HareM HareM
39
BLOG

Adam I Wielki

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 26

 

 Podziwiam Adama Małysza. Pewnienie nie jestem odosobniony. To nie jest tylko wybitny skoczek. To również wielki człowiek. Wielkich ludzi poznaje się nie tylko po ich wyjątkowych dokonaniach. Także po ich stosunku do potencjalnych konkurentów.

 Dokonania sportowców to rzeczy bardzo wymierne. Mierzy się je ilością zdobytych tytułów, trofeów itp. rzeczy. W wypadku Małysza tych zdobyczy jest tyle, że nie mieszczą się już w specjalnie do tego celu zbudowanym i przeznaczonym muzeum. Ale prawdziwą wielkość i przewagę nad konkurentami Małysz wykazuje wtedy, kiedy niekoniecznie z nimi wygrywa. Wtedy, kiedy potrafi, będąc jednym z głównych kandydatów do wygranej, pogodzić się z czyimś zwycięstwem i godnie przyjąć to, że nie jest w danym momencie na pierwszym miejscu.

 Zaimponował mi w Whistler szczególnie. Tym, że po takim dołku zdobył dwa srebra. To po pierwsze. Ale jeszcze bardziej, że zajmując dwa razy drugie miejsce ani słowem nie próbował sugerować, że złota Ammanna mogą wynikać z jego przewagi sprzętowej. Mimo, że moim zdaniem tak jest i że powinniśmy w tej chwili poprzeć Austriaków i złożyć w tej sprawie oficjalny protest.

 O dwóch rzeczach jeszcze wspomnę. Po pierwsze. Nie znam na świecie sportowca (myślę o sportach olimpijskich), a trochę się tym wszystkim interesuję, który ma tak duże zasługi dla swojej dyscypliny, a nie zdobył olimpijskiego złota. I po drugie, co jest konsekwencją pierwszego. Tak wybitny i zasłużony zawodnik nie może kończyć kariery bez olimpijskiego medalu z najcenniejszego kruszcu. To się, z jego punktu widzenia, nie godzi. Dlatego myślę, że Polak, siłą rzeczy, będzie kontynuować karierę do Soczi.

 Jest bardzo ambitny. Musi być. Gdyby nie był, nigdy nie doszedłby do takich rezultatów. I myślę, ze właśnie ta zdrowa ambicja będzie kazała mu próbować startować za 4 lata. Nie jako statysta, ale bardzo poważny kandydat do mistrzowskiego tytułu.

 A gdyby nie, co też będzie przecież zupełnie zrozumiałe, to Polska będzie pierwszym w świecie krajem w historii, gdzie najwybitniejszy na przestrzeni dziejów sportowiec nie ma na koncie tytułu mistrza olimpijskiego. Ale to nie jest dowód na to, że jesteśmy państwem dziwnym. To tylko oznacza, że oprócz reprezentowania najwyższego światowego poziomu przez wiele lat, w tym na tych najważniejszych zawodach, trzeba mięć jeszcze szczęście. Do wszystkiego.   

 Dziś już mało kto pamięta, że przed Salt Lake City Hannawalda nafaszerowano anabolikami jak balon (dwa lata później ten balon pękł z wielkim hukiem), a Ammann przez miesiąc mógł, z racji upadku w Willingen, robić to, co obecnie Marit Bjorgen. Zażywać niedozwolone dla innych substancje, znaczy. Mimo to, na skoczni średniej, Małysz przegrał z nimi tylko dlatego, że w pierwszym skoku wpadł przy lądowaniu w dziurę zostawioną przez upadającego Kasai, bo jakiś tępy Jankes nie wiedział, że takie rzeczy się po każdym skoku powinno wyrównywać. Za kolejne 8 lat nikt nie będzie pamiętał, że różnica między Ammannem a Małyszem wynikała z tego, że ten pierwszy skakał na zupełnie odjazdowym sprzęcie.

I ostatnia rzecz. Małysz przesądził w Whistler o jeszcze jednym. W bezpośredniej rywalizacji o schedę po Nykaenenie pokonał wyraźnie Ahonena. Z racji niespotykanych osiągnięć w Turnieju 4 Skoczni nazwałem sobie Fina, dla różnych własnych potrzeb, Janne I Wielkim. Dobrze, że nie ma na imię Adam. Musiałbym mu te jedynkę na dwójkę zamienic. Zdecydowanie.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Rozmaitości