Dyrektor sportowy, czy kim on tam teraz jest, reprezentacji Austrii w skokach narciarskich, były znakomity zawodnik, mistrz olimpijski z Lake Placid i wicemistrz z Innsbrucka, Antoni Innauer wystosował był dzisiaj do międzynarodowej federacji narciarskiej list otwarty, w którym wyraża straszliwe oburzenie faktem, że czołowy reprezentant tego kraju i skoków w ogóle, Gregor Schlierenzauer przewrócił się podczas ostatniego konkursu w Lillehammer.
To znaczy oficjalnie Innauer piekli się z innego powodu. Z tego mianowicie, że FIS nie dba, jego zdaniem, wystarczająco o bezpieczeństwo zawodników.
Oczywiście Innauer ma rację. Hofer i spółka faktycznie zdają się nie przejmować zdrowiem zawodników. Są na to liczne przykłady i nie ma sensu udowadniać, że tak nie jest. Ewidentnie jest.
Pytanie tylko dlaczego Innauer, czy w ogóle Austriacy, podnoszą problem zawsze wtedy, kiedy zawody kończą się ich porażką. Jeżeli dzieje się inaczej, tzn. kiedy zawodnicy innych nacji tracą na takim, a nie innym, stanowisku Fis-u albo kiedy jest jakakolwiek szansa, że któryś z podopiecznych Innauera i Pointnera (I trener Austriaków) wykorzysta ten swoisty, robiony pod telewizję, „leberalizm” sędziów, to austriackego oburzenia jakos nie słychać. Wtedy szkoleniowcy z Austrii nie robią burzowych min do kamery i nie wydają nie przebierających w słowach komunikatów. Wręcz przeciwnie. Kilka razy kamera uwidoczniła przygryzany z emocji język Innauera i świecące się, niczym kocie, oczy machającego nienaturalnie energicznie chorągiewką startową na widok wyjątkowo przyjaznego wiatru Pointnera. I nagle, gdy Schlierenzauer, nie pierwszy już raz, się przewraca austriaccy działacze wpadają w medialną furię. Podobną do tej, w jaką wpadł ten sam Innauer 8 lat temu, kiedy w olimpijskim konkursie na dużej skoczni sędzia zezwalający na start nie chciał się zgodzić na wypuszczenie Austriaka Widhoelzla. Wiał wtedy huragan pod nogi i nie było szans, by Widhoelzl, gdyby mu pozwolono skakać, nie zdobył złota. Niezasłużenie, dodajmy. I teraz. To, że (ten sam zresztą) sędzia wtedy Widhoelzla nie puścił, a teraz, Schlierenzauerowi na start zezwolił, wzbudza u Innauera identyczną, bardzo buntowniczą, reakcję. To coś tu chyba nie gra.
Ja się zgadzam z Innauerem w jednym. Ludzi zawiadujących skokami trzeba po prostu wymienić. Nastąpiło ewidentne zużycie materiału. Wszystko jedno zresztą jak to nazwiemy. Goście nie nadają się do pełnienia tych funkcji. Ale robienie różnych grymasów i wypowiadanie diametralnie różnych opinii w zależności od tego czy biją naszych czy nasi biją innych to jest dobre na wojnie. W rywalizacji sportowej nie przystoi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości