Od trzech, a jakby nie było Małysza to niemal od czterech, lat austriaccy skoczkowie narciarscy biją praktycznie w całą resztę jak w bęben. Wygrywają wszystko co się da. Kto się skokami interesuje to wie. Jakby przez ostatnie dwa-trzy sezony nie było Szwajcara Ammanna i Fina Ahonena (to taki skokowy Chrystus, jakby kto nie wiedział; człowiek, który zmartwychwstał) to ktoś niezorientowany mógłby dojść do wniosku, że mamy do czynienia nie z Pucharem Świata czy pucharem Kontynentalnym tylko z austriacka pierwszą i druga ligą.
Ja, oczywiście, cały czas pisałem o przekrętach tej ubermanschowej nacji, ale nawiedzonych nikt nie słucha. Mimo tego, nikt mnie nie przekonał i nie przekona, że wśród 8-miu, czy ilu tam ich jest, milionów ludzi znajduje się cała światowa top-czołówka skoczków narciarskich. To jest niezgodne z prawdopodobieństwem bardziej niż trzy główne wygrane w totka pod rząd. Owszem, nikt nie ma podważać niesamowitego talentu Gregora Schlierenzauera czy nieco mniejszego Thomasa Morgensterna. O tym pierwszym sam napisałem już w życiu parę laurek. Ale żeby w pierwszych 10-tkach prawie KAŻDYCH zawodów każdego szczebla roiło się od Austriaków to normalne nie było i nie jest. O genialnych trenerach i wspaniałej szkole talentów w Stams to oni mogą koniowi na ucho opowiadać. Owszem. Trenerzy są solidni, a szkoła niczego sobie. Ale to nie może dawać takich samych wyników jak w przypadku amerykańskich sprinterów. Bo jak daje to znaczy, że wyrosło na tych samych podstawach. Czyli doping łamane przez sprzętowe przekręty. Nikt nie odbiera czarnym prawa do pierwszeństwa w sprintach. Ale jak na 40-ci najlepszych czasów na 100 m 35 było osiągnięte przez czarnoskórych biegaczy z USA to coś musiało być na rzeczy, nie? I było. Wyszło to po latach, ale wyszło.
I teraz, pomału, też wychodzi. Coraz odważniej mówią o tym ludzie z branży. Od kilku tygodni również trenerzy pozostałych zespołów. Nie opowiadają oczywiście o wszystkich aspektach, ale o niektórych... Na razie delikatnie i ostrożnie. Coś wisi w powietrzu, bo już, przesiąknięty austriackimi działaczami FIS zdyskwalifikował w niedziele, ni z gruszki ni z pietruszki, Morgensterna. Niby za błahostkę. Skoro błahostka to czemu od razu dyskwalifikacja?
A dziś to już chyba mała bombka wybuchła. Otóż polski sędzia międzynarodowy, pan Tadeusz Szostak, miał powiedzieć (cyt. za WP): “wymiary ciała austriackich skoczków mogą nie odpowiadać oficjalnym pomiarom wykonanym rok temu” co, przekładając na język ludzi normalnych, oznacza, że Austriacy przez okrągły ten czas występowali w kombinezonach i skakali na nartach niezgodnych z przepisami. Handicap z tego tytułu to co najmniej kilka metrów długości.
Skokowy świat jeszcze raz wykazuje instynkt samozachowawczy. Poprzednim razem przyłapano Austriaków na nieprzepisowych strojach tuż przed radosnymi dla nas MŚ w Val di Fiemme w roku 2003. Nie wiem czy gdyby nie to, Małysz przeskoczyłby latających do tego momentu na zasadzie latawca Austriaków. W Turynie, po aferze dopingowej austriackich biegaczy i biathlonistów, nikomu w MKOl nie chciało się sprawdzić czy skoczkowie tego kraju czasem tego samego szaleju się nie najedli. Powód był prosty. Pozycja działaczy austriackich w skokach była znacznie stabilniejsza niż ich kolegów z innych konkurencji.
Teraz tez będzie trudno, bo skokami nadal rządzą oficjele z Austrii. Ale, zdaje się, inni mają tych przekrętów już dość. Miarka się przelała. Tym bardziej, że Austriacy uciekają się do dodatkowych numerów. A to przeforsują powtórzenie zakończonej już kolejki skoków, a to, wobec rewelacyjnego skoku któregoś rywala, nakażą powtarzanie wszystkiego w połowie serii.
Istnieje więc szansa na to, żeby konkursy w Vancouver odbyły się przy równych szansach. Do Kanady nikt nie zdąży zlikwidować kliki Hofera, ale gdyby tak do końca sezonu wyszły na jaw wszystkie “sztuczki”? Kto wie? I wtedy może będzie miało sens, żeby Małysz skakał do 38-go roku życia? Dlaczego akurat do 38-go? Bo rok temu w takim wieku jedne z zawodów, notabene w Europie, wygrał Japończyk Okabe.
Nie to jest ważne. Ważne jest, żeby w tym sporcie zaczęto w końcu walczyc z dopingiem i nieuczciwością. Na poważnie. Bo na razie, jak się ktoś sam nie wycofa (Hannawald) to go nikt nie ruszy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości