I nie tylko. Wczoraj przedstawiciele sportów zimowych praktycznie zakończyli sezon. Zostały jeszcze jedne zawody w biathlonie na Syberii, ale to taka musztarda po obiedzie. Przynajmniej dla nas, bo tam, gdzie w tym roku liczą się Polacy, tzn. w damskich biegach i męskich skokach (co to zresztą za pomysł, żeby baby skakały na nartach), rywalizacja skończyła się definitywnie wczoraj. Od dzisiaj pałeczkę przejmują przedstawiciele sportów letnich, choć chyba bardziej precyzyjne byłoby określenie “niezimowych”.
Trzeba przyznać, że nawet ja, który sporty zimowe zasadniczo bardzo lubię, zaczynam w połowie marca tęsknić za transmisjami z kolarstwa, lekkiej czy siatkówki. Nawet z kopanej, choć z wiekiem obserwuję u siebie postępujący proces dystansowania się od tej dyscypliny sportu. BTW. Mój syn twierdzi, że na starość to każdy mądrzeje. Ale mój syn jest złośliwy. Po mamusi.
Trzeba się, proszę Państwa, przestawić. Od soboty będziemy mieć, w końcu, czas letni. To do czegoś zobowiązuje. Również w zakresie oglądania transmisji sportowych. Oczywiście jest jeszcze grono totalnie zakręconych, którzy do czerwca pasjonować się będą hokejem, ale oni są równie nieszkodliwi jak ci, którzy w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia idą na mecz Premier League. I, wbrew pozorom, mogą być poczytalniJ .
Jedno jest pewne. Od dzisiaj zero nart w telewizji. Co prawda nie oznacza to, niestety, odpoczynku od naszych niezatapialnych komentatorów sportowych (jako ludzie wyjątkowo uniwersalni, można powiedzieć przedstawiciele XXI-wiecznego renesansu, szybko przestawią się i będą nas od kwietnia katować już w innych tym razem dyscyplinach sportowych), ale oznacza jednak, chwilowy przynajmniej, odpoczynek od słuchania, między innymi i po raz tysiąc pięćset osiemnasty zresztą, o trzecim bracie Hautamaeki, skłonnościach alkoholowych Larsa Bystoela i Harry’ego Olli, o zaprzepaszczonej szansie Wasiliewa w Turynie, o budzącym respekt, nawet u gruzińskich matuzalemów, wieku Okabe i Kasai oraz o tym, że światowy, ustanowiony przez Piotra Fijasa rekord długości skoku, przetrwał aż 7 lat. Że o reminiscencjach wspólnych pobytów ze Schlierenzauerem w saunie nie wspomnę. Komentatorów biegów pozwolę sobie w tym momencie nie tykać, bo oni powtarzają swoje mantry dopiero drugi rok. To się da wytrzymać.
Miejmy nadzieję, że w tym roku, roku największych w historii polskich sukcesów w sportach zimowych, nasi sportowcy letni dostarczą nam równie wielkich emocji i radości. Życzę sobie i nam wszystkim, aby w grudniu, kiedy zaczną się wszelkiego rodzaju sportowe podsumowania roku, Justyna Kowalczyk i Adam Małysz nie załapali się nawet do pierwszej piątki plebiscytów na sportowca rokuJ .
Tylko nie dlatego, ze piłkarscy kibole zagłosują murem na Lewandowskiego czy inną gwiazdę skopanej, ale dlatego, że polscy lekkoatleci, siatkarze, szermierze, kolarze, żuzlowcy, pływacy czy wszystko jedno kto, pobiją ich jak chodzi o sportowe sukcesy. Bo przecież sukces jest motorem rozwoju i wzrostu zainteresowania ze strony młodzieży. A tego naszemu sportowi potrzeba jak słońca i wody.
Inne tematy w dziale Rozmaitości