Po niedawnej zadymie na ul. Wilczej ktoś na Salonie zapytał, czym faszerują policjantów. Odpowiedzi na to pytanie nie znam, lecz mogę się pokusić o wstępne ustalenia, od kiedy stosuje się chemikalia do zamiany mundurowych w tępe narzędzia:
W następnej części rozmowy z dnia 20.I.br. Zarzycki zaoferował do nabycia wiadomość przywiezioną w ostatnich dniach /tj. pomiędzy 16 a 20.I./ przez wyższego oficera sztabowego jednostki wojskowej z Wybrzeża. Oficer ten szukał kontaktu ze środowiskiem publicystów i literatów, aby ujawnić pod słowem honoru fakt, iż dysponuje oświadczeniem /ustnym/ lekarza cywilnego w pewnym szpitalu, do którego to szpitala przywieziono w grudniu milicjanta rannego odłamkiem szkła. Milicjantowi temu, pomimo błahej rany, nie można było zatamować krwotoku. Analiza krwi wykazała odurzenie środkami LSD /lub podobnymi/ oraz alkoholem. Podobnie powtórzyło się – relacjonuje Zarzycki – z innymi milicjantami. Łącznie dwaj lub trzej zmarli wskutek środków odurzających i narkotycznych otrzymywanych przed wysłaniem ich dla dokonania rzezi ludności cywilnej Trójmiasta.
Gdy zakwestionowałem prawdziwość relacji owego oficera sztabowego złożonej w Warszawie, a oferowanej mi na sprzedaż przez Zarzyckiego, odparł mi Zarzycki, że relacja posiada wartość handlową zarówno jeśli jest prawdziwa jaki i kłamliwa. Jeśli jest fałszywa – oddaje nastroje wojska, niektórych oficerów WP oraz ich nienawiść do MO, szefa MO w osobie Moczara oraz wskazuje na chęć szukania łączności z niektórymi literatami dla „obudzenia sumień”. Jeśli relacja oficera, której Zarzycki osobiście wysłuchał, jest prawdziwa – kontynuował Zarzycki – wskazuje na kilka faktów: po pierwsze że władze bezpieczeństwa chciały mieć możliwie dużo trupów także po swojej stronie, aby zapewnić sobie alibi, gdy aparat bezpieczeństwa stanie przed sądem opinii światowej i polskiej. Bez względu na to, czy w danej chwili zjawił się w Gdańsku Korczyński, Kliszko czy jeszcze ktoś inny, aparat bezpieczeństwa podlegał i podlega Moczarowi.
Podawanie narkotyków przed akcją świadczy, iż władze zdawały sobie sprawę ze zbrodniczości poczynań i chciały zagłuszyć sumienia podległych sobie funkcjonariuszy za pomocą narkotyków. Podawanie LSD czy preparatu podobnego świadczy też o cynizmie wobec swych podkomendnych, których życie zależy wówczas od drobnych nawet skaleczeń.
Cytat stanowi fragment doniesienia tw „Mieczysław” z 22.01.1971 r. Według opublikowanych badań Joanny Siedleckiej pod tym pseudonimem ukrywał się Ryszard Lassota. Znany mi dokument nie pochodzi z teczki pracy „Mieczysława”, tylko z teczki Andrzeja Zarzyckiego, bo donosów nie sporządzano w jednym egzemplarzu.
Z teczki Zarzyckiego można się także dowiedzieć, że nie wszyscy z ul. Czerskiej trzymają się z dala od IPN-u, bowiem na karcie kontrolnej teczki wpisała się Dominika Wielowieyska. Przypuszczam, że odnalazła w niej autora donosu na swojego ojca.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura