Tego się można było spodziewać. Po raz chyba piąty z rzędu Radwańska przegrała z Virusem. I po raz piąty bardzo wyraźnie. Pomijam fakt, że walczyć z Virusem nikomu nie jest łatwo. Chyba, że w grę wchodzi SyR(yc)yna.Ta radzi sobie z tym stosunkowo łatwo. No, ale ona miała wiele lat na to, by się na Virusa uodpornić.
Nasza zawodniczka wydaje się mieć taki stopień odporności, który pozwala, od czasu do czasu, zwalczyć jakąś, przywleczoną znad Wołgi, chorobę bakteryjną, ale już Virusa to nie. W żadnym wypadku. Tym bardziej, ze nie stosuje metod SyR(yc)yny, na którą, jak wskazują z kolei ich wzajemne konfrontacje, ma po prostu alergię.
Cóż. Życzenia wygranej w konfrontacji ze światową czołówką znów okazały się życzeniami pobożnymi. Mówi się, że na Virusy żadne lekarstwo nie pomaga. W wypadku Radwańskiej jest tak, niestety, na bank. Chyba przyjdzie nam poczekać aż Virus, jak każde stworzenie Boże, zginie śmiercią naturalną. W sensie, że skończy karierę, żeby nie było. O SyR(yc)ynie nie wspominając:(
Inne tematy w dziale Rozmaitości