Pomyślałem sobie, że skoro dochrapałem się już tak okrągłego posta to nie musi być on koniecznie o sporcie. W końcu życie nie obraca się tylko wokół niego. Są przecież inne dziedziny. Tak przynajmniej uważają niektórzy moi koledzy i koleżanki. I rodzina też. A nawet, przepraszam za wyrażenie, niektórzy politycy. Ci gorsi, rzecz jasna, bo ci najlepsi z najlepszych to nie. Oni to nawet na posiedzenie Sejmu nie przyjdą jak jest okazja gdzieś na bocznej murawie pokopać.
Tak wracając do tej mojej rodzinki. Strasznie dziwni ludzie. Poważnie. Mój starszy syn, od czasu jak zmusiłem go, jako 10-latka i pod groźbą kary oczywiście, do oglądania zwycięstwa Małysza w Lahti w roku 2001, nie popatrzył na sportową relację w telewizji. Dacie wiarę? Moja małżonka, szanowna zresztą, słysząc, że zamierzam oglądać Kowalczyk zwróciła mi uwagę, że mówi się „Kowalczyka”, poprosiła bym nazwisk posłów, nawet byłych, w jej własnym domu nie wymieniał i dodatkowo spytała mnie czy nie uważam, że PSL-u to za dużo w naszej rodzinie. To chyba w nawiązaniu do mojego dziadka, który przed wojną był, jak głosi tradycja rodzinna i moja 92-letnia ciotka, u Witosa. A propos, to jak się o tym w dzieciństwie dowiedziałem, to odetchnąłem. Z ulgą, rzecz jasna. Dziadek mógł przecież być od Nowotki albo, nie daj Panie, od Warskiego. Przecież niektórzy takich dziadków mają. Albo ojców. A ja tu na swoją rodzinę narzekam.
Rodzina mojej żony, jak pisałem szanownej, też nie lepsza. Mój szwagier to osiem lat temu córkę do ołtarza w dniu finału MŚ w piłce nożnej posłał! Dwóch bramek Ronaldo nie widziałem! I potem się dziwi, że ja go nie odwiedzam. Albo drugi szwagier, jego brat. W dodatku rodzony. Takie samo nasienie. Jeszcze gorsze, bo wcześniej te swoje odloty miał. Jak w 1972 Fortuna złoto zdobywał to mu się świata zachciało oglądać i teściowi całą radość oglądania zepsuł, bo ten musiał żonę w czasie transmisji na porodówkę odwieźć. A furmanką w zimie ciężko gonić. A co dopiero 40 km w jedną stronę. I po kocich łbach, w dodatku. Ponad godzinę go nie było. Przyjechał z powrotem to ledwo na dekorację zdążył, psia krew.
Tak po prawdzie to jedyni, do których zastrzeżeń mieć większych nie można to mój młodszy syn i brat. Też młodszy, bo ten starszy to tak na dwoje babka, nieboszczka, wróżyła. Choć w zasadzie zastrzeżeń do tego mojego młodszego braciszka też kupę można mieć. Taki przykład. Z Brzegu. Poszedł na studia i potem przeprowadził się na stałe do Krakowa. Ok., chcesz wiochy, masz. Jakoś przeżyłem. Ale żeby mieszkać w Krakowie i Legii kibicować? Zawsze mówiłem Mamie, żeby go przebadać.
Synuś mój kochany jedynie taki jak ja. Jak to mówią „wykapany tata”. Tyle że ma, gówniarz, 4 lata. I się martwię czy jak będzie miał sześć czy siedem to dalej będzie tak chciał te igrzyska do piątej rano codziennie oglądać. Może się przestać słuchać. Ludzie się ponoć właśnie co 7 lat zmieniają.
No i się, cholera, rozgadałem a tu za 5 minut Polska-Bułgaria na wizji. Nie napiszę tego newsa nr 200. Trudno. Kiedy indziej. Przy okazji.
Pozdro.
PS
Tym, którzy autentycznie martwią się moim stanem ducha i ciała donoszę (uprzejmie), że nie wszystkie przytoczone wyżej fakty są prawdziwe.
Inne tematy w dziale Rozmaitości