Tytuł, moim zdaniem, najlapidarniej i najtreściwiej oddaje występ podopiecznych trenera Kruczka w Zakopanem. Zarówno sobotni jak i niedzielny. Podopiecznych Kruczka, a nie Lepistoe, żeby było jasne. To są dwa różne zbiory. O Małyszu będzie innym razem. Nie mieszam.
Pan Kruczek od dwóch lat rządzi i dzieli, z namaszczenia prezesa Tajnera, w polskiej kadrze skoczków. Wcześniej, ze trzy lata, asystował i podpatrywał innych. I Kuttina, i Lepistoe. Przyglądał się ich sukcesom i porażkom. Nic mu to nie dało.
Na początku sezonu wydawało się, że nie będzie tak źle. Szczególnie w zestawieniu z poprzednimi dwoma sezonami, które były, nie licząc ostatniego weekendu poprzedniego sezonu oraz paru incydentalnych startów Stocha, po prostu tragiczne. Kiedy w pierwszym tygodniu grudnia Polacy odnotowali najlepszy zespołowy wynik od lat, wydawało się, że wszystko zmierza ku lepszemu. Atoli wkrótce przekonaliśmy się, że w Lillehammer pomógł nam wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności w postaci wiatru. Każdy następny start był w wydaniu naszych zawodników coraz gorszy. Na Turnieju 4 Skoczni odnotowaliśmy najsłabszy występ od kilku lat. Gdyby nie Rutkowski, to nawet w kadłubowych konkursach tydzień temu w Japonii byłoby tragicznie.
Ale to wszystko nic. Bo oto wczoraj i przedwczoraj, na swojej, oblatanej na wszystkie strony, skoczni Polacy zaprezentowali się KATASTROFALNIE. Tu nie można mówić o występie bardzo słabym. To jest żywcem TRAGEDIA. No bo jak nazwać inaczej to, że na 9-ciu nie kwalifikujących się do niedzielnych zawodów głównych zawodników aż sześciu było z Polski? W tym dwa ostatnie miejsca zajęli zawodnicy, którzy mają pewne miejsca w ekipie wybierającej się do Vancouver? Jak usprawiedliwić to, że z pozostałych 5-ciu podopiecznych pana kruczka do finałowej serii, gdzie w końcu skacze 30-tu, a nie np. 6-ciu skoczków, awansował tylko, i to na słowo honoru, tylko Stoch? Zajął zresztą na koniec miejsce 28-me, co tylko potwierdza zupełny brak formy tego zawodnika. A to jest nasz drugi najlepszy skoczek!
Nieco mniej dla nas kompromitujące wyniki sobotnie (różnica tak naprawdę jest w sumie niewielka) w żaden sposób nie mogą czynić krytyki łagodniejszą. Na trzy tygodnie przed igrzyskami jesteśmy do nich totalnie nieprzygotowani! Wygląda na to, że będziemy tam jedynie od wynoszenia i sprzątania po innych. Jeśli tak będzie to mam nadzieję, że opinia publiczna rozniesie w końcu trenera i ten cały PZN na szablach. Ocenia się po owocach. Mam nadzieję, że dziennikarze TVP, zamiast bawić się w klakierów prezesa Tajnera i jego przydupasów, dokonają rzetelnej oceny występu na igrzyskach i przyczynią się tym samym do obalenia szkodliwego dla polskiego narciarstwa PZN-owskiego układziku.
Może być jeden problem. Ewentualne olimpijskie sukcesy Małysza. O Kowalczyk już nie wspomnę, bo w końcu ona przecież też oficjalnie pod skrzydłami Tajnera jest. Kurtkę jej nawet niedawno kupiłJ. Po prasowej aferze, co prawda, ale zawsze.
Adam Małysz wydaje się rosnąc w siłę. Może nawet taką, która zburzy tegoroczne, wypracowywane przez tygodnie skokowe hierarchie. Ja mam nadzieję na dwie rzeczy jednocześnie. Że Polak faktycznie tego dokona i że jego sukcesy nie będą miały żadnego wpływu na ocenę pracy trenera Kruczka. Tak, jak na ocenę Franciszka Smudy nie mogą mięć wpływu doskonałe wyniki Anity Włodarczyk czy Tomasza Majewskiego. Nie ta parafia, po prostu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości