Po Gabonie, Tunezji, Egipcie czy Węgrzech, przyszła pora na Chiny...
Fascynacje prezesa Kaczyńskiego rozkładają się na różne kontynenty. I od orzeszków - przez plaże - Tokaj, aż po Wielki Mur Chiński. A ten ostatni miałby - zapewne - oddzielić Polskę od "obozu Europa", bo w zamyśle wielkiego stratega powinniśmy stać się skansenem, ze świątkami i z nim, któremu musielibyśmy składać pokłony, a on - łaskawca - odbierałby je, układając przy tym usta w kształt koralu.
Jednak, większość tego niewdzięcznego narodu nie chce podchwycić szczwanego pomysłu pana Prezesa i wybiera innych, a najgorsze, że tego "brzydkiego" Tuska.
Pan Prezes ma tak dosyć tego "przypadkowego" narodu, że nie chce chodzić do jego wybrańca - prezydenta Komorowskiego - na spotkania RBN. Pewnie też towarzystwo mu nie odpowiada, boć tam bywają sami tacy, którzy w dzieciństwie wychodzili na podwórka, a niektórzy to nawet z kluczami na szyi.
Wielkiemu strategowi nie podoba się też Europa, bo tam chcą się jednoczyć i współpracować. A, ponieważ Prezes już prawie wszystkim i tam nawtykał, więc trudno, aby chciano z nim gadać.
Wielki sojusznik - USA - też marnie wspiera pana Prezesa. Jego wysłannicy - pani Fotyga i pan Macierewicz - nie zostali godnie podjęci przez tamtejszą Administrację i musieli się posilać w polonijnym kościele. Zgroza.
I w tych okolicznościach pan Prezes zatęsknił za Chinami i porządkiem tam panującym. A, że wciąż komunistycznym, to rybka. Skuteczność - za wszelką cenę - widocznie się liczy.
Jeśli Chiny zawiodą, to jeszcze coś do zakochania - dla pana Prezesa - może się znaleźć w Ameryce Południowej bądź Środkowej, więc to jeszcze nie koniec marzeń...
Inne tematy w dziale Polityka