Tak się z reguły dzieje, że porażki są motorem postępu. I wszelkich zmian. Zwycięstwa to ojcowie stagnacji.
Manchester United w 42 min. miał wygrany mecz. W cuglach. Grał pięknie i był zdecydowanie lepszy. I Manchester spotkanie przegrał. Znaczy wygrał, ale nie wszedł do półfinału. Dlaczego? Bo Van der Saar, bramkarski starzec na którego stawia ciągle inny starzec Ferguson, puścił bramkę z zerowego niemal kąta.
Ferguson puszczał płazem Holendrowi sporo kiksów. Ale zawalenie awansu do dalszych gier w LM to nie jest byle co. Pozycja Szkota w zespole jest niepodważalna. Ale czy na tyle, żeby tym razem również pierwszym bramkarzem pozostał Van der Saar?
Jeśli tak to Polak powinien się czym prędzej zwijac z ManU. Nie ma tam czego szukac. Bo przecież nie może czekac na śmierc Holendra. Ten może życ i 80 lat.
Jeśli nie to w końcu Polak, po trzech latach, zajmie miejsce tam, gdzie jego miejsce. Między słupkami Old Trafford. Szkoda, że będzie to musiało nastąpic aż aż tak olbrzymim kosztem.
PS
Z tymi, którzy uważają, że ManU odpadł przez głupotę da Silvy, nie zamierzam się sprzeczac. Dla mnie ojcem porażki był holenderski bramkarz. Dzięki niemu Niemcy zwietrzyli szansę. A to, że Beazylijczyk zachował się jak sztubak to druga strona medalu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości