HareM HareM
49
BLOG

Kowalczyk – baba z kulami. Trzema

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Wczoraj nasza najlepsza sportsmenka skompletowała tegosezonowe trofea. Do dwóch Pucharów Świata (klasyfikacja generalna i na dystansach) dołączyła trzeci. W sprintach. Wcześniej, jak co niektórzy pamiętają, były trzy medale olimpijskie. Jeszcze wcześniej zdecydowanie wygrany Tour de Ski i sporo pucharowych zwycięstw.

Można było jeszcze coś ugrać? Pewnie można, ale nie w tej orkiestrze. Polka ugrała znacznie więcej niż się w sumie można było spodziewać. Inaczej. Po zeszłorocznym “wybuchu” apetyty były, oczywiście, rozbudzone i ogromne. I zupełnie uzasadnione. Ale.

Igrzyska rozgrywano na trasach przypominających te dla inwalidów. Co, zasadniczo, nie powinno dziwić, jako że większość skandynawskich biegaczek i biegaczy to, jak się okazało, astmatycy. A już w Norwegii i w Szwecji to sami tacy. Norwegia zawsze kojarzyła się, przynajmniej mi, z kolebką narciarstwa klasycznego. Ten rok spowodował, że będzie też dla mnie synonimem skutecznej walki z astmą. Skutecznej do nieprzytomności. Tam się walczy z astmą poprzez jazdę na nartach. Kto ma astmę dostaje narty, trenera i, dodatkowo, super leki. Żeby mu się lepiej i szybciej jeździło. Szczególnie na igrzyskach olimpijskich. No i se tak jeżdżą. To jest chyba w tej chwili warunek zostania narciarzem klasycznym w tym kraju. Ale i procent narciarzy u norweskich astmatyków musi być spory. Nie jest, co prawda, na pewno tak duży jak procent astmatyków wśród norweskich narciarzy, ale nie wymagajmy za wiele. W końcu nie każdy astmatyk musi być narciarzem. Bo już odwrotnie to musi. Bezapelacyjnie. Przynajmniej w Norwegii.

Więc w tej orkiestrze, pod batutą FIS, Kowalczyk ugrała dużo. Ogromnie dużo. Myślę, ze po obejrzeniu tras w Whistler już w zeszłym roku Wierietielny z Justyną założyli, ze najważniejszy jest, odwrotnie do tego co deklarowali przez cały sezon do kamery, PŚ i TdS. A igrzyska - jak Bóg da. No i, na szczęście, dał. Wszystko. Dałby więcej, ale ORMO czuwa. W tym roku też. Przybrało postać Marit “Steryd” Bjoergen. Na onecierzadko można przeczytać coś rzeczywiście dowcipnego, ale ta ksywa Norweżki, wzięta ze strony tego portalu żywcem oddaje to, jak jest. Na marginesie. Podobne odczucia miałem po skokach Ammanna w Whistler, tyle, że w tym wypadku sterydy zastąpiły wiązania.

Polski sport to jest, ogólnie rzecz biorąc, straszna bryndza. Ale jeśli by wziąć pod uwagę jednostki to wydaje się, że cały świat nam może zazdrościć. Gości o klasie Roberta Korzeniowskiego czy Małysza nie przypominam sobie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat na całym świecie w żadnym sporcie. Szczególnie, jeżeli zdamy sobie sprawę z przeciwności natury “sędziowskiej” jakie obaj musieli przejść, a w wypadku Małysza mamy do czynienia z nimi przecież do dzisiaj. Do tej dwójki gigantów dołącza na naszych oczach wspaniała Justyna Kowalczyk. Aż strach pomysleć ile złota obwieszałoby dzisiaj jej piersi gdyby nie najtragiczniejsza choroba północnej Europy współczesnej doby – astma. I jak wyglądałyby za cztery lata tabele najwybitniejszych w historii olimpijczyków.

Jedno jest pewne. Polscy kibice mają prawo być dumni. Pierwszy raz w historii mamy zdecydowanie najlepszą narciarkę na świecie. Mimo, że wytacza się przeciw niej ostatnio najcięższe działa. Sterydy (igrzyska), jazdę drużynową (Lahti) czy jazdę nie mającą nic wspólnego z fair play (Drammen, czy jak to się tam pisze).

Miejmy nadzieję, że od przyszłego sezonu działania FIS w zakresie przeciwdziałania dopingowi w narciarstwie klasycznym z ewidentnej pozoracji przejdą w rzetelne czyny. Wtedy, moim zdaniem, można być całkowicie pewnym, że Kowalczyk przez kolejne kilka lat pozostanie królową światowych nart. Bo to, że nią dzisiaj jest, to oczywista oczywistość.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości