Zachód zaangażował się w operację w Libii, za przyzwoleniem ONZ. Tyle, że rezolucja zakładała wprowadzenie zakazu lotów nad tym krajem i ochronę ludności cywilnej.
Skończyło się na bombardowaniach pozycji Kadafiego, przy których i ludności cywilnej się dostało.
Sprzymierzeni, raczej unikali wyartykułowania tego, iż celem ich działań jest usunięcie Kadafiego /co kłóciłoby się z rezolucją ONZ/.
W międzyczasie Amerykanie skrewili, gdy po 10 dniach zaangażowania w operację libijską, ich koszt własny wyniósł ok. 550 mln. dolarów.
Cała "zabawa" spadła - wtedy - głównie na Francuzów i Brytyjczyków, którzy nota bene rozpętali tę awanturę.
W Europie największy odprysk rewolucji - ogólnie mówiąc - z Afryki Północnej, padł na Włochy. To tam, a szczególnie na włoską wysepkę Lampedusę, ruszyli uciekinierzy z krajów ogarniętych rewoltami. Włosi nie otrzymali wsparcia sojuszników i sami musieli sobie poradzić z masą uciekinierów. I dali radę. Porozumieli się np. z rządem tunezyjskim i samolotami odesłali znaczną część uchodźców, do ich kraju ojczystego. Nieliczni dostali tymczasowy azyl. I właśnie tych Włosi chcieli też przekazać Francuzom, w ramach współpracy. Ale tu spotkali się z odmową oraz zapowiedzią, że Francja - wręcz - uszczelni swe granice. Iście sojusznicza solidarność.
I może też dlatego, dziś premier Włoch zapowiedział, że jego kraj nie weźmie udziału w bombardowaniach Libii. Choć oficjalnie podał, iż chodzi o to, że udział Włoch w takich działaniach mógłby być źle odebrany, ze względu na przeszłość kolonialną i położenie.
Tymczasem prezydent Obama, prezydent Sarkozy i premier Cameron wysłali listy otwarte do gazet, w których zawarli "groźbę", iż Zachód w Libii nie odpuści i - wreszcie jawnie podali - że celem jest obalenie Kadafiego.
A Kadafi? Trochę miejsc z rąk rebeliantów poodbijał, wczoraj jeździł po Trypolisie kabioletem i udzielał wywiadów.
W tej całej tragikomedii groźne jest pohukiwanie Al-Kaidy, która nawołuje armie państw arabskich do "pozamiatania" w Libii ich siłami, zanim zachodnia pomoc nie przerodzi się we właściwą inwazję.
Ale spoko, przy tej koordynacji działań Zachodu, o żadnej zdecydowanej inwazji mowy być nie może.
A patrząc z naszej perspektywy, to aż strach się bać, w jakim - "bezpiecznym" - jesteśmy sojuszu.
Inne tematy w dziale Polityka