Czasami trzeba się przemieścić. Człowiek jest też tak skonstruowany, że musi jeść i pić. Można, wtedy trafić na miejscowe osobliwości.
W Liptovskim Mikulasu, na Słowacji, jest chińska restauracja. Nawet ma sympatyczny wystrój, ze stylizowanymi boksami dla każdego stolika. Czar jednak prysł, gdy z menu podeszła kelnerka, Cyganka przebrana za Chinkę, lecz w adidasach.
Kiedyś w drodze na narty, zatrzymaliśmy się ze znajomymi w Krakowie. Stanęliśmy na Rynku i postanowiliśmy wejść do jednej z knajpek. Po otwarciu drzwi zaskoczyła nas jakaś dziwna ciemność. W tym momencie kilkuletnia córeczka znajomych, która nam towarzyszyła, padła na kolana i się przeżegnała. Obsługa była skonsternowana, a po chwili rozbawiona. Wystrój i półmrok skojarzyły się dziecku z kościołem, stąd taka reakcja.
W Kaprun, w Austrii jest restauracja, w której na środku rośnie drzewo, z ogromnym pniem. Korona wychodzi ponad budynek, a pień jest wewnątrz. Ciekawie wygląda ta osobliwość, w otoczeniu stolików. Podają tam pyszne pierożki Ravioli, tyle że mała porcja, to spore "wiaderko". A herbatka z rumem, to raczej rum z herbatką. Trudno po tym wstać.
Zakopane jest całe ustylizowane na góralsko. Nawet "Pizza Hut", gdzie największe branie ma grzaniec, do zwyklych potraw.
Praga czeska ma wiele urokliwych miejsc. Ale, ponieważ chciałam znaleźć się w jej mniej uczęszczanej części, więc trafiłam do knajpki na peryferiach. Ścisk był tam okrutny. Ludzie z różnych stron świata, bo też mieli podobny pomysł. Kelnerzy przeciskający się pomiędzy stolikami, co chwilę coś gubili. Szczególnie jeden, który próbował puszczać jeszcze kobietom powłóczyste spojrzenia, co kończyło się małymi katastrofami.
Piękny Amsterdam. Kanały, budynki, jak cacuszka, muzea, tramwaje, rowery i knajpki. Postanowiliśmy, całą grupą, w jednej z nich napić się piwa. Trochę czasu zajęło nam wytłumaczenie kelnerowi, że chodzi nam o Grolscha / oni "G" wymawiaja, jak "H" /. Piliśmy i rozmawialiśmy, gdy nagle zauważyłam, że dwaj kelnerzy łapią się za pośladki, po czym namiętnie się pocałowali. Niestety, poniosło mnie i zbyt głośno się zaśmiałam. Jeden z "całuśnych" kelnerów, zapytał mnie, czy śmieję się z niego. Ściemniłam, że nie. Na odchodne dostałam od niego ciasteczko. Nie byłam pewna, czy powinnam je zjeść, więc oddałam je koledze, który pochłania wszystko. Przeżył i nawet nie szalał.
Banalne sprawy, jak jedzenie i picie, a potrafią dostarczyć człowiekowi wiele doznań, nie tylko smakowych.
Inne tematy w dziale Rozmaitości