Wyborczej”, z powodu praktycznego zawieszenia od roku 2009 kohabitacji rządu z prezydentem i sposobu, w jaki traktowana była i jest opozycja.

 

V.Oceniam kandydatów na prezydenta pod kątem ich osobowości, wiedzy na temat ich poglądów na państwo i miejsce Polski w świecie, dorobku politycznego, przekonania o uczciwości oraz – co szczególnie dzisiaj ważne – zachowania równowagi politycznej. Uważam, że nie jest zdrowa sytuacja, w której całość władzy bierze jedna partia. To oczywiście odnosi się również do lat 2005-2007, czyli czasów rządów PiS. Jednak obawa przed takim stanem rzeczy jest proporcjonalna do oceny danej formacji politycznej. Jest jasne, że moja bardzo krytyczna ocena Platformy musi oznaczać, iż wzięcie całej władzy przez tę formację uznaję za szczególnie niebezpieczne i niekorzystne dla kraju. Zwłaszcza w sytuacji, gdy inne mechanizmy kontrolne, normalnie pełniące w demokracji rolę tonującą – przede wszystkim wymiar sprawiedliwości, ale także media, a przynajmniej ich znaczna i wpływowa część – działają fatalnie, a jakoś kadr jest tam żenująco niska.

 

VI.Zakładam – bo przecież moje oceny sumują się do ogólnego wniosku – że Jarosław Kaczyński będzie lepszym prezydentem niż Bronisław Komorowski. A już z całą pewnością będzie lepszym prezydentem w obecnych okolicznościach. Jeśli zawiedzie lub jeśli będę miał powody, aby go na tym urzędzie krytykować – o ile oczywiście wygra – z całą pewnością będę tak czynił. Żadnemu politykowi nigdy nie przyrzekałem wierności i nie zamierzam tego robić. Szczęśliwie nie muszę.

Teraz piszę i mówię tak jak widać, ponieważ takie są okoliczności. To one się zmieniły, nie ja.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka