Korzystając z tego, że nic się nie dzieje, poza oczywiście rzucającymi na kolana pytaniami wszystkich członków komisji hazardowej, postanowiłem przyjrzeć się swemu miastu. Z wnikliwością w każdym razie nieco większą niż posłowie zespolonych sił PO i PIS-u w komisji mającej dociec od premiera prawdy o aferze hazardowej. [Tak na marginesie. Mówią, że nie ma POPIS-u. Ale jak trzeba to się można w koalicyjkę szybko zorganizować.] Poza tym dawno akurat mu się bez konkretnego powodu nie przyglądałem. Raciborzowi, nie Tuskowi, rzecz jasna. Pana Premiera se zawsze przed snem oglądam. Żeby mi się lepiej spało.
Wybrałem formę spaceru. Z prostej przyczyny. Jadąc bowiem przez Racibórz samochodem całą swoją uwagę trzeba skupić na jezdni. Nie jest to specjalnie dziwne, bo drogi w tym mieście słyną ze szczególnie beznadziejnego, nawet jak na warunki polskie, stanu. Niemniej w styczniu pojawiła się u nas jeszcze jedna trudność. Na skutek tego, że tzw. włodarzom nie chciało się w odpowiednim czasie wyegzekwować, jak co roku zresztą, od tych, co odpowiadają za te rzeczy w mieście, odpowiedniego oczyszczenia ulic z lodu i śniegu, to mamy teraz co drugą jezdnię zbliżoną profilem bardziej do olimpijskiej trasy najdziwniejszej, moim zdaniem, konkurencji jaką jest jazda po muldach, niż do tego, co przeciętnemu zjadaczowi chleba powinno się kojarzyć z drogą publiczną. Przeciętnemu, bo ci ponadprzeciętni zjadacze, przynajmniej w Raciborzu, nie kojarzą, zdaje się, niczego. Mało jeżdżę tej zimy, ale są tacy co jeżdżą. I mówią, że takiego lodowego raju na ulicach nie uświadczysz w żadnym innym mieście. No to przynajmniej tutaj moje miasto wiedzie prym. Wracając jeszcze na chwilę do tych lodowych rynien to szkoda, że Racibórz tak daleko od Kanady leży. Jak słyszę, w Kolumbii Brytyjskiej mają kłopoty z pogodą i ze śniegiem, że o lodzie nie wspomnę. Można by było zaproponować tym kanadyjskim Indianom, żeby te jazdy po muldach u nas rozegrać. A kasą by się podzieliło. I jeszcze by może zostało na organizację imprezy.
No dobra. Więc, jako rzekłem wcześniej, per pedes apostolorum się wybrałem. I, psia krew, nie stanąłem po stu metrach od rozpoczęcia tej planowanej od kilku dni wycieczki na jakiejś parszywej i zlodowaciałej grudzie śniegu? Oczywiście, że stanąłem. Nie skręciłem nogi w kostce? Oczywiście, że skręciłem. Nie będę kilka dni mógł chodzić? Nie będę. I co z tego mam? Nic. Żebym to chociaż, cholera, tydzień później zrobił. To bym se olimpiadę spokojnie, bez jakiegoś włączania radia w pracy pod stołem, obejrzał. A tak? Akurat jak się zaczną igrzyska to mi się chorobowe skończy. Psia krew. Raciborskich urokliwych miejsc mi się zachciało. Jak Tusku w telewizji.
PS.
Syn mnie przed chwilą pocieszył. Transmisje z igrzysk będą wieczorami. Kanadyjczycy igrzyska pod Europę zrobili. Tyle dobrzeJ
Inne tematy w dziale Rozmaitości