HareM HareM
1914
BLOG

Nie będzie finału z Barty…

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

Nie widziałem na żywo meczu Igi z Danielle Collins. Ale wieczorkiem obejrzałem w powtórce duże fragmenty spotkania. Dokładnie drugą połowę (od stanu 1:4 konkretnie) pierwszego i cały drugi set.
Cóż. Nie był to na pewno pogrom w stylu rowera, jaki zgotowała rok temu nasza zawodniczka Pliskowej albo niegdyś, w Sydney, Agnieszka Cibulkovej, ale to, że wygrała tenisistka w tym dniu ewidentnie lepsza, było widoczne aż nadto i na każdym kroku.
Bałem się tego meczu i, szczerze pisząc, podejrzewałem ze tak będzie, choć z nikim się tym specjalnie nie dzieliłem. Moją żonę to nawet utwierdzałem w przekonaniu, że Iga wygra. Spróbowałbym zresztą inaczej.
Moim skromnym zdaniem, i sugerowałem to już w swoim wczorajszym poście  po meczu z Kanepi, Polka nie jest wcale w najwyższej formie. Dlatego naprawdę trzeba docenić to, czego w Australii w tym roku dokonała. Pisząc „w Australii” mam na myśli nie tylko Melbourne, ale również Adelajdę.
Nie jest w najwyższej formie, bo źle serwuje. Odeszła też od skrótów, którymi kiedyś imponowała. To znaczy teraz też je stosuje, tylko dużo gorzej to wychodzi. Wyglądało ponadto, jakby nie miała w Australii za dużo siły. W porównaniu z rokiem wstecz, poszła raczej w stronę Radwańskiej, a nie Williams. Po prostu. Była mniej „soczystsza” niż Iga z końca roku 2019 czy pierwszej połowy 2020. Zaszwankowała wreszcie gra kątowa, co było widoczne szczególnie w spotkaniu dzisiejszym, ale także w dwóch, a może i trzech, poprzednich.
Mimo to nasza reprezentantka doszła do półfinału. Tylko się cieszyć i gratulować.
Dziś na więcej stać jej nie było. Dostała lekcję od dużo lepiej dysponowanej przeciwniczki. Lekcję, której się pewnie nie spodziewała. W końcu tę samą rywalkę rozłożyła rok temu na łopatki w Adelajdzie. Tyle, że Collins AD’21 i Collins AD’22 to są dwie różne panie. To raz. A dwa, że swój ćwierćfinał Amerykanka grała wcześniej i parędziesiąt minut krócej. Stąd nie była aż tak zmęczona jak nasza i, na dodatek, miała więcej czasu na odpoczynek.
Ta porażka może wyjść jednak Polce na dobre. Raz, ze nie przewróci jej się w głowie. A dwa, że nie będzie musiała wychodzić na finał z Barty i narażać się na… rower. Bo będąc w dyspozycji z dzisiaj i biorąc pod uwagę to, co pokazała Australijka w półfinale z Keys, takie rozwiązanie byłoby możliwe.
I tym sposobem znów potwierdza się stare góralskie powiedzenie, że nie ma tego złego, co by nie wyszło na dobre. No i że każdy kij ma dwa końce.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport