Skoro Jerzy Owsiak poświęcił już jedną niedzielę seniorom, nie mogę pozostać w tyle i również ten tydzień poświęcę twórczości wybranych seniorów. W tekście na temat wystawienia „Nie-boskiej komedii” teoretyzowałem o pospiesznie ogłoszonym upadku socrealizmu w polskiej sztuce. Jeśli nawet socrealizm upadł, nie zaginęli jego wyznawcy. Dzisiaj przykłady rozważań z teczki uznanego talentu - Tadeusza Dominika prof. ASP w Warszawie - na temat malarstwa lat 70-tych. Informacja ustna tw „TD” przyjął Szymański 24.04.1974 r. dot. środowiska:
T.w. odcina się od wzorców zachodnich w naszej sztuce i mówi o sztuce polskiej, która wzbudza szacunek na świecie tylko wówczas, gdy wyrasta z naszych autentycznych tradycji, z naszego charakteru z narodowej i ludowej kultury. W kraju prawdziwie twórcze poszukiwania są ledwo dostrzegalne przez snobów i tzw. koneserów, bo są rzekomo niezgodne z zachodnimi tendencjami i modami. Jest to nieporozumienie, prawie kabotynizm. Prawdą jest, że nie potrafimy na sztuce zarabiać, nie tylko chodzi tutaj o profile materialne, raczej o prestiżowe, kulturalne, polityczne.
Prawdą jest, że liczymy się na świecie coraz bardziej, zdobywamy wszędzie szacunek i autorytet. Artyści ze Wschodu i Zachodu chcą do nas przyjeżdżać, u nas wystawiać. Wielce charakterystycznym jest fakt, iż w polskich akademiach studiują ludzie z Francji, Włoch, Anglii, Stanów Zjednoczonych, NRF, Szwecji, Danii, Japonii ... Lubią oni patrzeć na to co proponują Polacy, widząc przed tym u siebie zaledwie kilka polskich obrazów, parę reprodukcji. Nasza informacja na odcinku plastycznym jest fatalna. Bez właściwej informacji nie może być mowy o wyjściu na świat. Lecz gdzie są wydawnictwa artystyczne z prawdziwego zdarzenia? Gdzie prospekty, albumy, katalogi, książki, reprodukcje współczesnego malarstwa i grafiki? Owszem są coś jest, ale robione po amatorsku na lichym papierze bez sensu i smaku.
Odnośnie reklamy to mojej osobie poświęcono skromną monografię. Kilkanaście reprodukcji, zresztą mało wyraźnych. I tak czuję się niczym wybraniec losu i edytorów /ZPAP i CBWA/. Żaden z moich znakomitych kolegów nie doczekał się bowiem nawet takiej, kiepskiej w końcu publikacji. Jeżdżę trochę po świecie i widzę, co i jak robią inni. To jest fantastyczne. Ileż pieniędzy wkłada się w reklamę owego towaru, jakim przecież w pewnym sensie jest sztuka. Mam takie wydawnictwo u siebie. Świat wie, że sztukę trzeba reklamować z rozmachem i ze smakiem.
Przeciętny malarz zachodnioniemiecki czy szwedzki ma walizkę pełnych cudownych katalogów, jego wystawę poprzedza potężna machina reklamowa. My zaś nawet naszych największych artystów współczesnych zbywamy świstkiem tandetnie zadrukowanego papieru. Nic więc dziwnego, że o polskich malarzach wie się w świecie mało, tyle ile oni sami podczas jakiejś wystawy zdołają powiedzieć o sobie i pokazać. A wiadomo, że malarze nie są najlepszymi mówcami i że nie potrafią się reklamować. Ktoś ich musi wyręczyć. Powiem wprost, zaniedbując tę sprawę, wyrządzamy krzywdę kulturze polskiej, kulturze socjalistycznej, która już się wyraźnie zarysowała, która ma styl już i siłę oddziaływania. Trzeba informować świat o podstawowych zjawiskach artystycznych zachodzących w Polsce. Myślę o książkach i albumach, a także o filmach, serwisach fotograficznych. Plastycy uważnie śledzą, to co się w innych sztukach dzieje. Jest to dla nas czymś zupełnie naturalnym. Malarz musi znać nowoczesność. Świat w którym żyje. Musimy się nauczyć trudnej sztuki handlowania obrazami. Idea targów zasługuje na pochwałę i rozpowszechnianie. Jest to krok w stronę demokratyzacji sztuki, demokratyzacji odbioru kontaktów społeczeństwa z twórczością plastyczną. Myślę, że musi się znaleźć nowy sposób przenikania sztuki do prywatnego odbiorcy. Marszand bardzo się artyście przydaje. Lecz tylko wtedy jest on dobry, gdy na głowie staje, by lansować swojego mistrza.
Jak sobie wyobrażam praktyczne działanie mecenatu państwowego? Być może ekonomiści mnie wyśmieją, ale myślę tak: mecenas, Ministerstwo Kultury ma pewien kapitał, za te pieniądze zakupuje u artystów dzieła, by następnie sprzedawać je poprzez gęstą sieć galerii i salonów, sklepów i stoisk – na bardzo dogodnych warunkach ratalnych. Ceny obrazów są wysokie, muszą być wysokie. Trzeba zastosować surowsze kryteria towarzyszące kwalifikowaniu obrazów do sprzedaży. Wiele obrazów ma wprawdzie pieczęć przeróżnych komisji, lecz są to twory, które należałoby raczej sprzedawać na bazarach i odpustach.
Można żyć ze sztuki. Wielu artystów żyje z niej całkiem nieźle. Nie mówię, że zawsze żyją oni ze sztuki, często raczej z malowania obrazów. Co jak wiadomo niekoniecznie musi iść w parze. Artyści naprawdę nie potrafią chodzić wokół swych spraw, są zadziwiająco bezradni i niepraktyczni.
Odnośnie Akademii Sztuk Pięknych. Moi studenci są ciekawi i utalentowani. Uczymy ich sprawności technicznej, bo niczego innego nauczyć nie możemy. Nie nauczę talentu, sprawności ręki i oka. W sprawach socjalno-bytowych mamy takie same prawa jak inni obywatele. Nie może być pełnej demokratyzacji w sztuce. Beztalencie z legitymacją mgr sztuki wydeptuje ministerialne korytarze i gabinety, by wreszcie wypłakać stypendium dla siebie. Przeciw takim praktykom stanowczo protestuję. W sztuce nie ma równych. O losy absolwentów jestem spokojny i nie skazuję na zagładę mniej utalentowanych. Program Akademii jest ułożony z uwzględnieniem nadrzędnej idei, która głosi, że każdy absolwent dostaje fach do ręki. Nie zginie z głodu i nie musi popełniać samobójstwa. Bierzemy odpowiedzialność za przygotowanie fachowe, ale ich przeznaczeniem nie jest robienie marnych obrazów, lecz upiększanie Polski Ludowej, która łożyła i dała im wykształcenie.
Uwaga:
Jest to relacja ogólna t.w. dotycząca problemów występujących przy propagowaniu polskiej sztuki /malarstwa/.
W teczce zachowała się także Informacja operacyjna tw „Tadeusz” z 27.11.1975 r. przyjął Szymański w kawiarni hotelu Bristol:
Obserwując rozwój i działania ZPAP a szczególnie środowisko warszawskie /działania i rozwój w innych okręgach nie odbiegają na tyle od wyżej wymienionego, aby się tym osobno zajmować/ od mnie więcej 1953 roku tj. od daty uzyskania dyplomu, a co za tym idzie od momentu wstąpienia do tego związku nasuwają mi się następujące refleksje. Po pierwsze ten dość długi okres /22 lata/ można podzielić z grubsza na trzy okresy i pierwszy – pokolenie ukształtowane przed wojną, a które objęło stanowiska w wyższych uczelniach artystycznych i władzach związków twórczych, drugi – pierwsze pokolenie wychowane w ustroju, który nasz kraj wywalczył po ostatniej wojnie, do którego m.in. ja należę i trzeci – ostatnie roczniki młodych artystów już przez nas – tzn. to drugie pokolenie – wychowanych i wykształconych.
Jeśli chodzi o stosunek ideologiczny czy filozoficzny to te trzy grupy dość się od siebie różnią. Pierwsza była przecież mocno związana całym wychowaniem, tradycją a nawet warunkami materialnymi z tym co minęło dla wielu z nich była osobistą tragedią, klęską lub co najmniej koniecznością rezygnacji z wyższych aspiracji życiowych i artystycznych. Grupa druga – bardzo zróżnicowana tak wiekiem, jak i poglądami przyjęła na ogół pozytywnie zaistniałe zmiany. Mówię na ogół bo przecież te pierwsze lata wolności cechowała silna jeszcze walka różnych prądów i ugrupowań, ścierały się jeszcze różne namiętności, ale już raczej wolne od skrajnie prawicowych wpływów.
Ostatnia grupa – może najrówniejsza w swoim przekroju cechuje się tym, że moim zdaniem jest najmniej zaangażowana. Przyjęła stan stabilizacji jako rzecz naturalną, stosunkowo /jak na środowisko artystyczne/ niezły stan materialny jako fakt należny im i oczywisty.
Wybitni artyści jak wiadomo byli zawsze rewolucyjni w swoich poglądach i poczynaniach artystycznych i nawet ci osamotnieni w swojej epoce zawsze byli ostatecznie uznani i uhonorowani przez historię. Artyści dziś w bloku państw demokracji ludowych mają po raz pierwszy w dziejach wspólne cele z celami dyktowanymi przez ustój państwowy – zgodnie z ogólnymi dążeniami i tendencjami.
I w tym miejscu nasuwa się druga refleksja – władza dała możliwość spontanicznego, szerokiego, nie notowanego w naszej historii możliwości rozwoju wszelkich talentów tworząc w wielu przypadkach znakomite warunki zdobywania wiedzy i umiejętności, a nie znalazła własnej formy mecenatu! Bo mecenat nasz – trzeba to sobie otwarcie powiedzieć prawie nic się nie różni od mecenatu istniejącego w krajach kapitalistycznych. Artysta ma statut wolnego zawodu /prawie rzemieślnika/ tworzy towar – tak towar – mimo, że tym towarem są obrazy, rzeźby, symfonie czy piosenki. Państwo tzn. ministerstwa, instytucje państwowe – zupełnie jak bogaty fabrykant kupuje ten towar z tą różnicą, że nie zawsze wie co z tym zrobić. Podaję te skrajne przypadki, ale zasada jest przecież podobna. W tej chwili slogan – „zamówienie społeczne” jest frazesem ponieważ artyści /których to bardzo interesuje/ sami muszą znajdować formę dojścia do społeczeństwa, bo konkursy organizowane przez instytucje do tego powołane tego zadania nie spełniają. Nawet bardzo ambitne wystawy czy konkursy których przecież po wojnie sporo już mieliśmy to są poczynania od święta, a trzeba znaleźć formę kontaktu artysta – obywatel „na co dzień”. Szkolnictwo artystyczne w ostatnich latach zaczęło w programach nauczania szukać form, które zbliżyłyby artystę do odbiorcy, trzeba na to jednak trochę czasu, aby zaczęło owocować ZPAP jest – mimo liczebności /a może właśnie dlatego?/ instytucją dość nieruchawą i raczej tradycyjną w działaniu. ZPAP choruje zresztą zawsze na dwie choroby albo u władzy jest duża indywidualność i podporządkowuje sobie współpracowników i wtedy jest działanie jednokierunkowe mimo, że każde ambitniejsze działanie jest torpedowane. Takich wahnięć chorobowych nasz związek przeżył sporo i nie może się z tego podźwignąć.
Z tych dwóch chorób – miernota jest chyba groźniejsza. Jest to zaczątek pełnej analizy sytuacji działań artystyczno-kulturalnych w środowisku warszawskim. Pełny obraz postaram się nakreślić w podjętym opracowaniu bogacąc je głównie o okres ostatni.
Co do ZMP-owskiej proweniencji poglądów autora "rozważań" nie pozostawia wątpliwości treść kolejnego dokumentu – Informacja operacyjna ze słów tw „Tadeusz” przyjął Wierzba w kawiarni „Gwiazdeczka” 22.03.1979 r.:
Na Wydziale Malarstwa, którego jestem przedstawicielem należy powiedzieć o udanej próbie zbliżenia i zainteresowania studentów tego Wydziału przemysłem i pracą ludzką. Ostatnio przeprowadzony plener studentów z pracowni prof. Stefana Gierowskiego w Hucie Warszawa sprawdził się w swych założeniach. Z wyboru miejsca na plener studenci byli zadowoleni. Wielkość i ruch urządzeń do wytopu stali, możność obserwacji pracy ludzkiej i wyników tej pracy zostało uwidocznione w ciekawej i udanej wystawie poplenerowej, która została zorganizowana w rektoracie ASP. Przeglądając prace malarskie należy stwierdzić, że większość z nich obrazuje wielkość i ogrom pracy ludzkiej – widać w nich ruch i tempo maszyn i urządzeń hutniczych. Na wystawę zaproszeni zostali przedstawiciele Huty Warszawa, którym przedstawione prace bardzo się spodobały. W związku z tym przedstawiciele zaproponowali by plenery w Hucie W-wa miały charakter stały. Przedstawiciele ponadto przekazali sumę 30.000 zł /trzydzieści tys. zł/ celem refundacji poniesionych kosztów w trakcie pleneru. Dziekan Wydziału prof. Stefan Gierowski zaproponował mnie bym następny plener „wziął” osobiście. Ostatnio w mojej pracowni zorganizowałem konkurs pod hasłem „Olimpiada w Moskwie 1980”. Wielu studentów z mej pracowni podchwyciło ten temat i obecnie przygotowują swe prace do mającej się odbyć wystawy konkursowej – główna wygrana bilet do Moskwy. Chciałem poruszyć temat ostatnio wydanego zarządzenia dot. zwiększenia podatku od zarobku do 22% od tzw. drugiej pracy. /.../ jest krzywdzący /.../ odbędzie się rozmowa z Prezydentem Miasta dot. wyłączenia plastyków z zarządzenia /.../
Wśród zadań wyznaczonych tw znalazło się zadanie Poinformować o wynikach wystawy „Moskwa Olimpiada 1980” – tematyka prac i środki wyrazu i odczucia osobiste.
Więcej wiadomości z tej cennej teczki jutro.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura