Oczywiście nie tylko w tym mieście będą się dziać w najbliższym czasie ciekawe, z punktu widzenia kibica sportowego, rzeczy. Ale, miejmy nadzieję, tam będą miały miejsce jedne z radośniejszych dla nas, polskich kibiców, chwile.
No bo ile, psia krew, można czekać na wyświechtaną już “reaktywację” Małysza? I kiedy ma ona nastąpić jak nie na trzy tygodnie przed Vancouver i gdzie, jak nie w Polsce. Przy czym, żeby było jasne. Dla mnie on nie musi wcale wygrać. Ja chcę w końcu zobaczyć jak skacze na poziomie ścisłej światowej szpicy. Interesują mnie też przedolimpijskie postępy innych polskich skoczków. W końcu w Kanadzie wystąpi ich co najmniej czterech. A pojedzie ich tam przynajmniej pięciu. Więc chciałbym zobaczyć co trenerzy przygotowali nam za danie. Na razie pierwszy selekcjoner, Kruczek Łukasz zresztą, opowiada bajki i w tych swoich opowieściach pływa. Nic z nich zresztą nie wynika, a osiągane rezultaty są niby lepsze niż w dwóch poprzednich latach, ale dalej dość mierne.
Po Zakopanem będzie można przynajmniej być pewnym jednego. Jeśli (piszę o sytuacji, gdy będą równe dla wszystkich warunki pogodowe) Polacy znów nawalą to znaczy, że nie możemy spodziewać się po ich występie w Kanadzie niczego dobrego. Jeśli uzyskają satysfakcjonujące, nie tylko ich samych, wyniki to wtedy spełni się warunek konieczny do tego, że coś tam, w tym Whistler, mogą dokonać. Warunek konieczny, powtórzę. Nie warunek wystarczający.
Kruczek ma dylemat. To znaczy on pewnie nie ma. Jak się go słucha, to on nigdy nie miewa. Dlatego jest, jak jest. Ja na jego miejscu bym miał. Bo dotychczasowe pewniaki skaczą ostatnio na tyle słabo, ze nie wiadomo kogo tam zabrać. Na razie, oprócz Małysza, to przyzwoicie prezentuje się tylko Rutkowski. W trochę kadłubowych, ale jednak, ostatnich 4-ch konkursach PŚ zajął trzy razy 13 miejsce. Co by nie powiedzieć – to jest jakiś tam wynik. Ale reszta?
Stoch miał całkiem udany początek sezonu. Ale jego występ w niedawnym T4S trudno zaliczyć do udanych. Nie wnikam w szczegóły, bo są dla niego niespecjalne. A już start w kwalifikacjach w Kulm każe się zastanowić czy po najlepszym w jego karierze początku sezonu, nie mamy do czynienia z najgorszym jego środkiem. Hula wydawał się być we w miarę dobrej, jak na niego, formie. Po tym co pokazał w ostatni weekend w Japonii można domniemywać, że właśnie oto forma pierzchła. Bachleda, po niespotykanie udanym i budzącym, przynajmniej u mnie, wstrząs termiczny początku sezonu zimowego, wrócił do starej “średniej wieloletniej”. Znaczy się beznadzieja. O dwóch innych “wiecznych reprezentantach” – Śliżu i Żyle nie będę, przez grzeczność, w ogóle pisał. Tym bardziej, że już nawet Kruczek trener doszedł do wniosku, że trzeba na nich, przynajmniej w tym roku, postawić kreskę. I oni, na szczęście, nawet w Zakopanem nie wystąpią.
Pozostają juniorzy, przy czym zorientowani wiedzą, że w skokach ten wiek jest nieco wydłużony. Jest kilku zawodników, którzy budzą nadzieję. Ale to nie są asy , które będziemy wyciągać z rękawa już w Vancouver. Choć gdyby to ode mnie zależało, posłałbym ich do Kanady przynajmniej dwóch, jeśli nie trzech. W kolejności następującej: Krzysztof Miętus (ten chyba tak czy siak pojedzie), Grzegorz Miętus i Klimek Murańka. Dwaj ostatni to szesnastolatki (Murańka ma tak na dobrą sprawę niecałe 15,5), ale talenty pierwszej wody. Więc jak mam oglądać w Whistler męczącego się Bachledę czy nawet Hulę to wolę tych dwóch łebków.
Pozostali juniorzy są nieco starsi, ale mniej utalentowani. Maciej Kot i Dawid Kubacki mogą nas reprezentować w rozgrywkach międzynarodowych, owszem, ale kokosów u bukmachera na nich nie zrobimy.
I tych wszystkich wymienionych naszych skoczków plus jeszcze kolejnego juniora, Andrzeja Zapotocznego, będziemy w najbliższy weekend w naszej zimowej stolicy. Jak się zaprezentują na tle światowej czołówki – zobaczymy. Jak już wyżej wspomniałem – najwyższy czas na dużą formę. I miejmy nadzieję, ze w końcu przyjdzie. Bo czekamy na nią praktycznie od bardzo dawna.
Gwoli portalowego obowiązku przypomnę tylko, ze ostatni raz na najwyższym pucharowym podium Adam Małysz stał w trzeciej dekadzie marca 2007 roku. Prawie trzy lata będzie.
PS. Zapomniałem o jeszcze jednym polskim uczestniku zakopiańskich zawodów. Tonio “Bula” Tajner. Syn prezesa PZN. Jakby ktoś pytał, to powód jego startu jest w tekście. Dla tych, którzy zgadną w którym miejscu przewidziałem nagrody. I miejsce – uścisk dłoni prezesa, II miejsce – dwa uściski dłoni prezesa, II miejsce – trzy uściski dłoni prezesa.
* - bula – miejsce na skoczni gdzie z reguły ląduje Tonio Tajner, choć zdarza się, ze nie tylko on
Inne tematy w dziale Rozmaitości