Jedni maszerowali na Bastylię, drudzy na Berlin. Jeszcze inni brali udział w jakichś marszach pokojowych. A nasza Justysia, jak gdyby nigdy nic, wzięła narty, kijki, trenera i serwismenów i spokojnie poszła w stronę Vancouver.
Zapowiadała, że w grudniu żadnych fajerwerków nie będzie. No i tydzień czy dwa wytrzymała. Ale w sobotę to już nie. Rywalki biegły dla niej tak wolno, że z nudów wyszła na prowadzenie i wygrała. Polka i jej trener twierdzą, że zawodniczka jest teraz po bardzo ciężkich treningach. W takiej sytuacji apogeum dyspozycji to dośc odległa perspektywa. Więc jeśli tak, to ja się pytam. Co się będzie działo kiedy Kowalczyk znajdzie się w tzw. formie? Będziemy świadkami igrzysk olimpijskich w konkurencjach biegowych kobiet, w których stawką będzie jedynie srebro? Ja nie mam nic przeciwko.
Inne tematy w dziale Rozmaitości