Marek Mądrzak Marek Mądrzak
778
BLOG

Komorowski na saksach - przyczynek do sprawności językowej

Marek Mądrzak Marek Mądrzak Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

 

Wczoraj Kazia żaliła się u Ściosa na me(r)dia, które filtrują wszystkie plotki o Komorowskim. To spróbuję ja, tu na Salonie.

Przyjęło się uważać, iż osoby wykształcone na humanistów nie zajmują się kwestiami finansowymi. Tym bardziej wydawało się to naturalne w epoce dzieci-kwiatów. Dokumenty z IPN temu przeczą, przynajmniej w przypadku Bronisława Komorowskiego – historyka po Uniwersytecie Warszawskim. Odpowiedzialny, młody człowiek przed założeniem rodziny postanowił zarobić w Austrii na zakup gniazdka rodzinnego. Spisane przez niego i narzeczoną obserwacje nie świadczą o innej niż materialna stronie wyjazdu. Nie chodzi mi nawet o nie zwiedzanie Wiednia, gdyż ówczesne austriackie ceny kładły na kolana wszystkich gastarbeiterów z bloku wschodniego. Proszę zwrócić uwagę na niekłamany podziw studentów wobec zachodniego blichtru: światła, chałupy, klimatyzacja. Znalazło to wyraz w ich liście do domu:

 

                                                                      Anffach          11 VIII 1976 r.

Kochana Marysiu z Przychówkiem!

(a może też i Rodzice?)

Więc jednak wychyliliśmy nosy zza żelaznej kurtyny, całkiem tutaj przyjemnie.

Pierwsze spojrzenie na Austrię nie należało do najsympatyczniejszych, bo po przebudzeniu na granicy ujrzałem wylot lufy pistoletu maszynowego, który miał [bronić] Dzielnego Wojaka Szwejka od komunistycznych zamachowców.

Dalej też nie było zbyt różowo, gdyż w Wiedniu nie zastaliśmy nikogo z naszych znajomych (także o. Leona). Może dlatego Wiedeń nie zrobił na nas specjalnego wrażenia. Inna sprawa, że nie zwiedzaliśmy go, a jedynie jak szaleńcy szwendaliśmy się drogimi zresztą tramwajami po peryferiach w poszukiwaniu znajomych.

Zwiedzanie zostawiamy sobie na powrót. Aktem desperacji była decyzja szybkiego dotarcia do naszych bauerów w Tyrolu i zasypiając ze zmęczenia dotarliśmy tam jeszcze tego samego dnia wieczorem.

Na dobrą sprawę dopiero tutaj poczuliśmy się jak b. ubodzy krewni, gdyż Wörgl okazało się miejscowością wypoczynkową jażącą [sic] się wieczorem wielokolorowymi światłami wystaw, no poprostu [sic] czuć tu Zachód i grubą forsę.

Jednakże pech nie odstępował nas nadal, gdyż nasi bauerzy nie tylko nic nie wiedzieli o naszym przyjeździe, ale nie potrzebowali nikogo do pracy.

Był to fatalny moment.

Następne trzy dni były nie lepsze. Stanęło na tym, iż za mieszkanie i wyżywienie mamy pomagać w gospodarstwie. Skończyło się na grabieniu siana, zbieraniu porzeczek i prasowaniu. W tym czasie gospodarze szukali dla nas pracy w pobliskich Gasthausach i hotelach, co nie było łatwe, gdyż sezon się kończy. W końcu znaleźli nam pracę w hotelu położonym na samej górże [sic]. Właśnie dzisiaj o godzinie 1600 mamy się tam zjawić. Mamy cholerną tremę, boimy się, czy damy sobie radę z językiem.

Umówione warunki są nie najgorsze: noclegi, wyżywienie, darmowy przejazd wyciągiem krzesełkowym + 4 tys. szyl. miesięcznie na osobę.

No zobaczymy, jak nam się uda, możliwe, że wylecimy stamtąd szybko.

Pogoda bardzo kiepska, ale i tak widoki wspaniałe (jesteśmy w Alpach!), bo dom bauerów położony prześlicznie na zboczu góry nad wioską-kurortem.

Sam dom też kapitalny, wielki, drewniany i gustowny. Wyposażony zato [sic] jak najlepsza willa w Polsce: ciepła woda, wc z klimatyzacją itp. Ludzie bardzo sympatyczni, gościnni i uczynni, bez nich nic byśmy tutaj nie zwojowali.

Ściskamy Was bardzo serdecznie i mocno. Napiszemy, jak nam poszło w pracy.

P.S. Czy Hala już przyjechała, jeśli tak, to moc całusów dla Niej i dla Marka [?] (oraz Ciopy)

                                                                      Ania               Bronek

 

List został przechwycony i sfotokopiowany (neologizm) przez stołeczną SB, a ściślej przez funkcjonariuszy najmniej zbadanego pionu „W” – tych od czytania cudzych listów. W edycji starałem się zachować oryginalną ortografię. Niestety nawyki interpunkcyjne okazały się silniejsze i jest ona niemal cała mojego autorstwa.

W „Gazecie Polskiej” publikowano o leczeniu (wizytach) Prezydenta w szpitalu na Szaserów. Tajemnicza choroba miała być przyczyną jego kolejnych wpadek. W świetle powyższego listu stwierdzam, że już 35 lat temu zdarzały mu się wpadki i choroba nie ma tu nic do rzeczy. W aktach poświadczone są także inne sprzeczności targające Komorowskim. Mimo świetnych wyników w trakcie studiów, rozpoczynał je jako student zaoczny (słaby egzamin wstępny). Komorowski wyreklamował się od zasadniczej służby wojskowej kategorią zdrowia „D” z powodu poważnej wady wzroku, nie przeszkadzało mu to jednak w czynnym uprawianiu łowiectwa.

Człowiek pełen niespodzianek, przy których zaganianie amerykańskich feministek do kuchni to pryszcz.

 P.s. Odpowiedzi po 13,30.

Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Kultura