Tak bym ten mecz nazwał.
Krytykowałem do wczoraj Bartosza Jureckiego. No bo zwyczajnie słabo grał. Wczoraj zagrał bardzo dobrze. I od razu jest zupełnie inny wynik. Dobry kołowy to jest 30% siły zespołu. A dobry Jurecki to nam parę meczów potrafił sam wygrać. Tyle, że nie w tym roku. Miejmy nadzieje, że “Shrek” zatrybił na stałe i teraz już, do końca mistrzostw, będzie grał na najwyższych obrotach. Od tego zależy kolor. Medalu, oczywiście.
Jeszcze więcej pozytywnych emocji wzbudził u mnie drugi Jurecki. Wyglądał jak po sparingu z Tysonem, Tyle, ze ucho miał całe. Jeżeli on tak gra ze złamanym nosem, to jak będzie grał jak mu się to (na finał?) zagoi? Chyba, że to masochista i rajcuje go, żeby go bito. Ale nie wygląda. Wręcz przeciwnieJ
Budzi się również Mariusz Jurasik. Co prawda hiszpański bramkarz to, przy Szmalu, straszny cienias jest, ale parę akcji Polaka decydowało o mozliwości dalszego spokojnego prowadzenia meczu przez zespół.
O słabych ogniwach krótko, bo jak ktoś długo wybrzydza po takim zwycięstwie to go trzeba do weterynarza odstawić. A więc: nawet nie chcę myśleć co się będzie działo z naszymi przeciwnikami jak Bielecki zda sobie sprawę z tego, że co prawda zima w pełni, ale on nie jest niedźwiedziem w letargu tylko Karolem Wielkim. I jak będą wyglądać nasze mecze kiedy Marcin Lijewski skonstatuje, że wycięto mu niedawno dwa migdały, a nie dwa jaja.
Aż mi się twarz w uśmiechu rozjeżdża na samą myśl o tej chwili. Nadejdzie, nadejdzie. W czwartek?
Inne tematy w dziale Rozmaitości