Miał być niezatapialny, bo stał blisko prezesa i w niego "ładował"... Smoleńsk.
Jego konikiem była - ponoć - armia, więc oszukano społeczeństwo podczas parlamentarnej kampanii wyborczej i jednak oddano mu we władanie MON.
I popłynął.
Czuł się tak świetnie, że byłego pomocnika aptekarza wziął na swego najbliższego współpracownika i kaską oraz nawet złotym medalem mu sypnął.
Gdy przechodził przez ulice - nawet na pasach - to kazał wstrzymywać ruch.
Razem z "drogim Wackiem" storpedowali kupno francuskich śmigłowców dla polskiej armii.
Z armii pozbył się wielu zasłużonych w boju generałów i innych stopniem oficerów. Itp. itd.
Wielu widziało jego "dokonania", dziwne kontakty oraz skłonności, dlatego np. Amerykanie nie dali się nabrać i Polsce nie sprzedali swojego nowoczesnego sprzętu wojskowego, wrzucając ceny zaporowe...
Polska została ze starym - sypiącym - się sprzętem, cukierkami Krówkami czy strzelającymi długopisami. A w zapowiedziach był jeszcze pociąg dla wojska, chyba, żeby było łatwiej w naszych trafić.
Dziś wyleciał z MON, to musi boleć, bo przecież nie będzie już mógł odbierać honorów od żołnierzy - jak malowanych - czy tych przez siebie wymyślonych... "leśnych".
Rzucono przypuszczenie, że może teraz zostać Marszałkiem Sejmu. Ale to mogłoby być tylko upokorzeniem i karą, gdyby musiał patrzeć z fotela... na tych, którzy go wylali i to jeszcze - widokowo - nie powalają, bo też są w zaawansowanym wieku. Masakra.