Krzysztof Hołowczyc znów wylądował w jakimsik rowie i nie ukończył kolejnego rajdu.
Ten facet to straszny farciarz jest. Prawie żadnych sukcesów, a wiecznie na topie. Gwiazda polskiej motoryzacji. Gwiazda telewizji. No i gwiazdor polityczny. Szukałem szybko w pamięci jego największego sukcesu. No i mam! Załapał się na pokazanie twarzy w otaczającym przegrywającego Tuska gronie ludzi zafrasowanych zwycięstwem Kaczora w walce o prezydenturę. Stał wtedy w studio zaraz za wodzem “uczciwych i rozumnych”. Tak przynajmniej pokazała kamera.
Gdyby trzeba było tego “człowieka sukcesu” przyrównac do gwiazd z innych dziedzin czy sfer życia to dwa nazwiska mi się narzucają. Pierwsze z obszaru autorytetów. Moralnych, rzecz jasna. Szczypiorski Andrzej się nazywał. Napisał książkę, z której zrobiono arcydzieło i został, z definicji, autorytetem. W dziedzinie z którą, jak wskazuje jego życiorys, nie miał zupełnie nic wspólnego. Ale do dziś wszyscy uczciwi i rozumni wspominają “wielkiego Polaka”. Często przed kamerą.
I przykład z innej beczki. Tytułowy. Wojciech Gąsowski. Wykonawca paru rzewnych, o dupę roztrzaść, utworów, od których chce się płakać. Z żalu, rzecz jasna. Jego największym atutem, zdaje się, okazuje się to, że należy do bardzo bliskich znajomych wpływowych polityków i ich małzonek. Temu, uważam, w dużej mierze zawdzięcza swą, zupełnie niezasłużoną, pozycję w branży.
No i tak to u nas wygląda. Kolesiów z familii, w różnych dziedzinach, foruje się i czyni, wbrew obiektywnym faktom, znaczącymi postaciami tych dziedzin. Najgorsze jest to, że w sporcie, który onegdaj wydawał się wolny od tego typu praktyk, też się to wprowadza. Stosując oczywiście odpowiednie, coraz doskonalsze, metody. I potem się dziwić, że co drugi Polak zna i chełpi się Hołowczycem, a o takim Korolu czy Kolbowiczu wie tylko ścisłe grono działaczy wioślarskich. No, ale cóż oni w końcu takiego, w porównaniu z wiekopomnymi sukcesami pana Krzysztofa, zrobili?
Inne tematy w dziale Rozmaitości