Nie pamiętam, a pamięć mam nienajgorszą, żeby jakaś wielka światowa sportowa impreza rozpoczęła się fatalniej. Nic gorszego nie mogło nas na starcie igrzysk spotkać.
Oczywiście the show must go on i ci, dla których igrzyska to przede wszystkim wielki biznes, zadbali o to, żeby było jak gdyby nic się nie stało ale, abstrahując już nawet od wielkiej tragedii saneczkarza i ekipy gruzińskiej, to wielki policzek dla gospodarzy.
Mamy XXI wiek. To jest najważniejsza impreza ostatnich 4-ch lat na świecie. I na tej imprezie nie potrafiono odpowiednio zabezpieczyć kawałka lodowej rynny. Można sobie opowiadać bajki o tym, ze chłopak był młody i niedoświadczony. Może był. Ale przed nim jechał zawodnik najściślejszej światowej czołówki i też ledwo ze zdrowiem uszedł. To co, on też nie umie jeździć? TOR JEST PO PROSTU NIEPRZYGOTOWANY DO BEZPIECZNEJ JAZDY. Szkoda, że koszt dowiedzenia się o tym jest tak duży.
To samo dzieje się na alpejskim stoku. W pogoni za tym, żeby wszystko szło zgodnie z programem i życzeniami sponsorów na siłę próbowano przeprowadzić trening alpejek. Efekt: przy przejeździe drugiej zawodniczki ciężka (podobno) kontuzja.
Nie oglądam nigdy żadnych otwarć ani zamknięć, więc nie wiem jak to wypadło. Nie interesuje mnie, zresztą. Myślę, że gdyby znikoma cześć pieniędzy przeznaczonych na to widowisko poszła na zabezpieczenie toru saneczkowego to w otwarciu mógłby uczestniczy jeden sportowiec więcej.
Czytam w necie, że znaleziono jednak czas na uczczenie pamięci gruzińskiego sportowca. Tyle, że to marne pocieszenie. Szczególnie dla rodziny Gruzina.
Olimpijska karawana jedzie dalej. Ale ze śmiertelnym garbem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości