Tak się w tym roku złożyło, że w jednym dniu obchodzimy śmierć Boga i śmierć jednego z największych następców Św. Piotra. Takiej sytuacji jeszcze w kościele katolickim nie było.
Nie mógłbym o sobie powiedzieć, że jako dziecko czy młodzieniec, byłem człowiekiem głębokiej wiary. Nie mogę pewnie powiedzieć tego zresztą i teraz. Ale na pewno jest różnica między moim przeżywaniem Świąt Wielkiej Nocy 30 lat temu i obecnie. Myślę, że spora w tym również zasługa Jana Pawła II-go. Dzięki niemu te niewątpliwie wesołe i bardzo radosne dwa dni – niedzielę i poniedziałek poprzedza, w moim przypadku, kilkudniowa refleksja i zaduma. Różnie to wygląda, ale ważne, że ma miejsce. A to ma pierwszorzędne znaczenie. Bo dopiero wtedy człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę z wagi tego, co się w te trzy dni dwa tysiące lat temu dokonało.
Ofiara Chrystusa, tak przepięknie i prawdziwie oddana przez Mela Gibsona w “Pasji”, wydaje się czymś niepojętym. I z ludzkiego punktu widzenia – NIELUDZKIM. Myślę, że kiedy nasz gatunek będzie ją w stanie naprawdę ogarnąć, ten nasz obecny świat będzie mógł spokojnie przejść na zasłużoną emeryturę. Tak to widzę i wierzę, że to jednak kiedyś nastąpi.
Kwiecień roku 2005 zapisał się w moim życiu wyjątkowo smutnymi zgłoskami. W ciągu dwóch tygodni odeszło z tego świata dwóch bardzo bliskich mi ludzi. Najpierw mój Papież, a w kilkanaście dni później mój Ojciec. Oczywiście inny rodzaj więzi łączył mnie z każdym z nich. Ale ból, jaki odczuwałem, był bardzo podobny. To oznacza tylko jedno. Jan Paweł II musiał być dla mnie, z czego nie zdawałem sobie wczesniej sprawy i czego w ogóle nie odczuwałem, kimś bardzo ważnym. Ogromnie ważnym.
Jeszcze jedno Pamiętam, kiedy w czasie relacji telewizyjnej, wieczorem 2 kwietnia, bezwiednie z oczu zaczęło mi kapać w chwili, kiedy w jednym z okien pokojów, gdzie przebywał Papież i ludzie z jego najbliższego otoczenia, pojawiło się dodatkowe światło. Potem okazało się, że to włączenie światła właśnie oznaczało, że Ojciec Święty dokonał żywota. A ja to w jakiś niewytłumaczalny sposób wyczułem.
Więc ja, i pewnie duża część moich rodaków, przeżywam dzisiaj dwa piątki. Ten Wielki i ten mały. W niedzielę, mimo że będzie tylko jedna, radość też będzie przez to pewnie jeszcze większa niż zwykle.
Inne tematy w dziale Rozmaitości