HareM HareM
419
BLOG

Chomik to ma klawe życie…

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 7

 

 

Ale tylko samiec, zaznaczam. I to do czasu. A w zasadzie od czasu. Tak wynika z moich obserwacji, których dokonuję przez ostatnie dwa miesiące. I którymi się tera podzielę.

Nasze rodzinne doświadczenia życiowe w zakresie chomików kazały nam nie kupować więcej pojedynczego bydlęcia tylko parkę. Życie samotnika bowiem (mimo, że na wolności takowe prowadzi) może doprowadzić chomika, w połączeniu z matczyną czy macierzyńską wręcz opieką mojej małżonki, szanownej zresztą, oraz klatką, do zapaści na zdrowiu. Na przykład do wylewu z przekarmienia i w konsekwencji do stania się jednym z elementów zaspokajania głodu jakiegoś akwariowego, albo i nie, węża.

No więc po naszej wpadce dopingowej (ostatnio modne) z Pusią postanowiliśmy kupić dwa różne, pod względem płci, chomiki. Nie było to zbyt trudne, bo płeć chomików, w przeciwieństwie do niektórych osobników gatunku ludzkiego, jest mocno rozpoznawalna. Te różnopłciowe chomiki tolerują się (ponoć) na dłużej tylko w jednym przypadku. Jeśli wychowują się razem od dziecka. No to kupiliśmy małoletnie rodzeństwo. Małoletnie, czyli miesięczne. Mniej więcej.

Wcześniej dowiedziono nam także, że kazirodztwo chomików, jako takie, nie prowadzi do żadnych mutacji i nie prowadzi też do sankcji prawnych względem właściciela używających sobie na rodzinie egzemplarzy. Uspokojeni tym faktem mogliśmy już spokojnie przystąpić do hodowli chomika syryjskiego oraz lekcji biologii praktycznej i wychowania w rodzinie (chomiczej) naszego młodszego zstępnego. Bo tak to z perspektywy czasu wygląda.

Nie minęły dwa tygodnie, a Pusia II zaciążyła. A propos. Ona nazywa się oczywiście inaczej, ale imię nadane przez zstępnego jest tak abstrakcyjne i do tego trudne w wymowie, że (jako stara konserwa i w tajemnicy przed zstępnym) nazywam ją, jak nazywam. Puszek (ta sama historia z imieniem) był straszliwie szarmancki. We wszystkim jej ustępował, puszczał przodem (żona twierdzi, że tylko po to by zaraz, znienacka zaspokajać samcze żądze, ale to takie tam babskie gadanie), pozwalał jej pierwszej jeść i pic z miseczek (strasznie dużo piją, w przeliczeniu na masę ciała więcej niż statystyczny Polak- alkoholik), kręcić się na zafundowanej im przez zstępnego karuzeli. Słowem pełna sielana i Wersal. Naprawdę!

Ja już nie piszę o korzyściach wynikających z tego, że wnikliwa obserwacja poczynań podopiecznych przez zstępnego, w kapitalny sposób pozwoliła mi uniknąć trudnych pytań w zakresie prokreacji. Ułatwia to życie. Jak pamiętam, ze starszym zstępnym takiej pomocy ze strony ani takich, ani żadnych innych domowników nie miałem. Była, niestety, sama teoria:).

Wracając do sprawy. Wspomniana sielana trwała do urodzin młodych. W zasadzie dwa dni dłużej. Młodych urodziło się z dziewięć. Ponieważ to pierwszy poród, matka niedoświadczona, to biegała po całej wielkiej klatce i rodziła je, gdzie popadnie. I tu Puszek był nieocenioną pomocą. Chodził, brał je za kołnierz i znosił w jedno miejsce. Kiedy Pusia biegła na piętro (jak już kiedyś wspominałem nasze chomiki mają mieszkanie dwukondygnacyjne) bądź do ubikacji to Puszek kładł się na potomstwie i własną piersią ogrzewał maluchy. I tak było całą pierwszą dobę.

Nie wiem co się stało w nocy. Słychać było wrzaski i piski. A na następny dzień zobaczyłem, że Puszek boi się małżonki, ucieka przed nią, a kiedy zostanie przez nią i tak dorwany, jest okrutnie traktowany. Wyjątkowo. Ona po prostu bezczelnie z całą mocą atakowała mu organy, dzięki którym została matką!

 Na to moja urażona męska solidarność pozwolić nie mogła. Poszedłem, kupiłem klatkę, wydałem kolejne, a jak!, 100 PLN, ale jądra były uratowane!

Od tego czasu Puszek nie robi nic. Kilka dni leżał i chyba leczył te jądra. Teraz, od tygodnia mniej więcej, leży bykiem i nawet nie chce wyjść z klatki kiedy proponuję mu spacer po domu. Dorobiliśmy się domorosłego cesarza. Robi się gruby jak Pusia I. Żeby tylko wylewu nie dostał.

 W tym czasie Pusia chodzi wokół tych łebków jak mały samochodzik. Ciągną z niej strasznie, bo sutki ma prawie do ziemi. Sama chyba nie je, bo co napełni się miskę to wszystko znosi małym. Schudła, zmizerniała. Sama wybrała. Było chłopa nie poniżać. Jeszcze przy dzieciach.

Moja małżonka, szanowna zresztą, zaczyna po tym wszystkim trochę inaczej spoglądać w moją stronę. Doszło do niej, jak to dobrze mieć jednak chłopa w domu. Dlatego jak ostatnio rozłożyłem się w salonie na kanapie i przez cztery godziny oglądałem Małysza i Kowalczyk to słowa nie rzekła. Nawet mi w międzyczasie trzy razy kawkę proponowała. A przecież wie, że nie piję.

Coś w tym musi być, jak powiedział zięć pukając głośno w trumnę teściowej.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości