Wielu wspomina z rozrzewnieniem "Czterech pancernych i psa". Jedni, bo żyli już, gdy serial wchodził na ekran telewizyjny, a inni, bo powtórek przez lata było bez liku.
Dziś, gdy podejrzenia o - to czy owo - kondominium w kraju, nabrały nowego kształtu i wartości, powraca u niektórych chęć rozliczenia "łotrów" filmowych. Trzeba im pomóc.
Zacznijmy od psa. Toż to był autentyczny ruski agent Kuleczka, o pseudo /dla niepoznaki/ Szarik. Łasił się i do Polaków i do Ruskich. Pewnie udając przyjaźń - ten największy pasożyt człowieka.
Dalej był pewien Warszawiak, Olgierd. Dowódca czołgu. Zaprzaniec, skoro dał się wciągnąć do wojny po ruskiej stronie. Zginął, więc w pewien sposób odkupił swoje winy.
Ślązak Gustlik, udający przyjemniaczka i przyjaciela prawdziwych Polaków. Pokarało go związkiem z niejaką Honoratką.
Gruzin Grigorij. Ten się jakoś broni, patrząc z perspektywy czasu. Raz, że mało kumał, a dwa wrócił pewnie jednak do zaprzyjaźnionego dziś kraju.
Marusia, ruski anioł, który zapolował na naszego dzielnego Janka Kosa. Dziewczyna, która polską duszę i ciało zawłaszczyła na swe ruskie łono. Podstępna bestia.
Pomijając różne Wichury itp., to jednak najgorszym łotrem jawi się dziś Janek Kos.
Najpierw, gdzieś go wygnało na kresy wschodnie, później udawał sprytnego Polaka, a tak naprawdę, to Kuleczka determinował jego różne działania. No i uległ ruskiej kobiecie, kultywując przyjaźń między dwoma narodami. A kto wie, może i "twory" z jego nasienia biegają po naszej ojczyźnie - pawiu narodów - podejrzane jednostki pomieszane.
No, to byłoby mniej więcej na tyle, aby zakończyć tę zabawę.
Niektórym brakuje sensownych argumentów, żeby dokopać w aktualną politykę, to potrafią i z przygodowego filmu dla dzieci, który powstał w rzeczywistości zamierzchłej i jest w pewnym stopniu świadectwem minionej epoki, zrobić wroga publicznego.
Tzw. śmiech na sali.
Inne tematy w dziale Polityka